Dawid Kownacki, jeden z najbardziej utalentowanych polskich napastników, otrzymał ofertę z Fiorentiny. Włosi chcą sfinalizować transakcję jeszcze w tym okienku transferowym. Dają 3 miliony euro. Negocjacje są w toku. Działaczy Lecha oferta Włochów nie zadowala. Chcą 4 miliony euro plus duży procent od kolejnego transferu – czytamy dziś w Super Expressie. O możliwym transferze “Kownasia”, ale jednak raczej w letnim oknie transferowym, pisze również Przegląd Sportowy.
FAKT
Tabloid na dzień dobry uderza nagłówkiem, że gwiazdy chcą grać w Legii. Treść tekstu jednak rozczarowuje – chodzi tylko o oferty podsyłane przez menedżerów, wśród których znalazł się m.in. Marouane Chamakh. Kończy się zdaniem: W Legii rozważają tę kandydaturę, jednak szanse na podpisanie umowy z Chamakhem są niewielkie.
Kilka bieżących tematów:
– Piłkarze Legii odpoczywali na basenie
– Piątkowski chce strzelać w Ekstraklasie tak, jak dawniej
– Przed Kamilem Dankowskim rozmowy o nowym kontrakcie
– 27-letni Goncalo Feio pracował już w Benfice czy Legii, a teraz został asystentem Kiko Ramireza w Wiśle
Cezary Kulesza, prezes Jagiellonii, odświeża swoją deklarację: Nikt ważny od nas nie odejdzie.
Mimo atrakcyjnych zagranicznych ofert lider ekstraklasy nie zamierza sprzedawać swoich czołowych zawodników. (…) Ponad milion euro za Przemysława Frankowskiego proponował m.in. grecki PAOK Saloniki. – Nie tylko on miał propozycje. Zagraniczne kluby pytały o Fedora Cernycha, Karola Świderskiego czy Tarasa Romanczuka – ujawnia prezes. Według naszych ustaleń, Litwinem interesują się kluby angielskiej Championship i szkockiej Premier League, Świderski ma wzięci na rynku włoskim, a Romanczuk jest ceniony zwłaszcza przez skautów z Turcji.
Lewy zmierzy się z rekordzistą.
To będzie historyczny mecz Bundesligi. W spotkaniu Werderu Brema z Bayernem zagrają przeciwko sobie dwaj naskuteczniejsi zagraniczny piłkarze w historii niemieckiej ekstraklasy. W zespole gospodarzy Claudio Pizarro, a w drużynie Bayernu Robert Lewandowski. “Lewy” awansował na drugie miejsce wśród najskuteczniejszych obcokrajowców po poprzedniej kolejce, gdy strzelił dwa gole w spotkaniu z Freiburgiem. Wyprzedził Giovane Elbera. Polak ma teraz 135 goli, ale Peruwiańczyka tak szybko nie dogoni. Pizarro w Bundeslidze zdobył 190 bramek i zapowiada kontynuację kariery, aż przełamie barierę dwustu goli.
SUPER EXPRESS
W Gazecie Wyborczej znów nie ma nic piłkarskiego, zaglądamy więc do Superaka. Zaczynamy historią Ziggy’ego Gordona: Jego dziadek walczył dla Polski. On powalczy dla Jagiellonii.
Silny, nieustępliwy, trudny do przejścia – tak szkockie media opisują prawego obrońcę Ziggiego Gordona (24 l.), który w czwartek został nowym piłkarzem Jagiellonii Białystok. To prawdziwy walczak i nic w tym dziwnego, wszak jego dziadek był żołnierzem armii Andersa. – Jestem z tego bardzo dumny – przyznaje piłkarz “Jagi” w rozmowie z “Super Expressem”. Jerzy Reising, znany też jako Jerzy Brzeski, pochodził z Krakowa. Podczas II wojny światowej Niemcy próbowali wcielić go do Wehrmachtu, ale uciekł i dołączył do toczącego boje we Włoszech 2. Korpusu Polskiego. Młody strzelec 7. batalionu pod komendą generała Władysława Andersa walczył między innymi o Monte Cassino. – Niestety, nigdy nie poznałem dziadka. Niewiele o nim wiem – żałuje Gordon. – Umarł długo przed moimi narodzinami. Do Szkocji wyjechał jakieś 50, 60 lat temu. Chciał zacząć nowe życie, bo w Polsce były trudne czasy – opowiada. Mama Gordona, Barbara, zawsze dbała o polskie akcenty w wychowaniu syna. – Gdy byłem mały, często odwiedzaliśmy rodzinę w Krakowie. Zresztą nadal utrzymujemy kontakt. Co niedzielę chodziłem też do polskiej szkoły. Mama jest bardzo szczęśliwa, że zagram w Polsce, choć… już tęskni – śmieje się Ziggy, a właściwie to… Zygmunt. Właśnie takie imię widnieje w jego dowodzie oraz w paszporcie, który zdobi napis: “Rzeczpospolita Polska”. Gordon bez zbędnych formalności mógłby zagrać w reprezentacji Polski.
Policjant kontra Zabójca. Czyli Glik vs. Cavani.
W niedzielny wieczór Kamila Glika (29 l.) czeka najtrudniejsze zadanie w sezonie. Polski obrońca Monaco musi zatrzymać będącego w rewelacyjnej formie Edinsona Cavaniego (30 l.). Francuska prasa pisze o Polaku, że pilnuje defensywy jak policjant. Z kolei Urugwajczyk ma pseudonim Zabójca. Przed meczem sezonu (Monaco jest liderem, ma trzy punkty przewagi nad trzecim PSG) magazyn “France Football” porównał wszystkie formacje obu drużyn i zaproponował czytelnikom głosowanie na najlepszego piłkarza w każdej z nich. Spośród czwórki środkowych obrońców: Thiago Silva, Marquinos, Jemerson i Glik – to właśnie ten ostatni jest zdaniem głosujących najlepszym stoperem ligi (53 proc. głosów na reprezentanta Polski, Thiago Silva 41 proc., Marquinhos 5 proc. i Jemerson 1 proc.). Polak ma też w tym gronie najwyższą średnią ocen “France Football”, z trzema bramkami jest również najskuteczniejszym defensorem całej ligi. “Pozyskanie Glika to jeden z najlepszych transferów we Francji tego lata. W bardzo ofensywnie nastawionym Monaco Polak jest jak stróż prawa, pilnujący porządku w defensywie” – napisali dziennikarze “FF”.
Lech odpowiada Fiorentinie: 3 mln euro za Kownasia to za mało.
To bardzo gorące dni dla działaczy Lecha. Dawid Kownacki, jeden z najbardziej utalentowanych polskich napastników, otrzymał ofertę z Fiorentiny. Włosi chcą sfinalizować transakcję jeszcze w tym okienku transferowym. Dają 3 miliony euro. Negocjacje są w toku. Działaczy Lecha oferta Włochów nie zadowala. Chcą 4 miliony euro plus duży procent od kolejnego transferu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka.
Glik – książę Monaco w Parku Książąt.
Kamil Glika czeka hitowe starcie z PSG. Media i eksperci zastanawiają się, czy nasz rodak prezentuje już poziom Thiago Silvy. We Francji nazywany jest skałą, to prawdziwy lider obrony Monaco. Gra obok Jemersona, ale to on jest szefem defensywy – mówi nam były gwiazdor Monaco (grał w finale Ligi Mistrzów w 2004 roku) Jerome Rothen przed niedzielnym hitem Ligue 1 Paris Saint-Germain – Monaco. Zapowiedź tego spotkania otwiera weekendowy numer “PS”. Gdy Polak nie wystąpił w półfinale Pucharu Ligi (Monaco pokonało w nim Nancy 1:0), fani mogli mieć wątpliwości, czy będzie w stanie zagrać w niedzielę. Na szczęście uraz mięśniowy nie okazał się groźny, zresztą gdyby tak było, reprezentant Polski nie zasiadłby w środę na ławce rezerwowych. Kadrowicz Adama Nawałki ma w niedzielę wystąpić w Parku Książąt w podstawowym składzie. Jak zwykle. Spośród piłkarzy z pola tylko wspomniany Jemerson spędził w tym sezonie więcej czasu na boisku niż Glik.
Maciej Dąbrowski z Legii zapewnia: Mój czas jeszcze nadejdzie.
(…) Ale ja jestem zawzięty. Gdy ktoś we mnie nie wierzy, tym bardziej zaciskam zęby i walczę, by pokazać, że to ja miałem rację. Na co dzień jestem spokojnym człowiekiem, trudno wyprowadzić mnie z równowagi. Ale na boisku staję się niesamowicie uparty, dlatego wierzyłem, że wywalczę sobie miejsce w podstawowej jedenastce.
Jacek Magiera nie wierzy w pana?
– Po rundzie jesiennej poszedłem porozmawiać z trenerem o przyszłości. Powiedziałem, że nie chcę być w Legii po to, by odcinać kupony, że jeśli nie widzi dla mnie miejsca w swoim zespole, to chcę odejść. Wiem, że jest człowiekiem, który mówi prawdę, nie owija w bawełnę. A mi zależało właśnie na tym, by znać swoją sytuację, jaka by ona nie była. Usłyszałem, że mam czystą kartę i szansę, by wskoczyć do składu. Uznałem, że nie składam broni, będę dalej walczył. Słowa trenera potwierdzają się w sparingach. Teraz jest mi też zdecydowanie łatwiej się przebić niż jesienią, bo uczestniczę w całych przygotowaniach. Sądzę, że wracam na stare tory, zaczynam się czuć tak, jak przed przyjściem do Legii. Odbudowałem się, myślę, że jeszcze nadejdzie mój czas.
Może jesienią był pan zbyt ociężały, żeby grać w pierwszym składzie. Pojawiały się informacje, że ma pan zbyt duży procent tkanki tłuszczowej.
– A w Zagłębiu, kiedy mówiono, że jestem najlepszym stoperem ligi, to niby jej nie miałem? Głupota, po prostu po trzech słabych meczach ktoś chciał mnie upokorzyć. A prawda jest taka, że akurat teraz poziom tkanki tłuszczowej mam nawet ciut mniejszy niż w Lubinie.
Transferowa gorączka w Lechu.
Czy rozmowy z Dynamem Kijów zostaną sfinalizowane i w końcu odejdzie Tamas Kadar? Co z Maciejem Wiluszem? I wreszcie, jaka będzie przyszłość Dawida Kownackiego? (…) W następnym tygodniu spodziewany jest nowy środkowy obrońca, ale pod warunkiem sprzedania kogoś. Numer 1 to wciąż Kadar, który jest jedną nogą w Dynamie Kijów. Sytuacja Węgra różni się od tej Dawida Kownackiego. Przypomnijmy, że młodego piłkarza chciałaby Fiorentina i oferuje 3 miliony euro. Transferowo w jego przypadku poznański klub zachowuje się jednak pasywnie, nie zależy mu na sfinalizowaniu transakcji. A przynajmniej nie za taką kwotę. A za jaką? Od kilku miesięcy dochodziły sygnały, że Lech chciałby zarobić 4 miliony euro. Jeszcze na początku sezonu należało te doniesienia traktować z przymrużeniem oka, bo wówczas Kownacki był daleki od gry na miarę talentu. Końcówka rundy należała jednak do niego, znów jest na fali wznoszącej i teraz cztery miliony są do zaakceptowania, ale pod warunkiem dodania bonusów, np. procentu od kolejnego transferu. Zdecydowanie najbardziej prawdopodobny wariant jest taki, że 19-letni napastnik zostanie w Poznaniu do lata, zagra w mistrzostwach Europy U-21 i potem wyjedzie do zagranicznego klubu. Podobny scenariusz dotyczy zresztą również Tomasz Kędziory. – Zawsze podkreślamy, że dla takich piłkarzy miejsce w Lechu będzie zawsze – mówi prezes Karol Klimczak, który oficjalnie przyznaje, że Kolejorz z radością przyjąłby opcję przedłużenia umów z młodymi graczami.
Przeglądamy kolejne okołoligowe tematy: Piast nadal szuka napastnika.
Trener Radoslav Latal ma dziś do dyspozycji dwóch napastników – wspomnianego Papadopulosa oraz Maciej Jankowskiego. Na szczęście były zawodnik Zagłębia Lubin szybko wkomponowuje się w śląską drużynę, czego efektem były dwa gole w wygranym 3:1 sparingu z liderem austriackiej Bundesligi. – Nie jestem do końca zadowolony, bo zmarnowałem jeszcze jedną okazję – przyznał Czech po meczu z SCR Altach. – Wiem, jakie są oczekiwania wobec mnie. Jestem napastnikiem i po to trafiłem do Piasta, aby zdobywać bramki – dodaje Papadopulos.
Z kolei Mateusz Piątkowski wraca do żywych.
Nie jest łatwo rozmawiać z Mateuszem Piątkowskim, nie używając słów „Jagiellonia” i „APOEL”. A właśnie tych tematów nowy nabytek Wisły Płock chce unikać. Po części trudno mu się dziwić, bo pod pewnym względem 32-latek jest ewenementem – w dwóch ostatnich klubach, w których grał, był odstawiany od składu i rozstawał się w bardzo nieprzyjemnej atmosferze. Jednak teraz wreszcie doczekał się normalności: może trenować z zespołem, czuje się jego ważną częścią i wszyscy na niego liczą. Wiosną ma odpowiadać za zdobywanie bramek dla Nafciarzy. – Wydawać by się mogło, że tak niewiele trzeba do tej normalności – uśmiecha się Piątkowski. Ostatnie miesiące to dla niego prawdziwy koszmar. W pierwszym sezonie na Cyprze snajper rozegrał 14 meczów, strzelił jednego gola i zdobył mistrzostwo kraju. Ale latem w klubie uznano, że nie potrzebują już Polaka, więc szykanami chcieli zmusić go do rozwiązania kontraktu. Napastnik z Dolnego Śląska miał zakaz treningów z pierwszym zespołem, nie mógł korzystać z klubowego parkingu, a podczas meczów zabraniano mu siedzieć na trybunie razem z kolegami. Ostatecznie Piątkowskiemu udało się niedawno uciec z tej niewoli.
Michał Listkiewicz w rozmowie z Rafałem Rostkowskim wyznaje: Nie ma mocnych. Chcemy wideo.
Co skłoniło was do wysłania wniosku do IFAB i zabiegania o udział w eksperymencie wideo?
– Świadomość korzyści, jakie piłka nożna może mieć z powtórek wideo. Dotychczas często zdarzało się, że cały piłkarski świat widział w kolejnych powtórkach telewizyjnych, że powinien być rzut karny, czerwona kartka lub spalony zamiast gola, ale nie mogli tego sprawdzić sędziowie. To frustrowało nie tylko piłkarzy, trenerów czy kibiców, ale często także samych sędziów. Piłka nożna jest coraz szybszą grą, którą pokazuje coraz więcej kamer, a w efekcie coraz częściej sędziowie są narażeni na krytykę. To nie jest fair wobec nich, bo w wielu sytuacjach zwyczajnie nie mają szans na podjęcie dobrej decyzji. To dotyczy wszystkich sędziów, nawet tych najlepszych ze światowej elity. Były słynny bokser, świętej pamięci Jurek Kulej mawiał, że nie ma mocnych, są tylko źle trafieni. To samo jest z sędziami. Dlatego trzeba im pomóc, skoro pojawiła się taka możliwość.