Zapewniam, że nigdy, ani razu, nie miałem nawet myśli, by zrezygnować z pracy z polską kadrą. I nie mam – powiedział Leo Beenhakker “Gazecie Wyborczej”, odnosząc się do ostatnich informacji na swój temat. W stu procentach mu wierzymy, bo 800 tysięcy euro rocznie plus premie – piechotą taka kasa nie chodzi. Też by nam przez myśl nie przeszło, żeby z niej zrezygnować (skoro i tak prawie nic nie trzeba robić).
– Wiem, że niektórzy chcieliby, abym podał się do dymisji. Najpierw była historia z tym, że moim następcą zostanie Piotr Nowak, potem Jerzy Engel sam siebie promował na nowego selekcjonera, a teraz słyszę, że Franciszek Smuda chętnie przejąłby reprezentację. Nie wiem, co sam Smuda na to, ale muszę wszystkich kandydatów zmartwić: trenerem reprezentacji Polski wciąż jest Leo Beenhakker. I wciąż jestem bardzo umotywowany i mam wielką ambicję, by zakwalifikować się na mundial. Dlatego nie wiem, w jaką brudną grę i po co grają ci ludzie – stwierdził Beenhakker. Niestety, na pytanie, kim są “ci ludzie” odpowiedział już prostym “nie wiem”.
Natomiast jedno zdanie zabrzmiało wyjątkowo groźnie: – To działa na mnie dokładnie odwrotnie. Im bardziej oni krzyczą, że powinienem odejść, tym ja dłużej zostanę.
O cholera! W takim razie zgłaszamy propozycję, aby zorganizować jakiś marsz milczenia. Skoro krzyki umacniają Leonida na stanowisku trenera, może jak tak sobie wspólnie pomilczymy, to uda się go pozbyć? A tak podsumowując – Beenhakker nie chce odchodzić. Ale ciekawi jesteśmy, czy nie chce odchodzić tak po prostu, czy też nie chce odchodzić bez kasy? Bo to jednak spora różnica.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT