Nie od dziś wiadomo, że Michał Probierz lubi sobie pogadać. To samo można powiedzieć np. również o Franciszku Smudzie, różnica jest jednak taka, że jeden po prostu pieprzy trzy po trzy, a drugi mówi z sensem i zazwyczaj w jakimś celu. Chyba nietrudno dopasować charakterystykę do osoby. Ale i trenerowi Jagiellonii zdarza się przesadzić. Nagminnie robi to na przykład wtedy, gdy ocenia szanse poszczególnych drużyn na mistrzostwo kraju. Tak się dziwnie składa, że jego drużyna – która od wczoraj zajmuje pozycję lidera – zawsze w tym wyścigu jest bez szans.
ZAWSZE. Przypominamy sobie sezon 2014/15, grudzień, do końca rozgrywek o mistrzostwo – którego później bardzo blisko była Jagiellonia – jeszcze szmat czasu. Ale Michał Probierz obwieszcza wszem i wobec: – Legii można już pogratulować mistrzostwa. Nie jest w stanie z nimi rywalizować nikt w Polsce kadrowo oraz finansowo.
Później jakoś udało się Lechowi, a i jego “Jaga” do stołecznej drużyny straciła tylko punkt.
Jednak w tym sezonie Probierz idzie jeszcze szerzej. Przed listopadowym meczem z Legią na własnym terenie zarzekał się, że to przeciwnicy są zdecydowanymi faworytami. W tabeli lepsze miejsce zajmował jego zespół, ale to nic. – Jeśli ktoś ma taki budżet, jeśli gra w Lidze Mistrzów przeciwko najlepszym, to w Ekstraklasie zawsze jest postrzegany jako faworyt (“Sportowy wieczór”).
Ale nie minęło zbyt wielu czasu i okazało się, że “wiecznemu faworytowi”, jakim wg Probierza jest Legia, wyrósł rywal tak silny, że w tamtej chwili to on był bliższej mistrzostwa. Czyżby Jagiellonia? Nic z tych rzeczy. – Lechia Gdańsk. Dla mnie to mocniejszy kandydat od Legii. Gdańszczanie mają stabilny skład, doświadczonych piłkarzy. Pewnie jeszcze kogoś kupią. Lechia dobrze i sprytnie robi, bo o tytule nie mówi głośno (“Przegląd Sportowy”).
Ale, ale, ale… Ten faworyt w hierarchii Michała Probierza nie utrzymał swojego statusu nawet przez całe pięć wiosennych kolejek. Wczoraj po meczu z Koroną trener Jagiellonii wypalił. – Trzeba pogratulować dubletu Lechowi Poznań. Są pod dużą presją i nikt nie wyobraża sobie by z taką siłą nie wygrali ligi i Pucharu Polski.
I dalej: – Pokazują dużą moc i będą rywalizować z Legią. Liga ma trzech faworytów, bo nie zapominajmy jeszcze o Lechii. My jesteśmy kopciuszkiem, który trochę ciasta uszczknie.
Wywołanie do tablicy kompletu największych rywali w niecałe cztery miesiące. Duża sztuka. Oczywiście nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by wskazać powody takiego zachowania. Dwa zasadnicze…
Po pierwsze i oczywiste – chodzi o ściągnięcie presji z piłkarzy.
Po drugie – chodzi o pompowanie własnych osiągnięć, tworzenie poczucia wyjątkowości.
Wczorajsze wypowiedzi dość jasno świadczą o tym, że Probierz chce, by Jaga była postrzegana trochę jak polskie Leicester. I jest to dla niego sytuacja bardzo komfortowa. Jeśli drużyna z Białegostoku zdobędzie tytuł – wielkie wydarzenie. Jeśli nie – wymówka gotówka.
Całość wygląda jednak trochę groteskowo. Z jednej strony trochę dziwnie muszą się czuć: najlepszy piłkarz w lidze, najlepszy bramkarz jesieni, najlepszy lewy obrońca, jeden z najlepszych stoperów, czołowy defensywny pomocnik i jeden z najlepszych strzelców (pół drużyny!), gdy ciągle słyszą, jak ich trener wije się jak piskorz byle tylko nie przyznać, iż ma w szatni taką pakę, że mucha nie siada. Zamiast tego wali jakieś teksty o wielkich rywalach i kopciuszkach. W dodatku w takich ilościach i konfiguracjach, że absolutnie każdy, kto trochę się interesuje rodzimą Bundesligą, potrafi wyczuć ściemę. Dziwne. Tym bardziej, że i bez udawania biednego kuzyna ze wsi, wszyscy przecież docenią pracę, którą Probierz na Podlasiu wykonał. I dzięki której Jagiellonia jest – uwaga, uwaga – jednym z faworytów do zdobycia mistrzostwa.
Fot. FotoPyK