Gdybyśmy grali padlinę po padlinie, to pierwszy bym powiedział, że jest pozamiatane. Ale ja widzę progres. Trafiła mi się grupa bezproblemowych chłopaków. Nie ma tu żadnej ekipy zabawowej czy uderzeniowej, karafka nie chodzi w autokarze. Chyba, że do słodkich rzeczy, bo do kwaśnych już nie – mówi w Przeglądzie Sportowym Franciszek Smuda, trener Górnika Łęczna.
FAKT
Bez Radovicia nie ma w ataku życia.
Od 62. minuty meczu Legii z Wisłą Kraków nie było na boisku nominalnego napastnika. Nie było też dużo goli, bo mecz nie rzucał na kolana. Jedyną bramkę zdobył kapitan Legii Miroslav Radović. W osiemnastce meczowej Legii nie było napastnika. Wszyscy sprowadzeni zimą do Warszawy nie nadają się do gry. Daniel Chima Chukwu jest tak słaby, że nawet w trzecioligowych rezerwach schodzi z boiska po pierwszej połowie. Tomas Necid nie dość, że spisywał się słabo, to doznał kontuzji kostki. Vamara Sanogo leczy się, zaś Tim Matić na razie ogrywa się w rezerwach. Podobnie jak ci, którzy w Warszawie są dłużej: Sandro Kulenović czy niewidziany na boiskach od października Saddam Sulley. Innych nie ma. Dlatego na szpicy musi grać Serb z polskim paszportem.
Pozostałe relacje:
– Jaga liderem, a Probierz gratuluje Lechowi mistrzostwa
– Festiwal bramek na Arenie Lublin
– Rezerwowi Wisły Płock dali radę
I dość absorbujący nagłówek: Lipski z urazem lepszy od gwiazd Lechii.
Nawet jak nie jest w pełni sił, pomaga zwyciężać Ruchowi. Patryk Lipski był najlepszym zawodnikiem chorzowian w wygranym 2:1 meczu z faworyzowaną Lechią. Pomocnik młodzieżowej reprezentacji Polski w tygodniu poprzedzającym sobotnie spotkanie narzekał na uraz. Ostatecznie trener Waldemar Fornalik zdecydował się postawić na Lipskiego, który poprowadził Niebieskich do kolejnego zwycięstwa tej wiosny.
Setka Lewego.
To był wyjątkowo udany dzień dla Roberta Lewandowskiego. Polski napastnik Bayernu Monachium strzelił dwa gole w wygranym 3:0 spotkaniu z Eintrachtem Frankfurt. Dla “Lewego” druga bramka w tym spotkanu była setnym trafieniem dla bawarskiego klubu.
GAZETA WYBORCZA
Trzęsienie na szczytach Ekstraklasy.
Weekendowe wygrane Jagiellonii oraz Lecha, a także niespodziewana porażka Lechii w Chorzowie sprawiły, że gdańszczanie stracili pozycję lidera ekstraklasy. Kryzys to zbyt mocne słowo, ale trudno nie zauważyć, że drużyna Piotra Nowaka ma spory problem. Na własnym boisku wygląda nieźle, choć czasami przytrafiają się cięższe spotkania i dość szczęśliwe zwycięstwa. Ale to, co dzieje się w meczach wyjazdowych, przechodzi ludzkie pojęcie. Wystarczy rzut oka na tabelę, by stwierdzić, że coś jest nie tak. U siebie Lechia strzeliła trzydzieści bramek, na wyjazdach zaledwie dziesięć. To najgorszy – obok Korony Kielce i Arki Gdynia – bilans w lidze. W Gdańsku biało-zieloni potrafią grać szybko, na jeden kontakt, stwarzać sobie mnóstwo sytuacji pod bramką rywala. Na obcym boisku jakby tracili siły i zapominali, po co się znaleźli na murawie. Gra jest rwana, chaotyczna. Piłkę najczęściej podają między sobą środkowi obrońcy. Tydzień temu w Poznaniu wyglądało to podobnie. Lechia nie stworzyła sobie praktycznie żadnej stuprocentowej okazji do zdobycia gola.
Rafał Stec pyta w felietonie: Dlaczego nie ma czarnych trenerów?
Oryginalnie powyższe pytanie brzmiało: czy piłkarscy prezesi są rasistami? Takie jednak nastały niewygodne czasy, że wszędzie czyhają na autora oskarżenia o nęcenie nazbyt prowokacyjnymi, krwawymi tytułami. Stchórzyłem więc, postawiłem na polityczną poprawność. Pokrewne zjawisko badali autorzy wydanej właśnie po polsku „Futbonomii”, czyli książki usiłującej zdemaskować, przy użyciu twardych danych i logicznego rozumowania, przesądy oraz wyssane z palca święte prawdy, które w piłkarskiej szatni prawie zawsze wygrywają walkowerem ze zdrowym rozsądkiem. Simon Kuper i Stefan Szymański zajęli się jednak nie czarnymi szkoleniowcami, lecz zawodnikami – choć w latach 70. i 80. liga angielska z rasizmem wręcz się obnosiła, to oni chcieli jeszcze sprawdzić, czy uprzedzenia wpływały na konkretne menedżerskie decyzje, wyniki, rynkową sytuację piłkarzy. Wykorzystali wcześniejsze odkrycie, czyli ewidentną w futbolu korelację między budżetem na pensje a pozycją w tabeli. Rezultaty potwierdziły ich intuicję. Drużyny zatrudniające więcej czarnych niż inne osiągały lepsze wyniki – systematycznie! – niż wskazywała na to wysokość płaconych wynagrodzeń, ponieważ w lidze angielskiej bardzo długo białych opłacano hojniej niż równie utalentowanych niebiałych. Operuję gigantycznym skrótem (zainteresowanych odsyłam do książki), hasłowo przywołam też wnioski z kolejnego rozdziału, w którym autorzy zwracają uwagę na niedoreprezentację ciemnoskórych trenerów w Anglii, co jednak wyjaśniają szerzej, bo ignorancją środowiska skutkującą np. równie niemądrym przekonaniem, że drużynę powinien prowadzić były gracz, i to poważny wyczynowiec.
SUPER EXPRESS
Piszczek kibicuje nie Lewandowskiemu, tylko Aubameyangowi. Biorąc pod uwagę, że grają w jednym klubie – nic w tym nadzwyczajnego.
Które z trzech rozgrywek są dla was priorytetem?
– W Bundeslidze chcemy zająć miejsce, które zagwarantuje nam grę w Lidze Mistrzów, i to jest główny cel. W Pucharze Niemiec podejdziemy z szacunkiem do rywala z III Ligi (Sportfreunde Lotte – red.), żeby później powalczyć z Bayernem o awans do finału. Zobaczymy, kogo da nam los w Lidze Mistrzów, już nie ma tam słabych rywali.
(…)
W Bundeslidze po raz kolejny o tytuł króla strzelców walczy Aubameyang z Lewandowskim. Kibicujesz koledze z klubu czy z reprezentacji?
– Bardziej kibicuje “Aubie” niż Robertowi, bo na pewno jego bramki pozwolą nam osiągnąć cel, czyli grę w Lidze Mistrzów.
Reprezentacja Polski awansowała na 12. miejsce w rankingu FIFA, wyprzedzając Włochy i Anglię. Jaki jest pułap waszych możliwości?
– Taki, jak ostatni nasz mecz. Wygraliśmy z Rumunią i wiemy, na co nas stać, ale wiemy też, że w Czarnogórze czeka nas ciężki mecz. To jest trudny teren, ale nie możemy dać się przestraszyć, bo i miejscowi kibice nie ułatwią nam zadania. Czujemy się mocni, ale nie lekceważymy rywala.
Lewy strzelił na oczach ciężarnej żony.
Ależ on jest w gazie! Robert Lewandowski (29 l.) strzelił kolejne dwie bramki i ma już na koncie sto trafień w barwach Bayernu. Tym razem Bawarczycy rozstrzelali Eintracht Frankfurt (3:0). (…) Polak mógł podwójnie świętować, bo osiągnięcie bariery stu goli dla Bayernu to duży sukces. 68 z nich strzelił w Bundeslidze, 22 w Lidze Mistrzów, a 10 – w Pucharze Niemiec. Co ciekawe, to już piąty sezon Bundesligi, w którym Lewandowski uzyskał co najmniej 20 goli (wcześniej 2015/16 – 30 goli, 2013/14 – 20, 2012/13 – 24 oraz 2011/12 – 22). Dołączył tym samym do ekskluzywnego grona – poza nim takim wyczynem mogą pochwalić się tylko Gerd Mueller oraz Klaus Fischer. Lewandowski od początku obecnego sezonu wystąpił na wszystkich frontach w 36 spotkaniach, w których strzelił 33 gole i zaliczył 6 asyst.
A co w Ekstraklasie? O zwycięstwie Legii już czytaliśmy, z kolei Cernych włączył szósty bieg.
Niektórzy już wydali wyrok, że po słabym starcie w rundzie wiosennej Jagiellonia nie będzie liczyła się w walce o tytuł mistrza Polski. Tymczasem piłkarze z Podlasia pewnie pokonali u siebie Koronę 4:1 i wrócili na pozycję lidera Ekstraklasy. Tym razem największy wkład w sukces miał Fedor Cernych, autor dwóch goli – w tym ostatniego po podan 50-metrowym rajdzie. To drugie z rzędy zwycięstwo “Jagi” w lidze, która nie zmarnowała szansy, wykorzystując potknięcie Lechii w Chorzowie. (…) W drugiej połowie błysnął skrzydłowy Fedor Cernych. Reprezentant Litwy przeprowadził dwa rajdy, po których zdobył dwie bramki.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka.
Wnioski z meczu Legia-Wisła wyciąga Marek Motyka.
Wisła w stolicy wstydu nie przyniosła
Podobała mi się gra Białej Gwiazdy na stadionie przy Łazienkowskiej. Spotkanie było wyrównane, a w zespole Kiko Ramireza widać było determinację i pomysł. Z taką postawą Wisła powinna bez problemów zakończyć rundę zasadniczą w górnej ósemce. Warto docenić przede wszystkim dyscyplinę taktyczną. Gospodarze wykazali większe doświadczenie i cwaniactwo, jednak remis byłby bardziej sprawiedliwym wynikiem. Przegrać z mistrzem Polski 0:1 po takiej grze to żaden wstyd.
Legia wygrała dzięki doświadczeniu
Można było mieć wrażenie, że legionistom po przerwie brakowało pary w płucach, ale wydaje mi się, że ich taktyka była dostosowana do wyniku. Starali się wciągać wiślaków na własną połowę, a w odpowiednich momentach przyspieszali grę. I mieli świetnie okazje do podwyższenia prowadzenia, bo dwa razy pomylił się chociażby Kasper Hämäläinen.
Kolejny tekst po meczu kolejki: Brlek w cieniu Vadisa.
Problemem Brleka były urazy Zdenka Ondraška i Pawła Brożka. Obu brakło w meczu z Legią, a Mateusz Zachara zagrał wczoraj poniżej ich poziomu i Chorwat miał utrudnione zadanie. Często zmieniał wczoraj pozycję – raz był najniżej ustawiony spośród trzech środkowych pomocników, schodził po piłkę głęboko do defensywy, by rozgrywać od tyłu. W ten sposób grał w reprezentacji Chorwacji U-21. Innym razem dublował Mateusza Zacharę na pozycji napastnika, a w samej końcówce grał na pozycji numer 9. Nie zdążył się odnaleźć w ataku, zanotował kilka strat i został zmieniony. (…) Ofoe był znacznie mniej chaotyczny, konkretny w swoich działaniach. Gdyby koledzy lepiej pilnowali linii spalonego, mógł skończyć mecz z kilkoma asystami, choć momentami po prostu zbyt długo zwlekał z zagraniem. Aktywny do samego końca, w 89. minucie wpadł w pole karne Wisły, zwodem minął Tomasza Cywkę i Krzysztofa Mączyńskiego, oddał groźny strzał, Łukasz Załuska z trudem zbił piłkę na róg. W doliczonym czasie gry, strzałem z rzutu wolnego, znów zatrudnił Załuskę. Belg sprawiał mnóstwo problemów Polowi Llonchowi, którego przerastał umiejętnościami i warunkami fizycznymi. Jedna z jaśniejszych postaci Legii we wczorajszym meczu.
Antoni Bugajski po kolejce zwraca uwagę, że Szymon Marciniak bije kartkowe rekordy.
Przed tygodniem rozdawał czerwone kartki w Poznaniu, gdzie wyrzucił z boiska dwóch piłkarzy, trzeciego z ławki, a do tego odesłał na trybuny trenera Lecha Nenada Bjelicę. W miniony piątek we Wrocławiu znów pokazał dwie czerwone kartki. Nie jest to żaden zarzut, bo każda kara miała swoje stuprocentowe uzasadnienie, całkiem możliwe, że należało się ich więcej. Na boisku kipiało emocjami, piłkarze faulowali, skakali sobie do oczu, brali się za łby jak pod budką z piwem. Problem jest inny. Marciniak to dla piłkarzy wyrozumiały kolega; taki przyjął styl, pewnie dlatego, że sam kiedyś grał w piłkę. I bardzo możliwe, że piłkarze tę jego życzliwość wykorzystują. – Serce mi zabiło, gdy zobaczyłem, że to jest Peszko – mówił w niedzielnym programie „Cafe Futbol” eksportowy arbiter o swoich wrażeniach, gdy musiał ukarać skrzydłowego Lechii czerwoną kartką za złośliwy faul. Z kolei w grudniu po meczu Arka – Jagiellonia sędzia Marciniak sam przyznawał, że krzyknął do bramkarza gospodarzy, aby nie łapał piłki zagrywanej przez obrońcę swojej drużyny, bo będzie rzut wolny pośredni (inna sprawa, że bramkarz nie posłuchał i w efekcie Arka mecz przegrała). Marciniak lubi piłkarzy i piłkarze generalnie (bo są wyjątki – kłaniają się bracia Paixao) lubią jego. Gdy on sędziuje, liczą – może i podświadomie – na jego swoistą lojalność, co często powoduje, że zachowują się jak dzieci pod opieką pobłażliwego ojca. Gdy jednak za bardzo dokazują, ojciec raptownie kończy z partnerstwem. I wtedy zaczyna się płacz…
Gdybyśmy grali padlinę, byłoby pozamiatane – mówi Franciszek Smuda.
– Jak o Górniku mamy rozmawiać, to od razu mówię, że nie spadniemy!
Z biglem pan zaczął.
– Gdybyśmy grali padlinę po padlinie, to pierwszy bym powiedział, że jest pozamiatane. Ale ja widzę progres. Trafiła mi się grupa bezproblemowych chłopaków. Nie ma tu żadnej ekipy zabawowej czy uderzeniowej, karafka nie chodzi w autokarze. Chyba, że do słodkich rzeczy, bo do kwaśnych już nie.
Powtarza pan, że w Górniku jest demokracja, w przeciwieństwie do poprzednich klubów, gdzie w połowie miał pan w sobie coś dyktatora. Złagodniał pan?
– W Górniku dyktatorstwo nie pomogłoby ani grama. Wybieram demokrację. Jeżeli zmienię styl pracy przy tej drużynie, to będzie po nas.