Mniejsze czy większe tragedie są niestety nieodłączną składową historii futbolu. Najświeższy przykład? Katastrofa samolotu, która zabrała życie zawodnikom i sztabowi brazylijskiego Chapoecoense. Dzisiaj przypominamy jedną z takich smutnych historii, będącą udziałem dwóch szkockich klubów – Celtiku i Rangersów.
Nikt w Szkocji nie ukrywa, że starcia tych dwóch zespołów są najbardziej elektryzujące ze wszystkich. Nieprzypadkowo mówi się o nich, jako o Old Firm Derby. Ewentualny zwycięzca zyskuje szacunek i władzę w Glasgow, przegrani chowają głowy piasek i jedyne, co im pozostaje, to nieznośne oczekiwanie na okazję do rewanżu.
Derby z roku 1971 przeszły jednak do historii nie ze względu na to, co działo się na boisku. Choć gdyby samo spotkanie potoczyło się inaczej, być może nigdy nie usłyszelibyśmy o „Katastrofie na Ibrox“. Spotkanie stało na bardzo słabym, w porywach żenującym poziomie, a żadna ze stron nie stworzyła sobie szczególnie wielu sytuacji. Nic więc dziwnego, że na tablicy wyników długo panowały niepodzielnie dwa zera.
W 89. minucie, gdy wszystkim wydawało się, że by zobaczyć bramki, trafili pod zły adres, Jimmy Johnstone wywalczył dla Celtów prowadzenie, w odpowiedzi na co fani The Gers zaczęli opuszczać stadion. Wtedy wyrównał jednak Colin Stein i kibice Rangersów postanowili pospiesznie wracać na miejsca, by świętować ze swoimi ulubieńcami wydarcie wygranej odwiecznym rywalom.
Wtedy zdarzyło się to, czego nie było nawet w najczarniejszym scenariuszu. Zachodnia trybuna runęła. Okazało się, że konstrukcja nie wytrzymała nacisku wychodzących fanów.
W całym wypadku życie straciło 66 osób, a ponad 200 zostało rannych.