Kiedy się nad tym zastanowić, trzeba przyznać, że Urszula Radwańska ma w życiu naprawdę pod górkę. Młodsza siostra tenisowej gwiazdy, zawsze ta druga, zawsze w cieniu. I choć kiedyś awansowała do pierwszej trzydziestki rankingu, to nigdy nawet się nie zbliżyła do wyników Agnieszki. Potem przyszła seria kontuzji, chorób i innych problemów, przez co dziś jest zawodniczką numer 322. w zestawieniu WTA. Czy jeszcze uda jej się nawiązać do czasów świetności?
Obie krakowianki były cudownymi dziećmi tenisa, obie miały na koncie zwycięstwa w juniorskich turniejach wielkoszlemowych i obie osiągały numer 1 w światowym rankingu juniorek. U Agnieszki potem wszystko poszło gładko, jako mistrzyni juniorskiego Wimbledonu dostała dziką kartę do turnieju seniorek i wykorzystała ją doskonale, docierając do 4. rundy. W efekcie już jako 17-latka kończyła sezon na 57. miejscu w rankingu. Od dziesięciu lat z niewielkimi przerwami stale jest w Top 10 światowej listy. Na korcie zarobiła ponad 26 milionów dolarów, ma kilka lukratywnych kontraktów. Słowem: bajka.
Pomoc od mistrza Australian Open
U Uli nic nie szło tak szybko. Jako 19-latka zakończyła sezon na 66. miejscu, ale rok później ledwie łapała się w Top 200. Po dwóch latach przyszedł najlepszy rok w karierze i w październiku 2012 była notowana na 29. miejscu w rankingu. Wydawało się, że jest na właściwiej drodze, by dołączyć do będącej w czołowej dziesiątce siostry.
Tak się jednak nie stało, nigdy nie przebiła się wyżej. Dzisiaj na wyniki z sezonów 2012 i 13 może patrzeć jak na inną galaktykę. Jak Leeds United, dziś ze średnim skutkiem walczące w Championship, na swoje boje z Realem Madryt i półfinał Ligi Mistrzów z 2001 roku. Z tą jednak różnicą, że angielskiego klubu w Champions League w najbliższym czasie nikt się nie spodziewa, a Ula ma wszelkie papiery, by znów grać w ścisłej czołówce. Potwierdza to w rozmowie z Weszło między innymi Johan Kriek, dwukrotny mistrz Australian Open, obecnie prowadzący akademię tenisową na Florydzie.
Młodsza z sióstr Radwańskich poprzedni sezon w zasadzie może odciąć grubą kreską i o nim zapomnieć. W lutym zerwała ścięgna w stawie skokowym na turnieju w Meksyku. Na domiar złego tamtejsi lekarze powiedzieli jej, że to nic poważnego i że zaraz wróci do gry. Dopiero gdy poleciała do USA na kolejny turniej, doktor złapał się za głowę i spytał, jak to możliwe, że ona w ogóle chodzi. Błyskawicznie wyruszyła więc do Polski na operację i długą rehabilitację. Kiedy wróciła do gry, bardzo szybko dopadły ją kolejne problemy: poważna sprawa alergiczna i mononukleoza. Przez cały rok nie dopisała prawie nic do 1,8 mln dolarów wygranych w karierze. W grudniu wreszcie była w pełni wyleczona. Wznowiła treningi najpierw na pół gwizdka, po trzy razy w tygodniu. W styczniu była gotowa do trenowania codziennie i trafiła do akademii Krieka (na zdjęciu po prawej).
– Mam nadzieję, że to będzie mój rok i pokażę swoją prawdziwą formę. Ciężko pracuję, ale bardzo się z tego cieszę, bo ja żyję tenisem, to moja pasja – mówiła w rozmowie z Jastrząb Post.
Nowa Ula idzie po swoje
– Ula trenowała w naszej akademii przez ostatnie dwa tygodnie. Trzeba pamiętać, że ona wraca do gry po kontuzji i chorobie, które zatrzymały ją na wiele miesięcy. Przede wszystkim starałem się ją przekonać, że nie może myśleć o negatywach i pytać „dlaczego ja”. Zamiast tego powinna skupić na „nowej Uli” i grać bez żadnego strachu. Po prostu powinna iść po swoje – wyjaśnia Johan Kriek w rozmowie z Weszło. – Ula już wie, jak to jest być bardzo blisko topu i zdaje sobie sprawę, co trzeba zrobić, żeby tam dotrzeć. Większość młodych zawodniczek w tourze nie ma o tym pojęcia, a to daje Polsce bardzo dużą przewagę.
Po treningach u Krieka, Urszula zagrała w małym turnieju w Surprise. W pierwszym spotkaniu wygrała w dwóch setach z Jacqueline Cako, choć w drugiej partii przegrywała już 0:3
– Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że jest już gotowa do gry. Nie przypuszczałem, że będzie w stanie zagrać dwa sety, więc gdy zobaczyłem 0:3 w drugim, byłem pewny, że już jest po meczu. Wielkie brawa dla niej, że wyciągnęła wynik i wygrała – chwali córkę Piotr Radwański.
W kolejnej rundzie rzeczywiście jednak Uli zabrakło sił. Przegrała 4:6, 1:6 z Rumunka Adiną Cristian, 347. w rankingu. To jednak porażka bez większego znaczenia, pokazująca tylko, jak długa i wyboista jest droga powrotna na szczyt.
Top 30, a nawet wyżej
Kriek nie ukrywa, że bardzo wierzy w młodszą z sióstr Radwańskich. Zapewnia, że Polka ma wszystkie argumenty, by szybko wrócić do światowej czołówki. – Dałem Uli trochę rad taktycznych w zakresie tego, jak może wykorzystywać swoją przewagę. W tenisie tak naprawdę decydujące znaczenie ma wola zwycięstwa: moja kontra rywala. Ona ma odpowiednie narzędzia, by zniszczyć wolę zwycięstwa u rywalek – tłumaczy. – Ula to bardzo ciężko pracująca zawodniczka i jest wyjątkowo mocno skupiona na celu, jakim jest powrót na szczyt. Jeśli będzie umiejętnie korzystać ze swoich możliwości i doświadczenia, a potem połączy to z mądrym zachowaniem na korcie i dobrym wyborem turniejów, może wrócić do top 30, a nawet wyżej.
O możliwościach córki przekonany jest także Piotr Radwański. – To, że umie grać, wiemy wszyscy. Nikt przypadkiem nie wygrywa juniorskich szlemów i nie dochodzi do Top 30. Ale żeby osiągać sukcesy w zawodowym tenisie trzeba mieć przede wszystkim końskie zdrowie. Trzeba mieć siłę na pięć meczy po trzy sety każdy, czyli tyle, co na przebiegnięcie maratonu, nie mówiąc o odpowiedniej technice – podkreśla. – Do tej pory tego Uli brakowało. Agnieszka zawsze miała szczęście, Bogu dzięki kontuzje ją omijały. Wszystko waliło w biedną Ulę. Ale to twarda dziewczyna. Wyleczyła się w stu procentach i wraca do gry. Moje marzenie o finale turnieju wielkoszlemowego pomiędzy Agnieszką i Ulą wciąż jest aktualne!
Na razie siostry Radwańskie dzieli przepaść sportowa i finansowa, choć obie są w średniej formie. Agnieszka przegrała w drugiej rundzie w Dausze, Ula w drugiej rundzie w Surprise. Pierwsza za swój występ dostała 10,915 dolarów, a druga – 430! Zdecydowanie młodsza ma powody, by gonić starszą…
JAN CIOSEK