Wchodzimy w ważną część sezonu, bo właśnie teraz decyduje się, czy dana drużyna w siedmiu ostatnich kolejkach będzie drżeć o swój byt w elicie, czy też zagra na luzie o jak najwięcej się da. Spójrzmy na taką Cracovię: rok temu grali świetnie, te rozgrywki mają już dużo słabsze, ale od początku umownej wiosny chcą pokazać, że na pogoń za czołową ósemką nie jest za późno. Jednak dzisiaj na trasie tego wyścigu podstawiono im sporą przeszkodę, bo Paweł Gil nie uznał jak najbardziej słusznie zdobytej bramki.
Zwolennicy technologii goal-line dostali do rąk sporego kalibru argument, w kartach byłaby to para króli, jeśli nie asów. Oto Marcin Budziński faulowany ze dwa razy, walczący sam przeciw wszystkim jednak przedziera się między obronę Arki, uderza sprzed pola karnego, piłka obija poprzeczkę, robi kozioł i wychodzi w pole. Wyglądało to efektownie, lecz konkretu gospodarzom nie dało, bo sędzia uznał, że futbolówka linii bramkowej nie przekroczyła. Otóż przekroczyła i to dosyć wyraźnie:
Goal-line… tak. #CRAARK pic.twitter.com/DhvA01qiYN
— Aleksandra Sieczka (@a_sieczka) 4 marca 2017
Można dyskutować – Gil i asystent byli dobrze ustawieni czy nie byli, mieli łatwą do oceny sytuację czy nie mieli. Jednak kompletnie nic to nie zmienia, fakt jest taki, że Cracovii została odebrana bramka, zamiast jedynki na tablicy wyników wciąż wisiało smutne zero. Sytuacja przypominała tę Lamparda z mundialu w RPA, a skoro wspominamy już Anglika, trzeba powiedzieć – Paweł Gil to sędzia wypalony.
No, można się wściec, tym bardziej, że Pasy schodziły na przerwę przegrywając. Nie byli nic gorsi od rywala, mieli wręcz przewagę, ale po dwóch błędach – swoim i sędziego – dostawali w czapę. Szwoch zagrał do Trytko, ten nie spanikował, tylko mierzonym uderzeniem między parkanami pokonał Sandomierskiego. Dla Cracovii tyle dobrego, że tym razem sędzia się nie zagapił i spalonego nie było, choć początkowo można było mieć sporo wątpliwości, jednak Ferraresso popsuł pułapkę ofsajdową.
Cracovia była więc po prostu zmuszona, by ruszyć jeszcze odważniej, bo jeśli myśli o czołowej ósemce takie mecze jak z Arką musi po prostu wygrywać. I rzeczywiście zaatakowała, miała przewagę – próbował Piątek, ale jego kąśliwy strzał odbił Jałocha. Próbował Cetnarski, lecz jego uderzenie głową minęło słupek o pojedyncze kreski na linijce. Raz piłka wpadła do siatki, ale sędzia słusznie odgwizdał spalonego Vestenickiego.
Przepisowo Cracovia ukuła tylko raz – z lewej strony dorzucił Deleu, idealnie wyskoczył Mihalik i pokonał głową Jałochę, który nie miał nic do powiedzenia.
Jednak to tyle, skończyło się na 1:1, a przecież nawet punkt Cracovii nie urządza. Można się zastanawiać jak wyglądałby ten mecz po golu Budzińskiego – gospodarze przejęliby inicjatywę jeszcze bardziej czy też Arka otworzyłaby się i skutecznie zaatakowała? Niestety, nie mamy takiej technologii, by cofnąć się w czasie, nie mamy też tej bardziej przyziemnej – goal-line. I fakt jest taki, że Cracovia strzeliła dzisiaj dwie bramki, Arka jedną, a padł remis.
Fot. 400mm.pl