Dziś w gliwickim klubie spotka się rada nadzorcza, która będzie dyskutowała nad wyciągnięciem zespołu z kryzysu. Pozycja Radoslava Latala nie jest tak mocna, jak mogłoby się wydawać. Piąta kolejna porażka i zarazem trzecia w tym roku sprawiła, że w Gliwicach zaczęto bić na alarm, bo wicemistrz Polski staje się kandydatem do spadku z ekstraklasy. (…) Nic więc dziwnego, że coraz głośniej mówi się o zwolnieniu Czecha. Problemem jednak jest kontrakt, który obowiązuje do 30 czerwca 2018 roku. W umowie ma być zapisana kwota odszkodowania w przypadku wcześniejszego jej rozwiązania – czytamy dziś w Przeglądzie Sportowym.
FAKT
Czytamy o wczorajszej lidze, czyli Ruch nie zwalnia tempa.
Dwa mecze, sześć zdobytych punktów i 5:1 w bramkach. Tak dobrego bilansu Ruch nie miał od dawna. (…) Jesienią nie tak dawno według wielu Niebiescy byli murowanym kandydatem do spadku z ekstraklasy. Dwa ostatnie mecze zmieniły sytuację i już nic nie jest takie pewne. Przed tygodniem zespół trenera Waldemara Fornalika sprawił ogromną niespodziankę, wygrywając na boisku mistrza Polski, a wczoraj poszedł za ciosem i gładko pokonał u siebie Śląsk.
Sławczew kurował się od 19 listopada, wrócił i rozegrał bardzo dobre spotkanie w barwach Lechii.
Brlek nie daje się Stiliciowi.
Petar Brlek nie ma zamiaru oddać za darmo miejsca w składzie Wisły Kraków Semirowi Stiliciowi. W meczu z Jagiellonią (3:1) Chorwat popisał się efektowną asystą przy golu Pawła Brożka. (…) Stilić na razie przygląda się głównie z boku, na boisko wchodzi dopiero w końcówkach spotkań. – Jestem już przygotowany na grę przez 90 minut – mówi Bośniak. Ma jednak za sobą długą przerwę i zimą musiał nadrobić zaległości. Na Brleka tak na dobre zacznie naciskać dopiero teraz. – Czuję się dobrze, ale prawda jest taka, że dopóki nie zagram w podstawowym składzie, trudno powiedzieć, w jakiej jestem dyspozycji. Zobaczymy, jakie decyzje podejmie trener przed kolejnym spotkaniem – dodaje Stilić.
W ramkach czytamy też o tym, że Widzew pobił rekord sprzedanych karnetów, piłkarze Wigier marzą o finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym, a w pierwszej lidze pojawił się sponsor rozgrywek.
GAZETA WYBORCZA
Lech z prawdomównym trenerem.
Trener Nenad Bjelica chłodzi rozgrzane głowy i jest to dobra metoda. – Wyznaję zasadę fundamentalną dla ligi, by nie wyciągać nadmiernie szyi. Im bardziej staje się na palce i patrzy przed siebie, tym większe prawdopodobieństwo upadku. Mnie interesują nie doraźne sukcesy, ale osiągnięcie końcowego celu – mówi. Lech przed wznowieniem rozgrywek tracił aż siedem punktów do liderów Lechii i Jagiellonii. Tracił dystans nawet do Legii, która miała na głowie mecze w europejskich pucharach. Wyglądało więc na to, że drużynie pozostało skupić się na Pucharze Polski, w którym awansował do półfinału. Wszystko ponad to byłoby miłym zaskoczeniem. Ale potknięcia Lechii, Jagiellonii i Legii przy kapitalnej formie Lecha sprawiły, że nie wiadomo, który z dwóch meczów w Poznaniu w tym tygodniu – półfinał PP z Pogonią czy ligowy z Lechią – jest ważniejszy. Bjelica ma wyniki i zdobywa szacunek kibiców, choćby szczerością. Przed meczem z Pogonią zdradził, że pozyskany niedawno obrońca Elvis Kokalović nie był pierwszym wyborem Lecha. – Chcieliśmy mieć kogoś innego, w ostatniej chwili sięgnęliśmy po Elvisa – rzekł.
Mamy też tekst o trzecioligowym Widzewie, który bije rekordy.
Jeden z najbardziej utytułowanych klubów z Polsce półtora roku temu zbankrutował. Odbudowy podjęło się kilkunastu fanów. Drużyna zaczęła rozgrywki w czwartej lidze i po sezonie awansowała do trzeciej, choć nie miała nawet własnego stadionu. W wyższej klasie nie wiedzie się jej tak dobrze i na półmetku zajmuje piąte miejsce ze stratą 12 punktów do ŁKS, lokalnego rywala. Od kilkunastu dni Widzew ma nowy stadion, wybudowany przez władze Łodzi za 128 mln zł. Inaugurację zaplanowano na 18 marca, kiedy widzewiacy w drugiej kolejce rundy wiosennej zagrają z Motorem Lubawa. Wielkiej fety nie będzie, bo klubu na nią nie stać, ale w czasie ceremonii przy komplecie widzów Zbigniew Boniek ma strzelać karne Józefowi Młynarczykowi. W Widzewie spodziewano się, że na otwarciu może być kilkanaście tysięcy ludzi, ale zainteresowanie karnetami zaskoczyło wszystkich.
SUPER EXPRESS
Miroslav Radović stwierdza: Mniej gadania, więcej pracy.
Punkt w dwóch ostatnich meczach to rozczarowujący dorobek.
– Na pewno to nie jest fajne, tym bardziej że przecież walczymy o mistrzostwo Polski. Musimy wszystko przeanalizować, wyciągnąć wnioski i skupić się na kolejnym meczu. Mniej gadać, a więcej pracować. Wiemy, co mamy robić.
Co czułeś, gdy oburzeni kibice w żołnierskich słowach wyrażali niezadowolenie z waszej postawy?
– Rozumiem kibiców. Pokazali, że są niezadowoleni i mają do tego prawo, bo przychodzą na stadion, by zobaczyć dobre widowisko. Niestety, zobaczyli słaby mecz w naszym wykonaniu.
Co się dzieje z Tomasem Necidem, który kolejny raz zagrał słabo i został zmieniony?
– To nie pytanie do mnie. Każdy pracuje na boisku jak może, a czy to wystarczy? Tego nie wiem.
Dziś 70. urodziny obchodzi Włodzimierz Lubański, który wspomina piłkarską karierę. Jestem dumny z tego, co osiągnąłem – mówi.
Jest pan zadowolony z kariery?
– Tak, przyjemnych momentów nie brakowało. Choćby debiut w wieku 16 lat w reprezentacji Polski, złoty medal na olimpiadzie 1972, zwycięstwa z Górnikiem Zabrze w europejskich pucharach czy sukcesy z kadrą. Te wspomnienia zostaną w pamięci do końca życia. Jest tego dużo, bo zacząłem na arenie międzynarodowej jako 16-latek, a zakończyłem, mając 38 lat.
Najtrudniejsze chwile to chyba kontuzja kolana w meczu z Anglią w 1973 roku?
– Tak, to było zatrzymanie kariery w najpiękniejszym okresie rozwoju. Miałem 27 lat. Ponad rok nie grałem. Ale jak pan Kazimierz Górski podkreślał: “Włodku, widać los tak chciał”.
Miał pan ofertę z Realu Madryt…
– Tak, była bardzo poważna, bo prezydent Realu był w tej sprawie w Polsce. Rozmawiał z Górnikiem, który był skłonny negocjować. Ale władze polityczne nie pozwoliły na wyjazd. Miałem 23 lata. Wtedy był inne realia. Dziś to byłaby kwestia negocjacji finansowych. Real to był najlepszy klub świata, wyżej nie można było pójść.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka dedykowana Justynie Kowalczyk.
Boniek rozpoczyna walkę z fikcją solidarności – ciekawy materiał Tomasza Włodarczyka.
Piątego kwietnia Zbigniew Boniek stanie do walki o członkostwo w Komitecie Wykonawczym UEFA. Jego najważniejszym postulatem jest usprawnienie zasady solidarnego wkładu. Powód? Prezes PZPN wysłał do wszystkich europejskich federacji analizę firmy Deloitte weryfikującą efektywność działania mechanizmu. Według badania solidarity payment to fikcja, a kluby nagminnie nie płacą tym, którym należą się pieniądze za wyszkolenie zawodnika między 12 a 23 rokiem życia. (…) W latach 2001-2016 przeprowadzono transfery międzynarodowe na zawrotną kwotę 31,8 miliarda euro. W ramach solidarnego wkładu (zasady działania wytłumaczone w ramce) do klubów uczestniczących w szkoleniu powinno trafić 5 procent tej kwoty, czyli ponad 1,5 mln. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Według analizy Deloitte system solidarnego wkładu jest totalnie nieefektywny, o czym świadczy fakt, że do klubów trafiło tylko 26 procent wymaganego wkładu. To oznacza, że w ciągu 15 lat zawrotna kwota 1,1 mld euro rozpłynęła się w powietrzu. (…) Problem dotyczy przede wszystkim małych i średnich zespołów. Te nie posiadają wystarczających zasobów do egzekwowanie należności. Nie mają przygotowania organizacyjnego, prawnego oraz finansowego, by dochodzić swoich roszczeń przed organami FIFA. Często nie wiedzą nawet, że jakiekolwiek pieniądze im się należą, a jeżeli zostały pominięte, nie są w stanie skontaktować się ze znacznie większym klubem w celu wezwania do zapłaty.
W Legii licytacja udziałów odwołana.
Nie dojdzie do zaplanowanej na 20 marca licytacji udziałów w Legii pomiędzy Dariuszem Mioduskim a Bogusławem Leśnodorskim i Maciejem Wandzlem. Obydwie strony sporu nie doszły do porozumienia w sprawie szczegółów tzw. “shoot-outu”, choć jeszcze kilkanaście dni temu wszyscy zapewniali, że są o krok od podpisania stosownych dokumentów. Co dalej? Jak zapewnią współwłaściciele, chcą się między sobą dogadać, ale na innych zasadach, w zaciszu gabinetów.
Elvis Kokalović nie był pierwszym wyborem dla Lecha.
Niewiele brakowało a Elvis Kokalović nie trafiłby do Lecha. – Byliśmy bardzo blisko podpisania kontraktu z innym zawodnikiem – zdradza trener Nenad Bjelica. Według nieoficjalnych informacji, chodziło o Portugalczyka, którego klub obserwował od dłuższego czasu. To zresztą nie pierwsza taka sytuacja, że na Bułgarską trafia ostatecznie piłkarz, który nie był na szczycie listy życzeń. Przypominając sobie przykłady z przeszłości, można wręcz stwierdzić, że to norma. Rzadko udaje się bowiem namówić do przyjścia „jedynkę” z klubowego rankingu. Powstaje on w ten sposób, że na podstawie obserwacji działu skautingu na poszczególne pozycje wybieranych jest kilku kandydatów. Dla przykładu, kiedy w grudniu Bjelica był pytany o środkowych oraz lewych obrońców, odpowiadał, że na jedną pozycję oglądał siedmiu, a na drugą – pięciu piłkarzy. To z nich mieli być wybrani następcy dla Paulusa Arajuriego oraz Tamasa Kadara. (…) Po odejściu Węgra do Dynama Kijów można było jednak przystąpić do działania. I wiadomo, że „jedynką” do środka obrony był gracz z ligi portugalskiej. – Właściwie ten temat upadł w ostatniej chwili, kiedy już szykowaliśmy się do finalizacji – mówi Bjelica, który ostatecznie dostał Kokalovicia. Od razu trzeba zaznaczyć, że skoro znajdował się niżej na liście, nie oznacza, że nie będzie wzmocnieniem.
Sądny dzień dla Latala?
Dziś w gliwickim klubie spotka się rada nadzorcza, która będzie dyskutowała nad wyciągnięciem zespołu z kryzysu. Pozycja Radoslava Latala nie jest tak mocna, jak mogłoby się wydawać. Piąta kolejna porażka i zarazem trzecia w tym roku sprawiła, że w Gliwicach zaczęto bić na alarm, bo wicemistrz Polski staje się kandydatem do spadku z ekstraklasy. Piłkarze mają wyraźne problemy z kondycją, bo w każdym tegorocznym meczu po przerwie prezentowali się zdecydowanie gorzej niż w pierwszej połowie. – Widać, że coś nie gra. Uważam, że problemy zaczęły się od odejścia i powrotu trenera Latala. Najpierw nagle tuż przed ligą odszedł z klubu, by do niego wrócić i pracować z zespołem, który podobno był za słaby – mówi „PS” były prezes Piasta Józef Drabicki. Nic więc dziwnego, że coraz głośniej mówi się o zwolnieniu Czecha. Problemem jednak jest kontrakt, który obowiązuje do 30 czerwca 2018 roku. W umowie ma być zapisana kwota odszkodowania w przypadku wcześniejszego jej rozwiązania.
Co się wydarzyło wczoraj w Ekstraklasie? Ruch wreszcie uciekł z dna tabeli.
Miejscowi przy Cichej nie błyszczeli, tak jak w starciu z mistrzami Polski, ale wygrali. Podwójne powody do radości miał Michał Koj. Obrońca powrócił do gry po ponad 5 miesiącach. W poprzednim roku przez długi czas musiał przebywać w szpitalu, bo w spotkaniu z Bruk-Betem doznał urazu czaszki. Wczoraj zagrał na lewej stronie defensywy, wystąpił w ochronnym kasku, w takim jakiego od lat używa słynny czeski bramkarz Petr Cech i prezentował się dobrze. Widać było wyraźnie, że nie ma żadnej traumy po pechowym zdarzeniu z września. Po jednym ze starć zaczęła cieknąć mu krew z nosa. Po spotkaniu razem z kolegami z drużyny i kibicami radował się z wygranej, i nie przeszkadzał mu wcale rozkwaszony nos.Bardzo dobrze spisywał się na skrzydle Miłosz Przybecki, który wiosną zaczął grać głównie dlatego, bo odstawiony na boczny tor został Kamil Mazek (piłkarz nie chce przedłużyć umowy i dlatego jest poza meczową 18). Czasami podaniami czarował Patryk Lipski. Chorzowianie nie błyszczeli jednak tak jak przy Łazienkowskiej.
Milik bronią na Starą Damę, czyli Polak ma zagrać w pierwszym składzie.
Napoli nie uczy się na własnych błędach? By przecząco odpowiedzieć na to pytanie Arkadiusz Milik i spółka muszą we wtorek nie tylko zostawić po sobie na Juventus Stadium doskonałe wrażenie, ale wreszcie utrzeć nosa znienawidzonej w Kampanii Starej Damie, która zdominowała w ostatnich latach wszystkie rozgrywki pod egidą Lega Pro. Bianconeri do mistrzostw zdobywanych rokrocznie od pięciu lat, od dwóch sezonów dokładają triumfy w krajowym pucharze. Dzisiaj Napoli z Polakami w składzie może utrudnić powtórzenie tych osiągnięć.