Trwa zachwycanie się Radosławem Matusiakiem po jego debiucie w Cracovii. Nie to, że jesteśmy złośliwi, ale przede wszystkim zachwyty polegają na tym, że w decydującej akcji meczu nie dotknął piłki:)
Nie no, my wszystko rozumiemy – ktoś przedryblował trzech i przelobował bramkarza. Brawa! Ktoś przyładował z trzydziestu tak, że nie było co zbierać. Super! Ale żeby na podstawie akcji, w której zawodnik nie dotyka piłki ogłaszać jego wielki powrót do futbolu na najwyższym poziomie? Jak dla nas – trochę za wcześnie.
Matusiak w meczu z Lechem raz strzelił w poprzeczkę, raz nad nią, a raz zmarnował sytuację sam na sam. Prawdopodobnie to z nami jest coś nie tak, ale jednak czekamy na coś więcej. Ostatnie lata w wykonaniu Matusiaka zdecydowanie pozwalają nam na ten sceptycyzm…
Wiosna 2007 – 1 gol
Jesień 2007 – 1 gol
Wiosna 2008 – 1 gol
Jesień 2008 – 0 goli
Wiosna 2009 – 0 goli
Jesień 2009 – 1 gol
Wolimy dmuchać na zimne, żeby nie wyjść na naiwniaków. Po piątym golu Matusiaka w tej rundzie zaczniemy jarać się jego powrotem do formy z 2006 roku.