Defibrylator kariery. Kimś takim Radoslav Latal był w Gliwicach dla wielu. Kamila Vacka przejął, gdy ten był w kompletnej rozsypce po kilku sezonach nieregularnej gry. Martina Nespora poskładał po ciężkiej kontuzji i zrobił z niego czołowego napastnika ligi. Mateusza Maka poprowadził w taki sposób, by ten zaliczył zdecydowanie najlepsze liczby w ekstraklasowej karierze. Z co najwyżej solidnego ligowca Marcina Pietrowskiego zrobił czołowego obrońcę rozgrywek.
Przykładów jest wiele, tych kilka to te najbardziej znaczące przemiany. Od jakiegoś czasu jednak czeski trener ma problem z przywracaniem do życia graczy, którzy kiedyś byli posądzani o spory potencjał, a przed przyjściem do Piasta głównie zjeżdżali. Nie udało się z Sandro Gotalem, Maciejem Jankowskim i przede wszystkim – Michałem Masłowskim.
Dlatego też tak jak po wicemistrzowskim roku można było wierzyć, że Latal czego nie dotknie, zamieni w złoto, tak teraz postrzeganie drastycznie się zmieniło. Choćby z tego powodu zimowe ruchy Piasta noszą znamiona sporego ryzyka. Czech bierze bowiem na warsztat kolejne maszyny, przy których może być naprawdę sporo grzebania.
W zasadzie jedynym z nowych, który za jesień nie może mieć sobie wiele do zarzucenia, jest Łukasz Sekulski. Napastnik stracił pół rundy przez kontuzję, ale jej pierwszą część miał naprawdę zacną – 5 goli zdobytych po zaledwie 17 strzałach dało kilka bezcennych punktów Koronie, która jednak nie potrafiła się dogadać w sprawie dalszego pobytu snajpera w Kielcach.
Co innego Stojan Vranjes. Bośniak ma być tym, kim nie potrafił być wspomniany wcześniej Masłowski. Liderem z prawdziwego zdarzenia. Playmakerem, który dorzuci coś ze stałych fragmentów gry, które przecież w poprzednim sezonie były jedną z największych broni Piasta. Problem w tym, że z roku na rok jest z nim już tylko gorzej:
2013/14 (wiosna) – Lechia – 14 meczów, 7 goli, średnia not 5,36
2014/15 – Lechia – 33 mecze, 8 goli, 2 asysty, 2 kluczowe podania, średnia not 4,69
2015/16 – Lechia, Legia – 24 mecze, 3 gole, 2 kluczowe podania, średnia not 4,25
2016/17 (jesień) – Legia – 1 mecz, nota 2,00
Gorzej niż jesienią w naszej lidze dawno nie było też z Michalem Papadopulosem, który ma być przecież rozwiązaniem ogromnego problemu Piasta. Braku wiodącego strzelca. Czech w Zagłębiu jesień 2014/15 kończył z sześcioma bramkami w 1. lidze, kolejną – z sześcioma trafieniami w Ekstraklasie. W tym sezonie ukłuł ledwie raz – z Lechem w drugiej kolejce, po czym zaliczył haniebną serię 822 minut bez gola. Już tylko jednego meczu brakuje Papadopulosowi, by dobić do dziesięciu godzin w lidze bez bramki.
Podobnie można zresztą mówić o Adamie Mójcie, który do Wisły dołączył po „słodko-gorzkiej rundzie życia”, jak trzeba nazywać jego zakończoną spadkiem wiosnę w Podbeskidziu. Okazało się jednak, że jeżeli nie da w ofensywie tyle samo co wiosną, to nie jest w stanie nadrobić liczbami swoich niedociągnięć w obronie. W Krakowie zresztą najlepszym wotum nieufności były zimowe ruchy kadrowe – tylu lewych obrońców co Wisła, nie ma chyba w naszej lidze nikt – jest Sadlok, jest grający po obu stronach Bartkowski, jest Pietrzak, jest Spicić, a przecież walczono też, by dołączający do Białej Gwiazdy od lipca Zoran Arsenić przyszedł już teraz.
Zdolności ratowania karier Radoslava Latala zostaną więc tej wiosny sprawdzone jak nigdy wcześniej. Początek już dziś w meczu z Pogonią. I wcale niewykluczone, że od powodzenia akcji-reanimacji Vranjesa, Papadopoulosa i Mójty, zależeć będzie utrzymanie przez Piasta ekstraklasowego statusu.
fot. FotoPyK