No to już chyba po Jacku Grembockim. Tak – to jest dobry moment, żeby uronić łzę. A przynajmniej postać chwię w zadumie, powspominać, zastanowić się. No bo jaki ten świat jest niesprawiedliwy – facet zrobiłby dla swojego przełożonego wszystko. Wszystko (napisalibyśmy, co dokładnie, ale chyba nie wypada). Tymczasem Józef Wojciechowski po prostu go zwalnia. To znaczy jeszcze nie zwolnił, ale już sekretarka kleci pisemko, już asystent w pośpiechu niesie warte dziesiątki tysięcy pióro Caran d’Ache. Za chwilę szef Polonii postawi charakterystycznego kleksa i… tyle. Koniec. Stało się.
Grembocki jeszcze robi co może, by posadę uratować. Kiedy usłyszał, że prezes opuścił stadion w Kielcach jeszcze przed końcowym gwizdkiem, od razu odparł: – Ja bym wyszedł jeszcze wcześniej, przy 2:0! I tak długo wytrzymał! Za długo!
Ale to samobiczowanie chyba nie pomoże. Dziennikarzowi “Gazety Wyborczej” Wojciechowski powiedział: – To porażka trenera… Dodał też: – Z Henrykiem Apostelem i Michałem Listkiewiczem zastanowimy się, co robić. Ale zapis w kontrakcie z Jackiem Grembockim jest jasny: dwie porażki i remis w kolejnych trzech meczach i rozwiązujemy umowę – tłumaczy Józef Wojciechowski. Czyli meczem ostatniej szansy ma być spotkanie rewanżowe z Bredą. Niestety, zwycięstwo w Holandii jest tak samo prawdopodobne, jak przypływ miłosierdzia u właściciela “Czarnych Koszul”.
Ciągle nie możemy się doczekać, aż Wojciechowski skończy tę grę pozorów i sam przejmie drużynę. No bo po meczu w Kielcach stwierdził: – Trener źle dobrał taktykę… I wyłuszczył, że kiepska była zmiana Kulscara na Chałbińskiego i że wprowadzenie Mąki oraz Ivanowskiego też niczego nie wniosło.
Dla Grembockiego mamy jedną dobrą wiadomość – z tak świetnie zorganizowanego klubu jak Polonia to nawet zwolnionym być jest przyjemnie!
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT