Chcąc być mistrzem kraju, nie wypada poza własnym stadionem zdobywać mniej punktów od permanentnie zawodzącego Śląska Wrocław. Nie wypada punktować dwa razy gorzej niż u siebie. Nie przystoi strzelać ponad trzy razy mniej bramek niż w meczach domowych. Taka właśnie przypadłość dręczy jednak lidera ekstraklasy, gdańską Lechię. Która, gdyby ligę rozgrywać tylko nad morzem, tytuł mistrzowski zapewniłaby sobie pewnie gdzieś w okolicach końcówki lutego. A tak? Tak trzeba dziś w Niecieczy walczyć o wyjazdowe przełamanie, które pozwoli nie roztrwonić przewagi nad innymi pretendentami do tytułu.
Problem jest i to widać gołym okiem. Nie ma nawet co z tym dyskutować:
Lechia u siebie vs Lechia na wyjeździe:
Mecze: 11-10
Wygrane: 9-4
Punkty: 28-14
Bramki strzelone: 26-8
Bramki stracone: 11-13
Na własnym stadionie Lechia imponuje skutecznością. Poza nim – jakby zapominała, jak się gra w piłkę. Wygrana 3:0 z Górnikiem Łęczna u siebie? W zasadzie czemu by tydzień później nie zebrać 0:3 w Krakowie? Zwycięstwo 3:0 nad Śląskiem parę dni później? Co z tego, skoro do Kielc jedzie się jak na ścięcie i wraca z dwójką w plecy?
Niby ten sam zespół, a na wyjazdach jakby kompletnie inny. Widać to najlepiej po tzw. expected goals (xG), czyli współczynniku wyznaczanym na podstawie stworzonych sytuacji strzeleckich i ich klarowności (im wyższy, tym lepiej). U siebie Lechia osiągała go na poziomie 1,635 na mecz, na wyjazdach – już tylko 1,131. Na murawę wychodzą jakby gorsze wersje, jakby mniej uzdolnione piłkarsko sobowtóry, którym ogromną trudność sprawia zdominowanie meczu w stylu „domowej” Lechii.
Zupełnie, jakby Biało-Zieloni nie potrafili – używając słownictwa coachingowego – wyjść ze swojej strefy komfortu. Tak, jakby obce mury, inna szatnia, nie tak dobrze znane kępki trawy, decydowały o tym, że gdańszczanie z łowcy zmieniają się często w zwierzynę. Gdyby kazać tę sytuację rozrysować pewnemu sympatycznemu hiszpańskiemu trenerowi, wyglądałoby to pewnie mniej więcej tak:
Najważniejsze pytanie dla gdańszczan brzmi więc na ten moment: czy punktując nadal tak słabo poza domem da się zdobyć mistrzostwo kraju? Czy zdobywając średnio 1,40 punktu na spotkanie, można zasiąść na polskim tronie? Historia ostatnich lat pokazuje, że nie bardzo:
2015/16 – Legia – 1,78 pkt na mecz
2014/15 – Lech – 1,61 pkt na mecz
2013/14 – Legia – 1,94 pkt na mecz
2012/13 – Legia – 1,93 pkt na mecz
2011/12 – Śląsk – 1,80 pkt na mecz
Poprzednim mistrzem z tak słabą średnią była Wisła sześć sezonów temu, później każdy kolejny czempion potrafił z wyjazdów przywozić znacznie bardziej okazałe zdobycze. I, patrząc na determinację grupy pościgowej, trudno przypuszczać, by Lechii płazem uszło tak regularne gubienie punktów w delegacjach. No a kiedy dać sygnał, że klątwa może wreszcie zostać przełamana, jeśli nie na pierwszym wyjeździe w nowym roku? Gdzie, jeśli nie na stadionie jedynego zespołu, któremu udało się zdobyć Gdańsk, od kiedy trenerem jest Piotr Nowak?
fot. 400mm.pl