Reklama

Real odpadnie w 1/8 finału już po raz piąty z rzędu!

redakcja

Autor:redakcja

25 lutego 2009, 22:42 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jak długo jeszcze porażka Realu Madryt będzie sensacją? Już dawno nie jest. Nawet słowo “niespodzianka” powoli przechodzi do historii. Od 2002 roku “Królewscy” nie wygrali niczego w Europie, a jeśli teraz – na co wszystko wskazuje – w dwumeczu będą musieli uznać wyższość Liverpoolu, będzie to… piąty raz z rzędu, kiedy odpadają z Ligi Mistrzów w 1/8 finału. Piąty raz! Rok temu w tej samej fazie rozgrywek lepsza okazała się Roma, teraz chyba mało kto na świecie sądzi, że Real jest w stanie na wyjeździe odrobić stratę z pierwszego meczu. Nie ten Real, nie z takim Liverpoolem.
Rok temu mniej więcej o tej porze hiszpańska prasa pisała rozjeżdżała Real. “As” krzyczał z okładki: “Do cholery, w Europie wymaga się więcej!”. Inny dziennik, “Marca”, bił po oczach tytułem: “Real Madryt się wali”. W tekście czytaliśmy: “Madryckie imperium na swoim terytorium poddało się w walce z imperium rzymskim, należącym do Tottiego. Teraz, po odpadnięciu z Ligi Mistrzów po raz czwarty z rzędu po pierwszym ważnym dwumeczu, Real jest ruiną”. Najbardziej dosadny było dziennik “El Mundo Deportivo” – “Wynocha z Europy”. Teraz w zasadzie wszystko można powtórzyć.

Real odpadnie w 1/8 finału już po raz piąty z rzędu!

Statystyka wygląda porażająco. Od pięciu lat (wliczamy ten rok) madrycki klub odpada w 1/8 Pucharu Europy. Jak już udało mu się awansować do ćwierćfinału, to poległ w dwumeczu z malutkim Monaco. Jak przebił się, w 2003 roku, do półfinału, to musiał uznać wyższość Juventusu. Ostatni triumf – z 2002 roku – wydaje się zamierzchłą przeszłością. W składzie Realu grali przecież piłkarze, którzy skończyli kariery (jak Fernando Hierro i Zinedine Zidane), albo skończą je lada chwila (Luis Figo, Roberto Carlos, Claude Makelele). Ale, bądźmy szczerzy, czasy kiedy po boisku biegał Hierro i jako obrońca zdobywał 105 goli w Primera Division, to zupełnie inna epoka. Gdyby wziąć pod uwagę tylko rezultaty na międzynarodowej arenie z ostatnich kilku sezonów, Real znaczy mniej niż Lyon, Porto czy Schalke. Aktualnie to świetny klub, tylko bez wyników…

Dziś Real po raz kolejny był bezradny, w zasadzie ani razu nie zagroził poważnie bramce Reiny. Europa coraz bardziej odjeżdża. Tylko co z tym klubem jest nie tak? W sensie biznesowym jest przecież potęgą, regularnie zajmuje czołowe miejsca w rankingu firmy Delloitte, obliczającym przychody klubów. Tylko, że chyba brakuje pomysłu, na co te pieniądze mądrze spożytkować. Metoda sprowadzania najbardziej perspektywicznych piłkarzy świata jak na razie się nie sprawdza, tak samo jak nie poskutkowała budowa zespołu w oparciu o najgłośniejsze, ale podeszłe wiekiem nazwiska Europy – Beckhama, Ronaldo czy Zidane’a. Teraz celem transferowym numer jeden jest Cristiano Ronaldo – piłkarz bez wątpienia genialny, zapewne najlepszy na świecie, ale czy charakterologicznie nie identyczny jak ci wszyscy, którzy na Santiago Bernabeu zawiedli? Czy nie nazbyt rozkapryszony i czy nie za bardzo już spełniony – sportowo i finansowo?

Bo może właśnie pieniądze, dające Realowi miano najbogatszego futbolowego przedsiębiorstwa świata, są problemem – los klubu absolutnie nie zależy od wyników sportowych, w zasadzie ewentualne sukcesy nie mają żadnego przełożenia na budżet. Piłkarze są rozpieszczani i żyjący w mydlanej bańce. Może zwyczajnie brakuje im adrenaliny? Może powinni poczuć ten dreszcz, że ich byt jest choć trochę uzależniony od najbliższego meczu. Może powinni mieć poczucie, że jeden gol to dla nich być albo nie być. Tymczasem gdy w środę Liverpool strzelił gola na 1:0, na twarzach zawodników widać było zniechęcenie, bezsilność, ale nie wściekłość.

Reklama

FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...