Wszelkie mankamenty Wisły Kraków to materiał na książkę i to pewnie taką z trzema tomami, ale z tego kulejącego na prawie wszystkich polach pierdolnika najbardziej dziwi nas skuteczność napastników. Skuteczność… Przepraszamy, że szafujemy tak dużymi słowami – napastnicy Wisły strzelają z regularnością niektórych środkowych obrońców.
Dziwi nas to o tyle, że przecież żadnego z nich nie uważamy za patałacha, generalnie wydawało się, że w Krakowie przy całej nawałnicy problemów akurat ta jedna sprawa nie będzie wybudzała trenerów Sobolewskiego i Kmiecika ze snu o czwartej w nocy. Bo że Mójta nie potrafi bronić – wiedzą wszyscy. Że gdyby porównać Popovicia do prawdziwego reżysera, wyszedłby nam ten z odcinków Pierwszej Miłości – także. Ale że Brożek, Zachara czy Ondrasek ładują, jakby w magazynku zamiast kul mieli lentilki – jest to pewien rodzaj zaskoczenia.
Na papierze to – chyba można zaryzykować takie stwierdzenie – raczej ligowy top. Teraz to zdanie wywołuje może lekki uśmiech na twarzy, ale by obecna pierdołowatość nie zaburzała nam obrazu, cofnijmy się do okresu przed sezonem. Kto miał wówczas lepszy atak od Wisły? Legia? OK. Lechia? Zgoda, ale to też nie żadna przepaść. Jaga? Nieee. Zagłębie? Też nie ten poziom. Lech? Przecież wszyscy apelowali, by ściągnąć tam napastnika. Formacja Wisły raczej na pewno znalazłaby się na pudle ataków, na których grę ostrzymy sobie zęby.
A tymczasem dorobek każdego z nich to bida z nędzą. Brożek, Ondrasek i Zachara strzelili solidarnie po dwa gole.
Dwa gole… Tyle samo goli co każdy z napastników Wisły ma choćby:
– Adam Mójta,
– Jakub Bartosz,
– Hebert,
– Ricardo Nunes,
– Rafał Grodzicki,
– Paweł Oleksy,
– Przemysław Szymiński.
Nie jest to zestawienie, które napastnikom Wisły przynosi chlubę.
Brożek kompletnie zatracił gdzieś swój instynkt, o ile kiedyś był gwarancją co najmniej 10 bramek w sezonie, teraz gwarantuje co najwyżej całe spektrum spartolonych akcji. Zachara? Zwykle walczy jak za dwóch, ale jest bardziej elektryczny niż dostawca prądu w Las Vegas. Ondrasek z kolei zwykle zalicza poprawne występy, przydaje się przy rozegraniu, wygrywa główki, ale no właśnie – w sieci piłka po jego strzałach ląduje przerażająco rzadko. Żeby było śmieszniej, obie z dwóch bramek strzelił w jednym meczu.
Stać tyle czasu w polu karnym przeciwników i zdobyć tylko dwie bramki? Sorry, ale statystycznie więcej strzeliłby chyba nawet strach na wróble.
Panowie, celowniki do poprawki. Celowo napisaliśmy w zapowiedzi meczu o was, a nie o napastnikach Arki, którzy notują identyczny bądź gorszy bilans (Zjawiński, Abbott). Wiecie dlaczego? Bo w ich przypadku to wynik zgodny z oczekiwaniami.
Fot. FotoPyK