Wiemy, że stać nas na wyprzedzenie Sportingu, choć wszystko nie musi zależeć tylko od nas. Zdajemy sobie sprawę, że meczem z Realem wyżej zawiesiliśmy sobie poprzeczkę. Teraz wszyscy oczekują, że z Borussią zagramy nie wiadomo jak dobrze, osiągniemy korzystny rezultat. Aż takim optymistą bym nie był, ale wiem jedno: stać nas na grę na wysokim poziomie i osiągnięcie zaskakującego wyniku. Zostały nam dwa mecze do rozegrania i cel jest taki, że chcemy do wiosny pozostać w Europie – mówi w rozmowie z Faktem i Przeglądem Sportowym Miroslav Radović.
FAKT
Legia chce zmazać plamę z Warszawy.
Chcemy przede wszystkim dobrze zagrać – powtarzają przed dzisiejszym meczem Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund piłkarze Legii. (…) – Zdajemy sobie doskonale sprawę, jakiej klasy przeciwnikiem jest Borussia. Złapaliśmy jednak wiatr w żagle po przyjściu do zespołu trenera Jacka Magiery, a punkt wywalczony w starciu z Realem dodał nam wiary we własne możliwości. Teraz nie mamy nic do stracenia. Chcemy pokazać po prostu dobry futbol – mówi obrońca Legii Bartosz Bereszyński, który swoimi dobrymi występami zasłużył ostatnio na powołanie do reprezentacji Polski.
Skład Legii na BVB? Cierzniak – Bereszyński, Rzeźniczak, Pazdan, Hlousek – Kopczyński, Guilherme – Vako, Odjidja-Ofoe, Radović – Prijović
Radović nie ukrywa: Musimy awansować.
– Wiemy, że stać nas na wyprzedzenie Sportingu, choć wszystko nie musi zależeć tylko od nas. Zdajemy sobie sprawę, że meczem z Realem wyżej zawiesiliśmy sobie poprzeczkę. Teraz wszyscy oczekują, że z Borussią zagramy nie wiadomo jak dobrze, osiągniemy korzystny rezultat. Aż takim optymistą bym nie był, ale wiem jedno: stać nas na grę na wysokim poziomie i osiągnięcie zaskakującego wyniku. Zostały nam dwa mecze do rozegrania i cel jest taki, że chcemy do wiosny pozostać w Europie – zapowiada Miroslav Radović.
Lewczuk nie lubi bagietek.
Igor Lewczuk strzelił pierwszego gola w Ligue 1, ale jego Bordeaux zremisowało z Guingamp 1:1, bo w doliczonym czasie bramkę zdobył Jimmy Briand. (…) Podpisał dwuletnią umowę, właściciele Bordeaux zapłacili za niego 800 tysięcy euro. – Drużyna przyjęła mnie dobrze. Było łatwiej, bo od razu po transferze zacząłem grać. Taki zawodnik jest inaczej traktowany. Nie popełniam błędów, trener dalej na mnie stawia – opowiada.
Z kolei Lechia ma charakter lidera.
Z Wisłą Płock Lechia nie rozegrała dobrego meczu, ale wyszła z opresji obronną ręką dzięki determinacji i pasji. Choć jej liderzy nie byli w takiej formie, jak wcześniej, odniosła zwycięstwo. Pokazała siłę mentalną. Ten charakter pomógł Lechii wygrać także inne trudne spotkania, jak z Koroną (rywal prowadził 2:1) czy z Piastem (gole w 79. i 86. minucie dające lechistom zwycięstwo). W poprzednim sezonie sytuacja była odwrotna – Lechia zwykle miała dużą przewagę, tłamsiła rywala, ale często schodziła z boiska z niczym.
GAZETA WYBORCZA
Czy Legia wyszła z szoku?
Na początku było 0:6 z Borussią i powszechne przekonanie – Legia nie pasuje do elity, różnica między najlepszymi a mistrzem Polski jest kosmiczna, po co w ogóle z nimi grać? Minęły dwa miesiące. Warszawski klub znów mierzy się z drużyną z Dortmundu, tym razem w jeszcze trudniejszych warunkach, bo na głośnym Westfalenstadion. Tam, gdzie w sobotę rywale rozbili Bayern Monachium. Ale tym razem sądzimy, że nawet gdyby Legia miała wysoko przegrać, pola łatwo nie odda. Może trafi w słupek? Albo nawet strzeli gola, jak na Santiago Bernabéu w Madrycie? Im bliżej końca fazy grupowej, tym LM daje nam więcej radości. Po trzech meczach nie było nic. Trzy porażki, zero punktów, bilans bramkowy: 1-13. Legia była na najlepszej drodze, aby zapisać się w historii jako najgorszy uczestnik fazy grupowej. – Cel był taki, żeby najpierw strzelić pierwszego gola w LM – mówił po spotkaniu na Bernabéu trener Jacek Magiera. Tego dnia Miroslav Radović został sfaulowany w polu karnym i wykorzystał „jedenastkę”. – Teraz czas pomyśleć o punkcie – dodawał. Udało się zdobyć go w kolejnym, czwartym meczu. 2 listopada Legia zremisowała 3:3 z Realem, zadziwiając piłkarski świat. Czy teraz czas na zwycięstwo? Nikt rozsądny na to nie liczy. Jeśli już, to ostrzymy sobie zęby na 7 grudnia. Wtedy do Warszawy przyjedzie Sporting Lizbona, a ewentualne zwycięstwo może dać Legii sensacyjne trzecie miejsce w grupie i przejście do 1/16 finału innych kontynentalnych rozgrywek – Ligi Europy.
SUPER EXPRESS
Z prawej strony całkiem zabawna grafika, z lewej tekst: DJ Shazza najlepszym strzelcem Europy.
Łukasz Teodorczyk (25 l.) jest w tym sezonie nie do zatrzymania. W meczu z Zulte-Waregem (2:3) napastnik reprezentacji Polski strzelił kolejne dwa gole, objął samodzielne prowadzenie wśród strzelców ligi belgijskiej, ale. na tym nie koniec. Biorąc pod uwagę bramki ligowe i w europejskich pucharach, “Teo” nie ma sobie równych w Europie. Wyprzedził nawet Messiego! (…) belgijscy dziennikarze ruszyli nawet do jego rodzinnego miasta, Żuromina, aby opisać początki piłkarza. Obszerny materiał ukazał się w dodatku do dziennika “Het Nieuwsblad”. Wysłannicy z Brukseli usłyszeli, że w szkolnych czasach Teodorczyk miał pseudonim. DJ Shazza. Koleżanka Teodorczyka z dzieciństwa powiedziała Belgom, iż wzięło się to z jego zamiłowania do piosenki grupy Big Cyc pod tytułem “Shazza – moja miłość”. Podobno koledzy obserwujący lokalne mecze “Teo” intonowali ją za każdym razem, gdy strzelał gola. W Brukseli o tej piosence nikt nigdy nie słyszał, ale na cześć Polaka powstają tam już i nowe przyśpiewki, i coraz to nowe pseudonimy. Jak na przykład “Teominator”.
Czy Pazdan zatrzyma Aubameyanga?
Michał Pazdan (29 l.) w dwóch meczach w tym roku (Euro 2016 i LM) nie pozwolił Cristiano Ronaldo (31 l.) strzelić żadnego gola. Czy dziś na Signal Iduna Park w przedostatniej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów (grupa F) zatrzyma również Pierre’a-Emericka Aubameya- nga (27 l.) z Borussii Dortmund? Aubameyang jest ostatnio w życiowej formie. Z 12 golami jest współliderem klasyfikacji najlepszych strzelców Bundesligi, a w Lidze Mistrzów dołożył trzy bramki. Co ciekawe, Gabończyk wziął pod skrzydła młodego napastnika Borussii Ousmane Dembele (19 l.), który również jest awizowany do pierwszego składu na mecz z Legią. Jego problem polega jednak na tym, że. nie strzela goli (tylko dwa w tym sezonie).
PRZEGLĄD SPORTOWY
Legioniści, pójdźcie za ciosem!
Wreszcie nie polecieli jak na ścięcie.
Bez stylu, pomysłu na grę, za to z licznymi błędami – tak Legia wyglądała w pierwszym meczu z Borussią. Tamten mecz był dla mistrzów Polski koszmarem i zakończył się klęską 0:6. Od wspomnianego spotkania minęły nieco ponad dwa miesiące, ale dziś do meczu z wicemistrzem Niemiec przystąpi zupełnie inna Legia. Prawie taka sama pod względem personalnym, ale całkiem odmieniona. Po sensacyjnym remisie z Realem 3:3 stołeczny zespół już nie musi bać się żadnej drużyny. Cztery kolejne zwycięstwa w ekstraklasie są dowodem, że wrócił na właściwe tory. Oczywiście, zdecydowanym faworytem są gospodarze, ale mamy racjonalne powody, by wierzyć, że tym razem mistrzowie Polski postawią drużynie z Dortmundu większe wymagania niż w pierwszym starciu. Pierwszy mecz w Lidze Mistrzów stanowił doskonałe podsumowanie pracy Besnika Hasiego, który zepsuł dobrze funkcjonujący mechanizm za czasów Stanisława Czerczesowa. Albańczyka nie ma już w Legii, a Jacek Magiera szybko odmienił zespół. Poza zmianą atmosfery w drużynie, Magierze udało się przede wszystkim odbudować poszczególnych piłkarzy. Vadis Odjidja-Ofoe trafił do Legii nieprzygotowany fizycznie i w pierwszym meczu z BVB nie istniał w środku pola, a teraz wyrasta na największą gwiazdę naszych boisku. Meczami z Realem udowodnił, że nie boi się gwiazd światowej piłki. Miroslav Radović, wówczas jedynie zmiennik szukający formy po powrocie do klubu, z którym święcił największe sukcesy, znów jest jednym z liderów. Popełniający na początku sezonu błąd za błędem Jakub Rzeźniczak, we wrześniowym starciu z BVB nie znalazł się nawet na ławce. Teraz udowadnia, że dalej jest wartościowym obrońcą.
Możemy wyprzedzić Sporting – mówi Miroslav Radović.
W Dortmundzie macie coś do udowodnienia?
– Nie. To dla nas przede wszystkim bardzo duże wyzwanie. Oglądałem mecz Borussii z Bayernem i byłem pod wrażeniem. Czeka nas bardzo trudne spotkanie. Niemiecka drużyna ma ogromny potencjał i zupełnie inną mentalność, niż choćby piłkarze Realu.
Dziś Legia wygląda na zupełnie inny zespół niż 14 września, kiedy przegrywała z Borussią 0:6.
– Zdecydowanie tak. Nie muszę chyba o tym mówić, każdy widzi, jak zmieniliśmy się w ostatnich dwóch miesiącach. To bardzo duża zasługa trenera Jacka Magiery, szybko to wszystko poukładał. Przywrócił w nas wiarę w siebie, za tym poszła poprawa wyników. Jest się z czego cieszyć.
Mila wchodzi i napędza.
Bohater październikowego triumfu nad Niemcami w Warszawie (2014 rok) walczy o powrót do formy, jaką imponował jeszcze w poprzednim sezonie, nie mówiąc już o latach świetności pomocnika. Obecnie jest rezerwowym. W drużynie Piotra Nowaka nie gra wprawdzie pierwszych skrzypiec, ale nadal jest ważną częścią zespołu. Wchodzi z ławki i podrywa drużynę do ataku. Tak było z Piastem Gliwice, Pogonią Szczecin i z Wisłą Płock. Z Nafciarzami dostał od szkoleniowca zadanie przetrzymania piłki i oddalenia ciężaru gry od własnej bramki. Udało się. – Cieszę się, że daje Lechii coś od siebie. Mamy zgrany zespół i każdy z nas jest ważnym piłkarzem w tym kolektywie. Czuję się częścią tej drużyny, jej kapitanem. Jestem dumny, że mogę być w tym zespole. Super sprawa. Druga ważna sprawa – kolejny raz ponieśli nas kibice. Schodziliśmy do szatni, przegrywając 0:1, a oni śpiewali: „Jesteśmy z wami”. Taki sygnał z trybun dużo dla nas znaczy – mówi Mila, który w tym sezonie spędził na boiskach ekstraklasy łącznie 67 minut.
A w Śląsku następują zmiany, dyrektorem – Adam Matysek.
O ile zmiana na stanowisku prezesa byłą zapowiada od kilku tygodni, o tyle zatrudnienie Matyska budzi emocje. Raz, że chodzi o byłego bramkarza Śląska, Bayeru Leverkusen i reprezentacji Polski, a dwa, że oznacza ona koniec dyrektorskiej misji Wojciecha Błońskiego, który dla odmiany kiedyś był koszykarzem Śląska. (…) Skończył kurs dla skautów i przyznawał, że jest zainteresowany pracą w charakterze dyrektora sportowego. Teraz dostanie taką szansę w Śląsku, w którym jako bramkarz, zanim wyjechał do Bundesligi, wystąpił w 120 meczach. – Jestem szczęśliwy, bo marzyłem o powrocie do Śląska właśnie w takiej roli – powiedział nam Matysek.