Mateusz Piątkowski wraca do Polski. Nie jest to żadne zaskoczenie, biorąc pod uwagę jego ostatnie miesiące w barwach cypryjskiego APOEL-u. Coraz mniej gry, coraz mniej nadziei, coraz więcej lat na karku i w końcu finał – rozwiązanie kontraktu i rozpoczęcie poszukiwań nowego klubu. Że Piątkowski nie poleci raczej podbijać Premier League – to wszyscy wiedzieli. Można się było spodziewać powrotu do Ekstraklasy, jedyną wątpliwością było – gdzie. Z jednej strony napastnik, który nie potrafił zawojować Cypru to trochę za mało jak na ambicje Lecha czy Lechii, z drugiej – w Ekstraklasie napastnika nie szuka tak naprawdę chyba tylko… Nie, w Ekstraklasie wszyscy szukają napastnika.
Jednym z gorączkowo poszukujących egzekutora byli bez wątpienia działacze Wisły Płock. Jesienią w ich barwach w napadzie mogli grać:
– Emil Drozdowicz, napastnik zdobywający gola mniej więcej co dwanaście spotkań w Ekstraklasie
– Krystian Popiela, 18-letni napastnik bez debiutu w Ekstraklasie
– Mikołaj Lebedyński, którego jeszcze latem oddano do I ligi
– Jose Kante, który ma znakomite przyjęcie, drybling, zastawkę, bajerkę, szybkość, dynamikę i prezencję, ale w 35 występach w Ekstraklasie zdobył 4 bramki.
Ujmijmy to tak: bramkarze nie musieli zakładać na mecze z Wisłą pampersów.
Najgorsza była świadomość, że w sumie taki Kante mógłby się sprawdzić jako nieco cofnięty napastnik, w końcu umiejętności nikt mu nie odmawia. Ba, Wisła ma kilku innych zawodników, którzy potrafią dograć piłkę w pole karne. Ale wykończenie? Łącznie wszyscy napastnicy zdobyli jesienią cztery gole, wszystkie strzelił Kante. Ten dorobek Piotr Wlazło ogarnął w tydzień, między 10 a 17 grudnia. Problem więc jak najbardziej istnieje. Czy receptą na brak goli od napastników z Płocka może być Piątkowski?
Zacznijmy pesymistycznie, jego przygoda z APOEL-em po zdobyciu pierwszej (i ostatniej) bramki dla Cypryjczyków wyglądała tak:
W rundzie mistrzowskiej dostał już tylko 51 minut w 10 meczach.
To jest pewien powód do niepokoju, bo w końcu mówimy o lidze, w której świetnie odnajduje się Arkadiusz Piech, napastnik, który raczej nie wygryzie Arka Milika z reprezentacji Polski. Z drugiej strony – Wisła Płock jest w dolnej połowie tabeli, gdyby dzielić ligę teraz – byłaby w grupie spadkowej. Nawet konstruując kontrakt z Piątkowskim, dodając możliwość przedłużenia w wypadku utrzymania w Ekstraklasie, pokazuje swoje cele na ten sezon. Wśród drużyn walczących o ligowy byt, napastnik, który wyjeżdżał z ligi po sieknięciu trzynastu goli w pół roku nie jest raczej codziennością. Tu atakuje się Pitrymi, Przybyłami czy Śpiączkami, czyli zasadniczo – tym, co jest pod ręką.
Piątkowski, jeden z tych, dzięki którym Probierz zyskał opinię futbolowego Gepetto strugającego przyzwoitych piłkarzy z drewna, wydaje się odpowiedni na takie granie. Szczególnie, że za plecami ma choćby Merebaszwiliego, Furmana, a może i Jose Kante, jeśli trener Kaczmarek zdecyduje się cofnąć Hiszpana. Z taką kapelą wcale nie powinno być o gole dużo trudniej, niż za czasów gry z Dzalamidze i Tuszyńskim.
Wisła Płock skorzysta nawet, jeśli Piątkowski miałby być tylko rezerwowym zastępującym Jose Kante. Piątkowski dostaje zaś szansę pokazania się w zespole, który jesienią kilka razy pokazywał się z bardzo korzystnej strony, by wymienić choćby oba mecze z Legią Warszawa. Sytuacja typu win-win Na tym dealu skorzystać mogą wszyscy.