Przegląd Sportowy podał dziś, że Borussia Mönchengladbach – która przecież ledwo co mierzyła się w Lidze Mistrzów z Barceloną i Manchesterem City – zaproponowała 1,5 miliona euro za Jarosława Jacha, ale oferta została odrzucona. Zagłębie uznało, że to zbyt mało jak za zawodnika, który jeszcze pod koniec lata miał na koncie dopiero kilkanaście meczów na poziomie ekstraklasy, i który zajmował się wtedy głównie oglądaniem z ławki występów Guldana i Dąbrowskiego. Pół roku temu analogiczną sytuację mieliśmy także z Karolem Świderskim, bo Jagiellonia odrzuciła podobnej wysokości ofertę Empoli za swojego zawodnika.
Wygląda więc na to, iż w naszym futbolu nastąpiła pewna zmiana, bo prezesi klubów zrozumieli, że na swoich młodych i utalentowanych piłkarzach mogą zarobić znaczniej więcej, i że nie muszą się łasić na pierwszą ofertę z brzegu. To także pokazuje, jak zmienił się nasz futbol w ogóle, skoro już po naszych młodzieżowców (i to wcale nie wiodących!) chętnie zgłaszają się kluby z Bundesligi czy Serie A. To już nie jest tak, że tylko w dorosłej kadrze grają przedstawiciele wielkich europejskich klubów, bo i w drużynie U-21 Marcina Dorny roi się od reprezentantów naprawdę poważnych marek.
Żeby zobrazować, jak bardzo w ostatnich latach polska piłka poszła do góry, wystarczy porównać dwa zespoły. Drużynę Leo Beenhakkera, która odniosła przecież gigantyczny sukces i jako pierwsza w historii dostała się na mistrzostwa Europy oraz drużynę Marcina Dorny, która za moment także zagra na Euro, tyle że młodzieżowym. W 2008 roku na pierwszy mecz z Niemcami wybiegli piłkarze Celtiku, Steauy, Austrii, Olympiakosu, Anderlechtu, Szachtara, Wolfsburga, Larissy, Racingu i dwójka z Wisły, a jako pierwszy z ławki wszedł zawodnik Legii. Wiadomo, kilka z tych klubów znaczyło wtedy więcej niż dzisiaj, ale ogólne wrażenie jest takie, że szału ewidentnie nie było.
Natomiast 16 czerwca 2017 roku na młodzieżowym Euro przeciw Słowacji zagrać mogą piłkarze Fiorentiny, Bochum (wypożyczenie z Benfiki), Sampdorii, Leicester, Nantes, dwóch z Napoli i trzech z Lecha. Być może zagra także zawodnik Borussii Mönchengladbach, o ile ta wykaże się większą determinacją w kontekście Jacha, a z ławki być może wejdzie piłkarz, który jeszcze niedawno nie był zainteresowany grą dla Empoli. Ale nawet nie licząc Jacha czy Świderskiego, nazwy obecnych klubów młodzieżowców Dorny wyglądają znacznie lepiej niż nazwy ówczesnych klubów dorosłych kadrowiczów Beenhakkera. A że nie wszyscy z wyżej wymienionych – konkretnie Kapustka i Drągowski – grają w swoich drużynach? Cóż, u Leo też nie wszyscy grali, bo taki Krzynówek w ostatnim półroczu przed Euro zaliczył w Bundeslidze ledwie 160 minut, a przecież kontuzjowany nie był.
Jeżeli nawet najbliższe zimowe okienko nie przyniesie kolejnych transferów naszych młodzieżowców, i tak będziemy mieli w talii bardzo dobre karty. Piłkarzy, za których już zapłacono krocie – Milika (32 miliony euro), Zielińskiego (20 milionów), Kapustkę (5 milionów), Linettego (3,2 miliona), Drągowskiego (3,2 miliona), Dawidowicza (2,5 miliona) czy Stępińskiego (2 miliony). A przecież prędzej czy później do tego grona dołączą Jach i trójka z Lecha, czyli Kownacki, Kędziora i Bednarek. Każdy z nich powinien bowiem kosztować ponad 2 miliony euro, a w przypadku udanego turnieju w Polsce – nawet grubo ponad.
I w tym momencie naprawdę nieistotne są dywagacje, czy wszyscy wspomniani piłkarze wystąpią na MME, bo analizujemy tutaj potencjał. Samo to, że takie zestawienie młodzieżówki jest w ogóle możliwe – a także, że dyskutuje się, iż niektórzy zbyt wiele osiągnęli, by grać w młodzieżowym turnieju – też jest tutaj bardzo wymowne. Czasem więc warto na chwilę przystanąć i zastanowić się, jak nasza piłka wyglądała kilka lat temu, by w pełni docenić czasy, które właśnie nadeszły.
MICHAŁ SADOMSKI
Fot. FotoPyK