Myśleliście, że widzieliście w zawodowym sporcie już wszystko? Eddiego Edwardsa, ubijającego śnieg na zeskoku, pływaka z Afryki, który prawie utopił się na igrzyskach, czy mecze z wynikiem 10:0 w eliminacjach piłkarskich mistrzostw świata? Granica została właśnie przesunięta. Koszykarki drużyny Moons z Salwadoru przegrały w lidze z LMM Romero różnicą 107 punktów. Naszą cichą bohaterką jest Mirna Mejia Fernandez, która zdobyła jedyne dwa punkty dla pokonanych.
Pamiętacie grę w koszykówkę w szkole? Wyobraźcie sobie mecz, w którym ktoś złośliwie wybierał składy drużyn i do jednej trafili najlepsi gracze, silni, wysocy, zdeterminowani, a do drugiej – klasowe ogórki, cieniasy. Czy jesteście sobie w stanie wyobrazić wynik 109:2? My też nie!
Jasne, Salwador jest daleko, tamtejsza liga kobiet zdecydowanie nie należy do najlepszych na świecie, ale i tak… 109:2? No bez jaj! Takie rzeczy nie zdarzają się nawet w kompletnie amatorskich zawodach. A tu mieliśmy ligę, jakby to nie brzmiało w tej sytuacji, zawodową. Serio. Nawet jest komplet statystyk z tego meczu. Trzeba przyznać, że wyglądają zdecydowanie oryginalnie. Liderki zespołu LMM Romero: Guatemala – 43 punkty, Santana – 14 punktów, Barraza – 11, Laguan i Flores – po 8. Liderki zespołu Moons: Mirna Mejia Fernandez – 2 punkty. A wszystko w lidze Fesaball, której hasłem jest “Amor, Passion, Orgullo”, czyli miłość, pasja i duma. Jasne, duma…
Inne statystyki mówią wprawdzie, że Moons są najgorszą drużyną w lidze, ale taki wynik i tak nie miał prawa się zdarzyć. W 9 meczach dziewczyny zaliczyły komplet porażek, ale zdobyły jednak 165 punktów, tracąc 747. Przy okazji, LMM Romero wcale nie są jakąś super mocną ekipą: 8. miejsce w tabeli, 4 porażki i 5 wygranych, w tym ta spektakularna z Moons.
Liczymy, że niebawem wpadnie na Youtube film z tego meczu. Serio, chcielibyśmy zobaczyć radość pokonanej drużyny, kiedy w końcu udało im się trafić do kosza. Bo musicie jeszcze poznać statystyki poszczególnych kwart. Zaczęło się od 32:0. Druga kwarta to nieco wolniejsze tempo i „tylko” 23:0, czyli do przerwy 55:0. Trzecia część: 24:0. I wreszcie, w siódmej minucie ostatniej części nastąpiło przełamanie. Panna Fernandez zdobyła upragnione punkty (na 2:87). W ostatnich sekundach miała jeszcze trzy rzuty wolne, jednak – co za niespodzianka – żadnego nie trafiła. Ale dwa punkty zdobyła, więc nie było kompromitacji. No dobra, jasne, że była, ale przynajmniej nie do zera. Zapamiętajcie to sobie: nikt nie wygrywa z Moons do zera!
JC