Wyobraźcie sobie, że gdzieś na świecie istnieją więzienia, w których – tak zwyczajnie, dla zabicia czasu – organizowane są turnieje piłkarskie. Gdy dołożymy do tego jeszcze kilka drobniejszych szczegółów, jak choćby łączenie się przez osadzonych pod kątem sympatii klubowych, również nie widzimy w tym nic dziwnego. No bo na przykład fani Manchesteru United kontra kibice Arsenalu – pełna normalka. Ale gdy spróbujemy już rozrysować wizję, w której dochodzi choćby do spotkania Hannoveru z Aston Villą, a na dodatek rzecz dzieje się za kratami do niedawna jednej z najsurowszych twierdz w Ugandzie, to wywołuje to już naszą sporą ciekawość.
Nie od dziś wiadomo, że więzienia prowadzą różne formy aktywności prowadzącej do zajmowania swoich podopiecznych. Praca w polu, bibliotece, sprzątanie kibli i cała reszta. W tych nieco bardziej cywilizowanych miejscach jest już w ogóle spora dowolność, bo można i pogimnastykować się na sali, i poodbijać w ping-ponga, a przecież telewizor i konsola są też coraz częstszymi gośćmi za kratami. Co innego jednak cela w Norwegii czy Szwecji, a co innego w Ugandzie. Tam, w jednym z więzień o nazwie Luzira, które skupia absolutną czołówkę recydywistów, od morderców po gwałcicieli, postanowili w stu procentach postawić na sport.
Luzira na pozór nie przypomina miejsca, w którym tak dużą uwagę skupia się na rozwoju psychicznym i fizycznym więźniów. Obdrapane, nadgryzione zębem czasu budynki, piaszczyste okolice, warunki raczej partyzanckie. Jest to jednak więzienie, któremu przyświeca jedna myśl – myśl, zgodnie z którą przebywający tam ludzie powinni być cały czas czymś zajęci. Tak, by nie myśleć o wszystkich złych rzeczach, które wyrządzili. Tak, by opuścić jego mury z chęcią zmiany swojego życia.
Stąd też w położonej w Ugandzie twierdzy możliwości naukowe (ukończenie szkoły średniej, studia, szkolenia zawodowe), jak i sportowe. W tym drugim segmencie zdecydowanie dominuje piłka nożna – na tę chwilą wśród więźniów wykrystalizowało się aż dziesięć odrębnych drużyn piłkarskich, które rywalizują ze sobą w obrębie ligi. I choć okoliczności zbytnio ku temu nie sprzyjają, to sami zainteresowani starają się jak najbardziej profesjonalnie podchodzić do tematu. Wśród ekip mamy więc tych grających pod szyldem Manchesteru United, Liverpoolu, Chelsea, Evertonu, ale też Aston Villi czy… Hannoveru 96.
Skąd tak wielkie zainteresowanie futbolem? To proste – zanim osadzeni sami zaczęli kopać piłkę, najpierw dotarła do nich możliwość oglądania i słuchania o piłce dzięki programom telewizyjnym i radiowym. Fascynacja szybko rosła i rosła, wkrótce statystyki pokazały, że dziewięciu na dziesięciu więźniów weekendy spędza obserwując, co dzieje się na angielskich boiskach. Jeden z reporterów angielskiego „Guardiana” wspominał w swoim reportażu, że gdy odwiedził mury budynków, często natrafiał na wzajemne przekomarzania – czy lepszy jest ten piłkarz, czy tamten; czy z danym trenerem zespół jeszcze coś osiągnie; czy czas na zmiany. I tak dalej, i tak dalej.
Szybko też okazało się, że sport potrafi łagodzić obyczaje, bo tak jak jeszcze kilka lat temu poradzić sobie z osadzonymi było trudno, tak dziś Luzira jest miejscem, w którym proporcje strażników do więźniów, są wręcz zaskakujące – na każdej zmianie na 3500 oskarżonych przypada jakichś stu facetów odpowiedzialnych za trzymanie porządku. To, biorąc pod uwagę, że trafiają tam praktycznie najcięższe przypadki, niesamowita statystyka.
A gdzie odbywają się same mecze? Na dziedzińcu, na piaszczystym boisku, które na pierwszy rzut oka nie wygląda na najbezpieczniejsze. Jest sędzia, są linie, szeroka grupa kibiców, ale i atrakcyjne nagrody. Najlepsze drużyny danej edycji mogą bowiem otrzymać nowe stroje klubowe, piłki, buty do gry, szczoteczki do zębów, mydło, proszek i całą gamę rzeczy przydatnych w życiu codziennym. Jest więc o co walczyć, bo dla więźniów z Ugandy wygranie kompletu trykotów Manchesteru United to nie lada gratka, a przecież i siatką nowych futbolówek nikt nie pogardzi.
Do gry włączają się praktycznie wszyscy, a i za każdym zespołem stoi jakaś historia. Dzisiejszy Everton, to niegdyś Prince FC – drużyna stworzona z młodych chłopaków, którzy do paki trafili za handel narkotykami, a którzy swoje wychowanie odebrali na ulicy. Police FC? Tego tłumaczyć nie trzeba – do uganiania się za piłką włączają się bowiem sami funkcjonariusze. Hannover 96 i Manchester United? To już sympatie klubowe, choć w tekście z „Guardiana” możemy przeczytać, że jeden z zawodników MU z bólem serca walczy pod szyldem „Czerwonych Diabłów” – on bowiem na co dzień jest zawziętym kibicem Leeds.
Los tych zespołów nie opiera się zresztą na samym kopaniu piłki, bo więźniowie uczeni są też organizacji – licencja na to, by grać, spełnienie wymogu posiadania minimum 16, a maksimum 25 graczy, osoby zajmujące się szyciem porozrywanych butów, leczeniem obtarć i stłuczeń. Wszytko więc, choć prowadzone jest w spartańskich warunkach i przecież wśród ludzi, którzy muszą odbębnić długie kary za niezwykle poważne przecież przestępstwa, wygląda do bólu profesjonalnie.
I za to właśnie kochamy Puchar Narodów Afryki. Na stadionach pełen folklor, jakieś szamańskie tańce, ogłuszający ryk trąbek i kuriozalne akcje boiskowe, a wokół kolejnych reprezentacji masa ciekawych historii, jak choćby ta z więzieniem Luzira. Więzieniem, które znalazło znakomity sposób na to, by zająć więźniów czymś pożytecznym, podkręcić między nimi rywalizację, ale i skutecznie ich resocjalizować.