Reklama

Kazimierski bredzi o osiągnięciach Dowhania

redakcja

Autor:redakcja

01 lutego 2010, 20:13 • 2 min czytania 0 komentarzy

Nie wiemy, w jaki sposób umila sobie chłodne, zimowe wieczory Jacek Kazimierski ale z całą pewnością powinien odstawić to, czym aktualnie się delektuje. No, chyba że to jeszcze zmęczenie wypadem do Tajlandii daje znać o sobie i pogarsza sprawność umysłu trenera bramkarzy w reprezentacji. Na łamach “Futbol News” człowiek, który polecił ostatnio do kadry Mariusza Pawełka zabrał głos w sprawie, którą tak naprawdę powinien przemilczeć. Otóż “Kazimiera” porównuje się do trenera bramkarzy w Legii Krzysztofa Dowhania i przy okazji trochę wyśmiewa jego osiągnięcia z ostatnich lat. Trochę to wszystko niesmaczne, biorąc pod uwagę, że jedyne, co w tym czasie osiągnął Kazimierski to wyrobienie kart stałego bywalca w kilku warszawskich i krakowskich klubach (wiadomo, jako stały klubowicz nie ma w tych miejscach problemów z wejściem).
Ł»ale Kazimierskiego zaczynają się od tego, że nawet jego wychowanków przypisuje się pracującemu w Legii Dowhaniowi. – To ja ściągnąłem do Legii Artura Boruca i to ja z nim pracowałem przez pierwsze dwa lata. Tak samo z Wojtkiem Kowalewskim. To moi wychowankowie. Nie chwaliłem się tym, bo i po co – mówi trener bramkarzy w kadrze. Zapomniał dodać, że po sprowadzeniu Boruca do Legii odesłano go do Dolcanu Ząbki, a w dwóch pierwszych sezonach w ekstraklasie zagrał łącznie pięć spotkań. To samo z Kowalewskim: od wiosny 1997 do końca 2000 roku zagrał w Legii JEDEN mecz w ekstraklasie. To była przemyślana, cwana decyzja trenera bramkarzy? Czy gdyby faktycznie miał nosa do talentów, przez tyle miesięcy mdliłby nas castingami na bramkarza w Wiśle?

Kazimierski bredzi o osiągnięciach Dowhania

Z wypowiedzi Kazimierskiego wynika, że Dowhań to jeden wielki, życiowy farciarz. Pracę w Legii dostał dzięki swojemu poprzednikowi (“Gdyby nie ja, Krzyśka w tym klubie by nie było! Nie podobała mi się współpraca z trenerem Dragomirem Okuką, dlatego odszedłem z Legii. I na moje miejsce przyszedł… Dowhań”), a transfer Jana Muchy to tylko przypadek. – To Dowhań miał szczęście trafiając na Janka, a nie na odwrót! I to wielkie szczęście, bo w Legii początkowo Muchy nie chciano. Mówiono, że jest średni. Nie udało się ściągnąć nikogo lepszego, więc zatrudniono Słowaka, bo był tani w utrzymaniu. Okazało się, że chłopak ma talent, dano mu szansę i dziś Legia ma z Janka pociechę. Ale powtarzam raz jeszcze, to Dowhań miał szczęście, że trafił na Muchę – podkreśla Kazimierski.

Wow, ależ mu musiał gul skoczyć. Szczerze mówiąc – żal dupę ściska. Zazdrość asystenta Smudy jest tak wielka, że nie zdziwilibyśmy się, gdyby przypisał sobie wpływ na karierę Łukasza Fabiańskiego. Choć nie wyobrażamy sobie, żeby spod ręki Kazimierskiego wyszedł chociaż jeden przyzwoity bramkarz nadający się do kadry, życzymy mu by miał w życiu tyle samo szczęścia, co Dowhań. Najlepiej z pożytkiem dla reprezentacji.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...