Dziwnie zdenerwowany wyszedł ze spotkania z Leo Beenhakkerem prezes PZPN Grzegorz Lato. Zapewne wszystko potoczyło się zgodnie z przypuszczeniami i dziadek wysłał nieposłusznego Grzesia do kąta. Kto wie, może nawet Antoni Piechniczek musiał klęczeć na grochu. A jeśli mamy napisać językiem dla dorosłych, to Beenhakker przypuszczalnie zjebał wszystkich tak, że aż uszy więdły. W każdym razie to Leo był tym obrażonym i to jego trzeba było przepraszać, a nie odwrotnie (co nakazywałaby logika).
Lato na konferencji prasowej był burkliwy, momentami niemal agresywny (spece od PR łapali się za głowy). Zapewnienia, że “nic się nie dzieje” brzmiały więc w jego ustach mało wiarygodnie. Podobnie jak tylko naiwniak mógłby dać wiarę, że “temat Beenhakkera i Feyenoordu nie istnieje”. Ale Lato musiał to powtarzać, bo przecież inaczej wyszedłby na głupka – okazałoby się, że Leo go w całej sprawie z holenderskim klubem zlekceważył i w dodatku włos mu za to z głowy nie spadnie. Sam Leo litościwie na konferencję nie przyszedł, tylko przekazał, żeby od dziś pytać go tylko o kadrę. Czyli najwyraźniej uznał, że gdyby zadano mu pytanie o Feyenoord, musiałby kłamać. Woli tego już nie robić? Poszedł na odwyk czy co? Skorzystał z naszej rady udania się do specjalisty?
W każdym razie na przyszłość radzimy, żeby do walki z Beenhakkerem stanął ktoś z IQ od 110 w górę.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT