Kryzys Śląska to długa opowieść, słabsze wyniki nie zaczęły się przecież w tym sezonie, tylko w tej historii napisano wiele przykrych akapitów – brak pieniędzy, pustki na trybunach, pudła transferowe i tak dalej. Co gorsza, z drużyną może być jeszcze gorzej, bo całkowicie nijaka wiosna postawiła ją w gronie kandydatów do spadku, co byłoby wyjątkowo smutnym rozdziałem w historii mistrza Polski sprzed pięciu lat. Na szczęście dla ekipy Urbana w mieście pojawił się Robert Pich i w parę kolejek pokazał, że może pomóc napisać jednak w miarę szczęśliwe zakończenie.
W sześciu spotkaniach nowej rundy facet uzbierał pięć bramek i jeśli na warunki ekstraklasowe jest to wyczyn sporego kalibru, to w klimacie wrocławskim mówimy o prawdziwej anomalii. Więcej niż pięć bramek Śląsk miał dopiero po siódmej kolejce tego sezonu, kiedy rozbił Wisłę Kraków, natomiast Pich po dwóch miesiącach grania jest już najlepszym strzelcem zespołu. Oczywiście w tym wyczynie bardzo pomocna jest mierna konkurencja, bo choćby czołowy snajper – Biliński – ma trzy gole, czyli tyle samo co Kokoszka, gość raczej nieutożsamiany z workiem bramek co roku. Plecy Słowaka ogląda też Morioka, zdobywca czterech goli, ale tyleż dobry, co nieznośnie chimeryczny.
Jednak o ile rywalizacja ze strzelbami Śląska nie należy do wyzwań specjalnie trudnych, o tyle na tle całej ligi Pich również ma się czym pochwalić. Z wciąż grających u nas piłkarzy jest czwartym, jeśli idzie o czas potrzebny na zdobycie jednej bramki:
1. Dawid Kownacki – gol co 102 minuty
2. Marcin Robak –gol co 103 minuty
3. Rafał Siemaszko – gol co 104 minuty
4. Robert Pich – gol co 105 minut
A jeszcze pamiętajmy, że pozostała trójka gra w klubach bardziej bramkostrzelnych, od Śląska (28 bramek) rzadziej trafia tylko Bruk-Bet (27) i Łęczna (25). A Pich biega po boiskach ekstraklasy od połowy lutego i już ma udział w blisko 20% goli swojego zespołu.
Oczywiście, nie ma też co się łudzić, że facet sam utrzyma Śląskowi ligę, potrzebuję pomocy. Stąd prawo do optymizmu we Wrocławiu po ostatnim meczu, bo nie dość, że udało się wygrać na trudnym terenie w Niecieczy, to jeszcze asystę zaliczył Morioka. Jeśli Japończyk się obudzi i będzie regularnie pomagał drużynie – to było jego pierwsze ostatnie podanie od pierwszej wiosennej kolejki – to na duecie Pich-Morioka można już zmontować drużynę skutecznie walczącą o utrzymanie.
Fot. 400mm.pl