Jeśli ktoś miał wątpliwości, jaka drużyna jest aktualnie najlepsza w Europie, to chyba już mieć ich nie powinien – Barcelona, tylko Barcelona. Finał Ligi Mistrzów potwierdził to, co niektórzy wiedzieli od dawna, a niektórzy podejrzewali. Guardiola zdołał stworzyć maszynkę do efektownego wygrania meczów, przy czym słowo “efektownego” nie jest wcale mniej ważne niż “wygrywania”. Naprawdę jest niewielu piłkarzy na świecie, którzy mogliby Barcelonie cokolwiek jeszcze dać, cokolwiek wnieść. Czapki z głów, Katalończycy mają za sobą sezon z bajki.
Tak patrzyliśmy na ten mecz i zastanawialiśmy się – czy którykolwiek polski trener zdołałby popsuć ten mechanizm. Tak, wiemy, to chore – patrzeć na Barcelonę walczącą z Manchesterem United i chociaż przez sekundę wrócić myślami do naszej przaśnej piłki. Ale jakoś już tak mamy. Nie możemy się jednak wyzbyć wrażenia, że nasi szkoleniowcy zaraz by oświadczyli: Xavi nie może grać razem z Iniestą, bo zbyt podobni, Messi trochę za niski i kiepsko broni, a Henry z Eto’o mają zbliżoną charakterystykę. No i oczywiście Puyol jak na środkowego obrońcę ma 10 centymetrów za mało.
Jakimś cudem Barcelona pomieściła w jedenastce tak ofensywnych graczy jak Henry, Eto’o, Messi, Xavi i Iniesta. Zresztą, tam ofensywni są wszyscy. Dawno nie było drużyny, która w aż tak stopniu nastawiona byłaby tylko na atak. Czy ktoś widział ten zespół broniący się i szukający szans w kontrataku? Przyczajony? Czekający na błąd rywala? “Barca” nawet prowadząc 2:0 stwarzała kolejne okazje i raz po raz nacierała na bramkę Van der Sara.
Trio Henry – Eto’o – Messi strzeliło w tym sezonie dla Barcelony blisko 100 goli (Primera Division plus Liga Mistrzów). Więcej niż cały Real Madryt w lidze, więcej niż Manchester United lub Liverpool, dwa razy tyle co Tottenham. W środę zobaczyliśmy triumf futbolu ULTRA-ofensywnego. Oby był to stały trend…