W kwestii Jakuba Wawrzyniaka już niemal wszystko jasne. Badanie próbki B wykazało, że nabroił i teraz pozostaje mu tylko czekać na wyrok. Jak sam przyznaje, zażył środek, który miał mu pomóc w zrzuceniu zbędnej tkanki tłuszczowej, co każe postawić go w jednym szeregu z… Tak, tak, drodzy państwo – Diego Maradoną! Słynny Argentyńczyk gubił kilogramy tak zapamiętale w 1994 roku, że aż go zdyskwalifikowano (co określił jako “ucięcie mu nóg”). Teraz jego śladem ruszył nasz ukochany “Warzywniak”. Hmm, trochę nam cię Kubusiu żal, ale tak szczerze – trzeba było wcześniej tyle nie żreć.
A skoro już wpieprzał jak głupi, to mógł pojeździć na rowerku, pobiegać, albo najlepiej iść do dietetyka. Ale nie – on sobie wymyślił, że weźmie jakiś specyfik, po którym na brzuchu odsłoni się kaloryfer w pełnej okazałości. No i teraz kaloryfer pewnie ma, a kontraktu już prawie nie. Za chwilę wraca do Legii. Zobaczcie, jaki to ciąg pechowych zdarzeń – nie dość, że Wawrzyniak sobie narobił kłopotów, to jeszcze problem ma Marcin Komorowski, którego kupiono na tę pozycję. Chociaż może z tym problemem to przesadziliśmy – wyrwać się z Bytomia, żadna krzywda.
Tak czy siak, witamy gwiazdę Euro 2008 w Polsce. Wypad do Grecji okazał się krótki, ale treściwy. Kuba zdążył w dwóch meczach wysadzić Panathinaikos z Ligi Mistrzów i już wraca. Szczuplejszy.