Gość ma dopiero 21 lat i nigdy nie wcześniej nie grał na poziomie ekstraklasy. Po fatalnym ligowym debiucie w barwach rozbitej, ekstremalnie zestawionej Legii (1:3 z Arką) został odstawiony przez Besnika Hasiego. Ostatniego dnia okienka transferowego przeniósł się do Ruchu, gdzie mało kogo znał, i gdzie nie przygotowywał się z drużyną do rozgrywek. Do gry wszedł niejako z marszu, zaledwie po trzech tygodniach pobytu w Chorzowie, i to w momencie, w którym zespół wpadł w potężny kryzys. Kiedy zaczął pojawiać się na boisku, jego drużyna przegrała osiem z jedenastu spotkań w lidze, zleciała do strefy spadkowej, a w międzyczasie wokół klubu wybuchł wielki skandal.
Brzmi jak tragiczna historia, prawda? Znamy dziesiątki piłkarzy, dla których wspomniane okoliczności byłyby pełnym usprawiedliwieniem słabej formy, i którzy z tego powodu nie mieliby sobie nic do zarzucenia. Jarosław Niezgoda takich wymówek jednak nie szuka, i to z jednej prostej przyczyny – bo nie musi. On w niemal najgorszych możliwych okolicznościach właśnie zaliczył jedno z najbardziej spektakularnych wejść w ligę ostatnich lat.
W dwunastu ligowych meczach Ruchu Niezgoda strzelił siedem goli, a dwa kolejne wypracował, pomimo że dwukrotnie zaczynał na ławce rezerwowych. Na ten moment w ekstraklasie jest tylko sześciu zawodników, którzy strzelili więcej bramek, i mowa tu o piłkarzach, którzy zaliczyli nieporównywalnie więcej minut na boisku. Byli to Robak, Vassiljev, Nikolić, Cernych, Boguski i Flavio. I już sama obecność w tym gronie do niedawna zupełnie anonimowego Niezgody jest bardzo wymowna.
Co więcej, w odniesieniu do czasu gry potrzebnego do zdobycia bramki Niezgoda z wynikiem jednego gola na każde 124 minuty jest drugi w całej lidze i ustępuje tylko Marcinowi Robakowi, który trafiał średnio co 119 minut. Napastnik Lecha jednak aż pięć ze swoich dziesięciu trafień zaliczył z rzutów karnych, natomiast 21-latek z Ruchu wszystko strzelił z akcji. A konkretnie:
– Z Zagłębiem świetnie pokazał się do prostopadłej piłki, wygrał pojedynek biegowy z Jachem i precyzyjnym strzałem pokonał Polacka.
– Z Piastem zgubił krycie w polu karnym rywala i inteligentnym ruchem wymusił podanie, które z piątego metra zamienił na gola.
– Z Koroną wygrał walkę o piłkę na 16. metrze i szybkim strzałem pokonał bramkarza.
– Z Pogonią wziął Rudola na obieg, wygrał przebitkę z Fojutem, po czym przerzucił piłkę nad interweniującym Kudłą.
– Z Górnikiem Łęczna zebrał piłkę odbitą od słupka, świetnie przełożył Leandro i trafił do siatki.
– Z Wisłą Płock przejął źle zagraną do bramkarza piłkę, na spokoju ograł Kiełpina i strzelił do pustej bramki.
– Z Wisłą Kraków przyjął piłkę na 15. metrze na klatkę piersiową i momentalnie ją uderzył, a ta po rykoszecie wpadła do siatki.
Co niezwykle ważne, aż sześć z siedmiu goli Niezgody to trafienia, które coś drużynie dawały, czyli wysuwały ją na prowadzenie lub wyrównywały wynik meczu. Nie jest więc tak, że 21-latek nabija sobie statystyki masakrując rozbitych przeciwników, bo jedynie gol na 3:0 z Górnikiem Łęczna nie miał żadnej wagi. A pozostałe padły w okolicznościach, w których przeciwnik zaciekle walczył o utrzymanie prowadzenia bądź remisu.
Pamiętajmy też, że Niezgoda został wypożyczony do Ruchu z Legii, a ta właśnie pozbywa się swojego najskuteczniejszego strzelca, Nemanji Nikolicia. Być może – zamiast szukać zagranicą i płacić wygórowane kwoty – jest to najlepszy moment, by dać szansę własnemu piłkarzowi? Zwłaszcza że dziś w Warszawie pracuje trener, który słynie ze świetnej ręki do młodych zawodników. Kto wie, skoro dziś mało kto chciałby widzieć drugą linię Legii bez Kopczyńskiego, który do niedawna niewiele znaczył, to być może za jakiś czas mało kto będzie chciał oglądać atak Legii bez Niezgody?
Fot. FotoPyK