Polonia Warszawa ściągnęła piłkarza z Primera Division, co brzmi dumnie, albo – inaczej patrząc na temat – piłkarza, który w tym sezonie w lidze nie zagrał w Sportingu Gijon nawet minuty. Czy szklanka jest do połowy pełna, czy do połowy pusta, pokaże czas, chociaż ostatnie doświadczenia z Hiszpanami w naszej lidze każą nam zachować ostrożność (nawet biorąc poprawkę, że Bakero to nie Trzeciak).
Dziwne jest, że trener Bakero dopiero co opowiadał coś takiego:
– A gdyby Polonia miała zmierzyć się z którymś klubem Primera Division?
Nie bałbym się zagrać z którymkolwiek z tych wspomnianych 14 zespołów. Weźmy na przykład Racing Santander, Sporting Gijon, Tenerife, Xerez.. Moglibyśmy z nimi zagrać choćby jutro i gwarantuję, że byśmy się nie ośmieszyli.
– To dlaczego w takim razie nasi piłkarze nie grają w Hiszpanii?
Dlatego, że nikt stamtąd ich nie ogląda, nikt o nich nic nie wie. Proszę bardzo, ja przyjeżdżam, podoba mi się jakiś piłkarz i zabieram go do Hiszpanii. Ale jeśli żaden trener tutaj nie był, nie zna polskiej ligi, to jak ma kupować stąd zawodników?
No tak, Polonia mogłaby grać ze Sportingiem Gijon, polscy piłkarze mogliby grać w Sportingu Gijon, tymczasem… wzmacniamy warszawski klub gościem z głębokich rezerw Sportingu Gijon. Przecież to się kompletnie nie trzyma kupy. 26-letniemu Andreu życzymy powodzenia, ale wolimy na razie nie oczekiwać zbyt dużo – już się przejechaliśmy na Descardze.