14. kolejka – Flavio Paixao zapomina, że nie jest na planie filmu “Mean Machine” i próbuje zrobić krzywdę Sobierajowi.
15. kolejka – Dalibor Pleva zapomina, że nie jest na planie filmu “Mean Machine” i próbuje zrobić krzywdę Pylypczukowi.
16. kolejka – Miroslav Bożok zapomina, że nie jest na planie filmu “Mean Machine” i próbuje zrobić krzywdę Frycowi.
17. kolejka – Filipe Goncalves zapomina, że nie jest na planie filmu “Mean Machine” i próbuje zrobić krzywdę Radoviciowi.
Do tego dochodzi kilka, a może kilkanaście zdecydowanie mniej chamskich, ale za to równie niebezpiecznych dla zdrowia zawodników fauli. Sami przyznajcie – po nagonce na Tymińskiego, Tosika czy Tetteha było trochę spokoju, ale w ostatnich tygodniach znów oglądamy w Ekstraklasie sceny, których oglądać po prostu nie chcemy. Można powiedzieć, że jesteśmy świadkami wyjątkowo złej serii…
O przejawach debilizmu (sorry, taka prawda) u Paixao, Plevy czy Bożoka napisaliśmy już wszystko, każdy z nich został również ukarany przez Komisję Ligi karami zawieszenia na kolejno: trzy, dwa i cztery mecze. Goncalvesa z pewnością za chwilę czeka to samo. I wydaje nam się, że podbicie stawki przez Komisję Ligi nie byłoby przesadą.
– Po meczu przyszedł do szatni, przeprosił mnie. Fajny gest, nie musiał przecież tego robić. Wybaczam więc ten faul, nie mam z tym problemu – mówił po meczu poszkodowany Radović. To fajnie, że Portugalczyk przynajmniej w szatni wykazał się przyzwoitością, ale my jednak mamy z tym problem. Naszym zdaniem, choć Goncalves po raz pierwszy w Ekstraklasie obejrzał bezpośrednio czerwoną kartkę, możemy mówić tu o recydywie. Popatrzcie na sytuację sprzed kilku tygodni i sposób, w jaki Portugalczyk powstrzymywał Guilherme.
Na pierwszy rzut oka – faul taktyczny i tyle. Jednak chyba zgodzicie się, że jest kilka mniej drastycznych sposobów na przerwanie akcji przeciwnika niż pierdolnięcie go łokciem w szczękę. To całkiem postawny facet, w zasadzie powinno wystarczyć szturchnięcie, by wytrącić gościa z rytmu. Ale on z pianą na ustach musiał pójść na całość. Tak jak wczoraj z Radoviciem.
I gdy tak przyglądamy się dotychczasowej karierze tego zawodnika, wydaje nam się przeginanie z ostrą grą leży w jego naturze. Niby i coś tam potrafi, coś tam na początku pobytu we Wrocławiu pokazał, ale ma też hobby. To kolekcjonerstwo. Zbiera kartki.
2015/16 – 28 meczów, 11 żółtych kartek
2014/15 – 22 mecze, 8 żółtych kartek
2013/14 – 36 meczów, 9 żółtych kartek + 1 czerwona (za 2 żółte)
2012/13 – 32 mecze, 13 żółtych kartek
2011/12 – 33 mecze, 8 żółtych kartek + 2 czerwone (bezpośrednio)
2010/11 – 27 meczów, 9 żółtych kartek + 2 czerwone (bezpośrednio)
2009/10 – 33 mecze, 10 żółtych kartek + 1 czerwona (bezpośrednio)
Wyjątkowa konsekwencja, prawda? No zdecydowanie wolelibyśmy, aby te liczby w przypadku podstarzałego obcokrajowca ściąganego do Polski oznaczały bramki albo asysty. Tak, to tylko ciekawostka, bo oczywiście rozumiemy też, że to szóstka i ze względu na to, można szukać usprawiedliwienia dla takiego stylu gry. Ale jednak jest to bardzo niepokojące w połączeniu z tym, że gościowi zdarza się kompletnie tracić głowę.
Jeszcze raz: można powiedzieć, że jesteśmy świadkami wyjątkowo złej serii w Ekstraklasie… Ale można też powiedzieć, że piłkarze czują pobłażliwość władz. I boimy się, że najpierw dojdzie do jakiejś tragedii, zanim ktoś przykładnie ukaże rzeźnika pokroju Goncalvesa czy Plevy.
Fot. FotoPyK