Śląsk Wrocław kontynuuje politykę zatrudniania byłych szkoleniowców Lecha Poznań – po Mariuszu Rumaku, no i Romualdzie Szukiełowiczu, który z Kolejorzem pracował w latach 90. XVII wieku, stery we wrocławskim klubie przejmie Jan Urban. No nie powiemy, że już na pierwszy rzut oka ruch ten wygląda na strzał w dziesiątkę.
Nasze zdanie na temat tego trenera doskonale znacie – z całą pewnością sympatyczny gość, z całą pewnością istotna postać polskiej piłki ze względu na karierę piłkarską, ale czy bronią go umiejętności czysto trenerskie? Tego tak naprawdę jeszcze nie wiemy. Oczywiście nie mamy zamiaru wyciągać mu z gabloty trofeum za mistrzostwo czy dwóch Pucharów Polski. Musiał mierzyć się z krytyką, nie wszyscy miło wspominają jego dwa pobyty w Legii, ale zrobił swoje z dobrą drużyną. Później tak kolorowo jednak nie było.
Może przypomnijmy średnią punktów zdobywaną przez prowadzone przez niego drużyny (za transfermarkt.pl):
Legia Warszawa – 1,97
Polonia Bytom – 1,40
Zagłębie Lubin – 1,16
Legia Warszawa – 1,91
Osasuna Pampeluna – 1,11
Lech Poznań – 1,61
Poza stolicą bywało raczej średnio, by nie powiedzieć, że źle. Dla porównania możecie zobaczyć statystyki innych trenerów w czasach pracy w Kolejorzu:
Mariusz Rumak – 1,83
Maciej Skorża – 1,73
Jose Bakero – 1,67
Jacek Zieliński – 1,81
Urban ma coś do udowodnienia. W roli strażaka spełniał się do tej pory bez zarzutu. Podniósł Lecha w trudnym momencie – przejmował zespół będący na dnie, nie tylko ze względu na formę sportową, ale też rozbity psychicznie. No i udało się poprawić grę, wyniki, Lech znów zaczął przypominać jeden z najlepszych polskich klubów (do końca sezonu tylko Legia i Zagłębie punktowały lepiej). Tak jak we wcześniejszych zespołach – tu się uśmiechnął, tam rzucił żartem, zrobiła się “atmosferka” do “granka” i punktów przybywało. Trenera kumpla doceniali zresztą podopieczni z bodaj wszystkich zespołów, które prowadził. Pucharów z Lechem z tej atmoferki nie było, ale wielu twierdziło, że to – paradoksalnie – nawet lepiej. Będzie można spokojnie popracować nad odzyskaniem mistrzostwa. Z Urbanem za kierownicą, który w międzyczasie przedłużył kontrakt.
Ale nie “żyli długo i szczęśliwie”. Zamiast takiej puenty mieliśmy niemal powtórkę z rozrywki. Lech grał źle, trener szybko wylądował na zielonej trawce. Gdy przestały wystarczać uśmiechy a w grę wchodziła długofalowa strategia – Urban poległ, tak jak niemal w każdym poprzednim miejscu pracy, gdy kończył się wesoły miesiąc miodowy. I zamiast reputacji tego, który zażegnał kryzys w Poznaniu, zrobiła się kolejna brzydka plama na arkuszu CV.
Dlatego Śląsk to dla Urbana taki trenerski “make or break”. Klub na wielu płaszczyznach podupadający – zespół nie ma stylu, organizacja bywa obiektem drwin, ludzie nie chodzą na mecze, transfery wyglądają dziwacznie – to klub, w którym można się pokazać i nawet odpiąć łatkę. Ale można też się pogrążyć.
Tym bardziej, że z tymi zawodnikami ciężko mieliby trenerzy wielokrotnie bardziej utalentowani niż sympatyczny Jan.
Fot. FotoPyK