Reklama

Polakow ostro: To Łazarek wprowadził korupcję w piłce

redakcja

Autor:redakcja

30 października 2009, 15:34 • 9 min czytania 0 komentarzy

Głośno się zrobiło ostatnio o Wojciechu Łazarku, który jest szefem – uwaga, uwaga – komisji do spraw wysokiego wyczynu. Zapachniało Monthy Pythonem, co? Nikt nie potrafi wytłumaczyć, co to za komisja, czym się zajmuje, czy aby na pewno mamy wysoki wyczyn, a skoro mamy, to czy mamy też niski. Ale mnożenie etatów trwa w najlepsze i dla każdego znajdzie się coś miłego – choćby kompletnie kretyńka robota. Łazarek, jako ekspert od wyczynu, miał też opiniować kandydatów na posadę selekcjonera reprezentacji Polski. Dodajmy, że sam był też selekcjonerem i to jednym z najgorszych w historii.
W najnowszym, listopadowym numerze “Magazynu Futbol” jest bardzo duży wywiad z emerytowanym trenerem, Grzegorzem Polakowem. I ten Polakow, jako że już mu na niczym nie zależy, po prostu rozsmarowuje Łazarka. Przeczytajcie sami kilka fragmentów:

Polakow ostro: To Łazarek wprowadził korupcję w piłce

– Proszę pana, nazwisko, które zaraz wymienię, to mi aż staje w gardle. To nazwisko, które przez wiele lat niszczyło polską piłką. On się nazywa… Łajza…, Wojciech Łajza… Wojciech Łajzarek, a nie Łazarek. Tak więc ów Łazarek – co on to nie robił. “Z koniem to się on nie kopał”, zaduchy i inne. Mamy wielu takich trenerów z gaduchami. Pamiętam jak jeden z nich pojechał do Grecji. Dwa tygodnie i go wyrzucili. Myślał, że on na tych gaduchach również w Grecji daleko zajedzie. Kopa, Jerzy Kopa! Kiedyś to byli moi koledzy po fachu. Ale to, co się później stało, no cóż, stało się. Wszyscy zaczęli nagle kupować mecze. To jest jednak najśmieszniejsza rzecz, bo jak wszyscy kupują, to na dobrą sprawę nikt nie kupuje. Takie nastały czasy.

– Taki pan Łazarek to jest człowiek, który do polskiej piłki wprowadził korupcję. Zawsze było tak, że od początku istnienia futbolu, czy od początku istnienia świata, ludzie byli sobie czasem mniej lub bardziej życzliwi. I przed drugą wojną światową mówiło się: “ej, stary, te punkty są tobie niepotrzebne, no wiesz, tu, tego”. “No dobra, oddam wam punkty, bo jesteśmy kolegami” – tak się zdarzało. Później mówiło się: “Obiad ci postawię, kolację, wódkę”. Co więc zrobił pan Łazarek? Na trzydzieści meczów kupowałâ€¦ trzydzieści sześć! I wtedy zaczęła się afera, rozpoczęła się farsa. To były lata osiemdziesiąte, Łazarek na te cele zaczął brać z klubu pieniądze. Nikt inny niż tylko on, Łazarek, wprowadził stwierdzenie – na początku rundy kupi się łatwiej i taniej, bo na końcu, gdy pętla jest na szyi, cena idzie w górę.

– Uczniów miał wspaniałych. To trzeba przyznać. Było wielu takich, tak zwanych “łazarkowatych”, jak ja to nazywam. Janusz Wójcik też gawędziarz, też kupował mecze, ale on nie wymyślił tego procederu, chociaż nauczony był kupowania. Pamiętam jak w 1987 roku wprowadzał Jagiellonię do pierwszej ligi. To był w Polsce okres straszliwej biedy. W Białymstoku była fabryka materiałów, dlatego sędzia nie dostawał pieniędzy, ale kupony na przykład na cztery garnitury i garsonkę dla żony. Sam Wójcik jeździł tam po pijaku, załatwiał tych sędziów, był królem białostocczyzny. Wszystko co było pokazane w filmie “Piłkarski poker”, to wszystko jest oparte na tym czasie, autentycznych wydarzeniach, częściowo na Jagiellonii. Przed sezonem naprawdę spotykali się prezesi i ustalali, kto ma spadać. Na przykład ustalono, że w sezonie 1987/88 do drugiej ligi ma spadać Stal Stalowa Wola i ktoś tam jeszcze. Tak naprawdę się działo. Nawet gdyby kupiło się do klubu najlepszych Brazylijczyków, ta Stalowa Wola też by spadła. Nie było na to siły.

– W Lechii Gdańsk, w połowie lat 70. W końcu działacze zorientowali się co się dzieje i wyrzucili z klubu Łazarka. W Gdańsku była wielka afera, że jak go mogli wyrzucić skoro zdobył 24 punkty na 30 możliwych. No to jak? Głupi byli ci prezesi? Ale później, po latach wszystko wyciszono, bo Łazarek został trenerem reprezentacji. Cichosza! Później do procederu dochodziło już nagminnie. Ja wiem na przykład, kiedy Zbigniew Boniek sprzedał mecz. Jakiś czas temu mówił o tym sam Grzegorz Lato. Wszystko rozgrywało się na stadionie Widzewa. Łodzianie grali z Ruchem Chorzów. Wiem, jaka była atmosfera wokół tego meczu. Wiem, kto trzymał trenera Leszka Jezierskiego na siódmym piętrze za nogi, grożąc, że zostanie zrzucony, jeśli nie przyzna się do wzięcia większej ilości pieniędzy.

Reklama

– A potem jakoś się otarł o tego Łazarka, który miał coś, co dziś byśmy nazwali dobrym PR-em. Łazarek chodził z taką torbą z przegródkami, trzymaną na ramieniu. W pierwszej przegródce trzymał czysty alkohol, w drugiej – buteleczkę koniaku, w trzeciej – ciasteczka kokosanki, w czwartej – cukierki grylażowe. Gdy przychodził do sekretariatu, w którymś z klubów, pytał czy ktoś chce ciastko do herbaty mniej więcej w ten sposób: “Kokosanki, kokosanki?” – jak papuga. Gdy spotykał w klubie człowieka, którego trzeba było “kupić”, częstował go czystym alkoholem. Gdy spotykał prezesa, wyjmował koniaczek. Gdy w końcu kupił samochód, chwalił się, że w końcu się dorobił i wszystkie te rzeczy może trzymać już w bagażniku. W ten sposób zjednywał sobie ludzi. Natomiast ja mówiłem dziennikarzom: “Nie mam czasu, proszę mi nie przeszkadzać”. Gdy byłem w Lechii za namową Łazarka piłkarze sprzedali mi jeden mecz, potem drugi. Nie tylko piłkarze, bo też administracja klubu. Do wszystkich Łazarek siebie przekonał. Nie może pan powiedzieć, że Łazarek towarzysko nie jest urokliwy, bo pewnie jest. Nie wiem, ja z nim od tego czasu nie zamieniłem pół słowa. Jakiś czas temu przyszedłem na uczelnię w Gdańsku, a tu akurat siedział on, Łazarek. Poderwał się i westchnął z radością na mój widoki: “O panie trenerze, dzień dobry”. Przeszedłem obok niego, jak gdyby tam nie stał. Muszę przyznać, że pod tym względem jestem bezczelny. Ręki potrafię nie podać. Mówię: – Halo, jestem panu coś winien? Nie, to do widzenia.

Kilka ciekawych fragmentów na inne tematy:

– Jest na przykład taka teoria, wymyślona przez jednego z największych polskich trenerów. “Największych”, oczywiście w cudzysłowie. Dobra atmosfera w zespole! Czy my przy tym stoliku mamy złą atmosferę? Dobrą – mamy kawkę, rozmawiamy, jest przyjemnie, wiadomo. A teraz ja powiem panu tak – niech pan natychmiast wstanie i zrobi tu czterdzieści przysiadów. Spojrzałby pan na mnie jak na człowieka pomylonego. Jednak już przy wykonywaniu drugich czterdziestu przysiadów, zacząłby pan narzekać, mówić, że pana bolą nogi. Wtedy zacznie się konflikt, atmosfera się popsuje…

– Piłkarze często uważają, że skoro grali w piłkę, to już są wielkimi trenerami. A jeśli ktoś leżał w szpitalu trzydzieści lat i wychodzi z niego, to wcale nie jest tak, że on jest lekarzem. On tylko coś o tym wie, ale nie jest lekarzem.

– Niech pan posłucha. W piłce nożnej funkcjonuje kilka haseł, które nie wzięły się znikąd. “Tą drużynę może nawet moja babcia trenować” – i to jest racja. Bo jeśli pan zbierze zawodników, którzy w całym kraju lub tylko jego określonym fragmencie są najlepsi, to oni do określonego momentu cały czas takimi będą. Pańskiego wpływu na to może nie być w tym żadnego, albo jest on prawie zerowy. Pańska myśl i wkład pracy liczy się w momencie, gdy ma pan zawodników do dupy. Jeśli drużyna jest dobra, to pańskiego wkładu może być w tym zaledwie dwadzieścia procent, ale wciąż będzie pan wygrywał. A jeśli jest słaba, to trzeba dać osiemdziesiąt procent swojej pracy. I to wtedy należy płacić trenerowi. Natomiast jeśli drużyna jest dobra, a on sobie siedzi i w nosie dłubie, na dodatek głupa rżnie, bo opowiada głupoty, to nie powinno się mu płacić.

– W moim przeświadczeniu jest to na przykład Orest Lenczyk. On w dużym procencie wie, dlaczego coś robi. Tu trzeba dodać jeszcze coś innego – cechy charakteru, które pomagają lub przeszkadzają. Ja mam charakter paskudny i o tym wiem. To mi przeszkadzało przez całe życie, w każdym klubie. Lenczyk też ma charakter paskudny, ale on za to mieszkał i pracował w lepszym regionie niż ja, czyli w śląsko-krakowskim. Tam jest dużo drużyn do trenowania. W dodatku ludzie w Krakowie lepiej rozumieją na czym piłka polega niż w miejscu, którym mieszkam, czyli na Pomorzu. To nie przypadek, że tradycje piłkarskie zaczynają się od Galicji. Kiedy w innych regionach Polski jeszcze wiele ubikacji składało się z dwóch kijów – jeden do siedzenia, drugi do odganiania wilków – to tam w Galicji już grało się w piłkę.

Reklama

– Ja znam mentalność tych ludzi. Janasów, Dziekanowskich i innych, piłkarzy od lat 50. po dzisiejszych. Dziekanowski? Proszę pana – Dziekanowski to był jeden wrzód na dupie każdego trenera w Polsce. Wrzód ogromny na dupie. Zawsze miał pretensje do wszystkiego, niesubordynacja, nigdy nie wiadomo o co mu chodzi. Oczywiście, jakieś tam podstawy miał do grania, ale w głowie miał kompletnie pusto. Albo taki Władek Ł»muda doszedł do tego gdzie jest i chwała mu za to. Porządny chłopak, dobry zawodnik, ale żona nim rzucała i kierowała! A on dziś jest trenerem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Człowieku, no… Może ja krzywdzę ludzi, nie wiem. Dziekanowskiego to akurat widziałem jak w czasie zajęć podpierał się o słupek, żeby się nie przewrócić. Nie dlatego, że był pijany, ale dlatego, że nie miał zawodnikom nic do powiedzenia. Jak on nie ma niczego do powiedzenia w życiu, to jak ma mieć cokolwiek jako trener?

– Stefan Majewski ma dobrze poukładane w głowie. Ma odpowiednią wiedzę, ale obawiam się, że cechy charakteru, które mocno uwypukliły się w Cracovii, będą mu bardzo przeszkadzać. On jest za bardzo… arbitralny, skostniały. Jak on sobie coś wymyśli, to on już nie odpuści i nie zrobi kroku w lewo, albo w prawo. W Cracovii wyrzucał, odsuwał piłkarzy. Ja z własnych przeżyć wiem, że jeśli dostaję sygnały, że zawodnik mnie nie kocha, to nie trzeba z tym nic robić. Gówno mnie to obchodzi. On ma wygrać mecz. To jest podstawowa sprawa. Był taki trener, fachowiec na tysiąc procent. Ryszard Koncewicz się nazywał, mówiliśmy o nim “Fajkiewicz”, bo cały czas palił fajkę. Kiedyś przecież trener reprezentacji Polski. Gdy trenował Gwardię Warszawa doszło do sytuacji, w której w dniu meczu ligowego żenić miał się akurat Stanisław Terlecki. Piłkarz prosił więc Koncewicza o zwolnienie z tego meczu. Koncewicz powiedział: nie! Terlecki ślub jednak wziął, a po uroczystości pojechał na stadion, bo chciał zagrać w meczu. Co na to Koncewicz? – Nie! Nie zagrasz. Bo ja ci zabroniłem brać tego dnia ślub. Doszło do ogromnej scysji między nimi. W moim przeświadczeniu Majewski jest podobny do Koncewicza albo kompletnie taki sam.

– Było kilku dobrych piłkarzy w Stali Mielec, ale dwóch ewidentnie dobrych. Jeden nazywał się Grzegorz Lato, drugi – Henryk Kasperczak. Obaj nie pili wódki. Kasperczak w ogóle, Lato niewiele. Z tego powodu w Stali nie dochodziło do sytuacji, w której zawodnik mógł popić i grać, bo oni we dwójkę sami mówili do niego: – Spierdalaj, koniec, nie ma cię. Oni decydowali o tym, byli pozytywnymi przywódcami stada. Trener nie musiał nikogo pilnować. Był w tej drużynie też taki Szarmach. Głupia pijaczyna z Gdańska, który właśnie był pilnowany. Wtedy w Stali Mielec im się udało, ale jeśli w drużynie rządzi jakaś pijaczyna, to dla trenera jest to sytuacja od początku do końca przerąbana.

– Engel to człowiek, który wraz z innymi cudotwórcami myśli, że aby trenować myśl zawodnika, należy mu puścić film z drugiej wojny światowej, a oni będą wojowali. Tę myśl trzeba wytrenować, tak jak ciało. Każdy trening powinien być nacechowany kształtowaniem myślenia. Inni? Kto? Jacek Gmoch? To jest złodziej przecież. Może pan to wyraźnie napisać. Wciąż się oszukujemy. To są ludzie, którzy de facto oszukują rzeczywistość, by być na górze. A co tam się później dzieje, to już nikogo z nich tak naprawdę nie obchodzi. A do tego jeszcze Boniek, gdzieś tam wszystko krytykujący z posiadłości z Rzymu.

PS
Polakow był swego czasu jednym z najmłodszych trenerów w lidze, związany głównie z Wybrzeżem. Prowadził Lechię, Arkę, Bałtyk, a w innych rejonach Polski również Cracovię, Stal Stalowa Wola. Ł»e był kłótliwy, to przepadł i został wykładowcą AWF. Co ciekawe – prowadził też reprezentację Kenii.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...