Nie mieli szczęścia w ostatnich tygodniach piłkarze Chojniczanki. W meczu z Sandecją sędzia nie uznał prawidłowo zdobytej przez nich bramki, ubarwiając nieco obraźliwe słowa Pawła Zawistowskiego, a z MKS-em Kluczbork – zgasło światło w momencie oddania strzału, co wystarczyło do anulowania gola. Dziś arbiter Stefański wspólnie z zespołem zwrócił Chojniczance część tego, co wcześniej zabrali koledzy…
Iwan: – Co to jest, rzut karny?
Feddek: – Nie mam pojęcia, co się teraz wydarzyło…
Pojęcia nie miał nikt. Oto w 84. minucie gry, przy stanie 1:0 dla Zagłębia Sosnowiec, sędzia wskazał na wapno. Kilku zawodników stojących w polu karnym walczyło o pozycje, przepychało się, ale żeby dostrzec tam przewinienie? To kontrowersja numer jeden.
I numer dwa: pierwszą jedenastkę, którą obronił Jakub Szumski, nakazano powtórzyć. Arbiter stojący na linii bramkowej uniósł chorągiewkę, sygnalizując że golkiper Zagłębia w momencie strzału był już przed linią…
Drugiego podejścia Jakub Biskup już nie zmarnował. Remis.
– Proszę zobaczyć, na którym metrze Jerzy Dudek bronił rzuty karne w finale Ligi Mistrzów. Ja nie zbliżyłem się nawet do połowy tej odległości. (…) Oczywiście, pan sędzia pewnie znajdzie sobie na to odpowiedzi paragrafik, ale wiadomo, że żaden bramkarz nie broni karnych na linii. (…) Przyjechali panowie z Ekstraklasy i miało to wyglądać jak w Ekstraklasie. A ja myślę, że na koniec wyszedł mały cyrk – mówił po meczu nieco roztrzęsiony Szumski.
Nie będziemy ukrywali: przez długi czas w Sosnowcu ta Ekstraklasa była. Sędziowie prezentowali niezły poziom, piłkarze obu zespołów utrzymywali wysokie tempo gry, dochodzili do dobrych sytuacji strzeleckich, które akurat w świetnym stylu zatrzymywał Szumski. Jeśli Zagłębie i Chojniczanka miałyby tak grać w elicie, to śmiało – zapraszamy. Bo naprawdę przyjemnie patrzyło się i na jednych, i na drugich.
Od 26. minuty prowadzili gospodarze po golu Vamary Sanogo. Nieco ponad kwadrans przed końcem gry mieli również jednego zawodnika więcej – drugą żółtą kartkę, choć mocno wątpliwą, obejrzał Łukasz Kosakiewicz. Zagłębie nie chciało jednak już wtedy atakować: chwilę wcześniej trener Mandrysz zdjął z boiska jedynego napastnika i zastąpił go środkowym pomocnikiem. Sosnowiczanie utrzymywali się przy piłce, wymieniali liczne podania, ale tylko do szesnastki. Wydawało się, że dowiozą prowadzenie.
Z „pomocą” w porę przybył jednak Stefański. Ciąg dalszy historii znacie. Jeszcze w ostatniej minucie doliczonego czasu gry szansę dla gospodarzy miał Konrad Budek, ale niepilnowany spudłował z ośmiu metrów.
Zagłębie zamiast zmniejszyć 5-punktową stratę do pierwszej w tabeli Chojniczanki, w trzech ostatnich meczach wzbogaciło się tylko o „oczko”. Ich szczęście, że drugi GKS Katowice w tej kolejce przegrał.
Fot. FotoPyk