Nie jest łatwo wyobrazić sobie dzisiaj polską drużynę zdolną do powstrzymania rozpędzonej poznańskiej lokomotywy. Lechowi kompletnie nie robi różnicy, czy gra na wyjeździe, czy u siebie; czy w lidze, czy w pucharze – rozjeżdża kolejnych rywali nie pozostawiając żadnych złudzeń ani nadziei. Dziś pod pociąg wleciała Pogoń Szczecin, która po raz drugi na przestrzeni kilku dni dostała w czapkę 0:3. Co gorsza dla wszystkich przeciwników Wielkopolan – choć wynik jest taki sam, drastycznie inna była gra, przede wszystkim po przerwie. Lech tym razem zagrał dwie równe połówki, na długie minuty zamykając gości we własnej szesnastce.
Fakt, trener Nenad Bjelica nie bawił się w specjalne oszczędzanie gwiazd czy “rozsądne dysponowanie siłami”. Mimo nadchodzącego starcia z liderem Ekstraklasy, od pierwszej minuty na murawie pojawili się właściwie wszyscy najważniejsi piłkarze Lecha – Kownacki i Jevtić, płuca, czyli Gajos z Majewskim oraz skrzydła – Kędziora z Kostewyczem. Do tego do składu wrócił zdrowy Jan Bednarek, więc właściwie jedynymi istotnymi rotacjami było podmienienie Makuszewskiego na Pawłowskiego (Jevtić przeszedł na prawą stronę) oraz Putnocky’ego na Buricia (bo Trałka/Tetteh to zmiana kosmetyczna).
Skoro więc nie było szczególnych zmian w składzie – trudno było oczekiwać, by zmienił się obraz gry. I faktycznie, znów od pierwszej minuty czarował Jevtić, znów co i rusz do okazji strzeleckich dochodził Kownacki, po raz kolejny po profesorsku grał środek pola, kompletnie pożerając wcale niekiepskich pomocników Pogoni z Rafałem Murawskim na czele. Manifest siły polegał nie tylko na tym, że lechitom wychodziło wszystko, a nawet gdy im nie wychodziło – jak dośrodkowanie Kownackiego – to piłka jakimś cudem i tak niemal wpadała do bramki (centrostrzał zatrzymał się na poprzeczce). Nie, klucz był gdzie indziej – w dwóch pierwszych golach wypracowanych właśnie przez tego, który mógł uchodzić za piąte koło u wozu.
W obecnej formie bowiem kwartet ofensywny Lecha jest raczej nie do ruszenia – bajecznie gra Jevtić, Majewski odnalazł życiową formę, doskonale uzupełnia ich Makuszewski, a na szpicy do swojej zapowiedzianej “dychy” zbliża się Kownacki. Szymon Pawłowski w tym układzie został zdegradowany do roli jokera, choć szczerze powiedziawszy dla nas to raczej jakiś kiepski walet – nie przypominamy sobie jego szczególnie udanych zagrań w ostatnich kilku miesiącach. Gdyby ktoś wczoraj w nocy podał informację, że Pawłowski został wypożyczony do Cracovii – chyba byśmy się nawet nie zdziwili.
Dzisiaj zaś? Pierwszy wjazd w pole karne, skręcenie stoperów, pewny strzał, jest 1:0. Drugi wjazd w pole karne, skręcenie obrońców, dokładne podanie, Kownacki musi tylko dostawić nogę. 2:0. Po niespełna godzinie gry wszystko było raczej jasne, właśnie za sprawą Pawłowskiego. Ale niesprawiedliwie byłoby przypisywać mu wygranie tego meczu. Trzeba wspomnieć choćby o kolejnym pełnym błysku występie Jevticia. Uderzyły nas dwie sytuacje – jeden z pierwszy kontaktów z piłką i idealnie dokręcone podanie otwierające “zewniakiem” oraz drybling w polu karnym Pogoni, gdy w pewnym momencie lechita po prostu stanął w miejscu, zastanawiając się, co można zrobić na 13 metrze od bramki, jeśli przed sobą ma się siedmiu (!) obrońców. Tak, szczecinianie tak mocno obawiali się pojedynków z rozpędzonymi rywalami, że momentami linią wchodzili we własne pole bramkowe.
Ale tę bojaźń można uzasadnić, wystarczy spojrzeć na kompilację dryblingów Pawłowskiego czy Majewskiego. Lech stwarzał sobie zresztą okazje nie tylko po indywidualnych akcjach, ale też klepkach, stałych fragmentach (gol Nielsena, świetny strzał Kędziory wbiegającego na krótki słupek) czy dośrodkowaniach. Właściwie jakąkolwiek drogę rozegrania akcji wybierali – kończyło się groźnie.
Oczywiście Pogoń też miała swoje szanse, ale… Nie no, jakkolwiek byśmy się starali – nie da się o nich napisać nic pozytywnego. Zastanawiamy się tylko, ile w tym ich winy, a ile maestrii Lecha, który walcuje wszystkich, jak leci. 3:0. 3:0. 3:0. 3:0. Powtarzalność. Regularność. Błysk.
Witamy w pociągu Kolei Wielkopolskich. Następna stacja: Warszawa Stadion. Planowany czas przyjazdu: 2 maja 2017.