Ryan Giggs jak Andrzej Wajda czy Martin Scorsese. Dostał nagrodę na pocieszenie. Wajda przez lata nie mógł dostać Oscara za żaden film, więc mu w końcu przyznano “za całokształt”. Z kolei Scorsese dostał statuetkę za “Infiltrację”, bo najwyraźniej uznano, że taki reżyser uhonorowany zostać musi, a lepsza okazja już się nie nadarzy.
No i z Giggsem to samo. Został piłkarzem roku w Anglii, chociaż umówmy się – na piłkarza roku to on aktualnie w ogóle nie pasuje. Raptem dwanaście razy w tym sezonie Premiership wyszedł w pierwszym składzie, zanotował jednego gola. Przy 17 bramkach Cristiano Ronaldo to dorobek kiepściutki.
Ale że będzie już z Giggsem tylko gorzej, a historię ma wspaniałą (10 mistrzostw Anglii, a szykuje się jedenaste – prawie tyle samo co… Arsenal Londyn), to trzeba było go nagrodzić. Zwłaszcza, że Ronaldo już się nazdobywał, Steven Gerrard czy Fernando Torres też mają jeszcze lata gry przed sobą.
Zachowując wszelkie proporcje. To tak, jakby w Polsce na piłkarza roku wybrano Piotra Świerczewskiego – bo nigdy piłkarzem roku nie był, a że już kończy karierę… A skoro nawiązujemy do Polaków, zwróćcie uwagę na zdjęcie – Jacek Bąk w typowym dla siebie wyskoku do główki.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT