Czesław Michniewicz zgłosił się do prokuratury we Wrocławiu. Doskonale go rozumiemy, bo rozmawialiśmy z nim wczoraj wieczorem. Mówił: – Zatrzymują piłkarzy, a ja byłem trenerem tej drużyny. Na miejscu prokuratora sam bym siebie przesłuchał. To naturalne. Dziwiłbym się, gdyby nie chciano poznać mojej wiedzy na ten temat. Ale zanim dojadę z Gdyni do Wrocławia, to już zostanę zniszczony we wszystkich mediach… Długo zastanawiał się co robić, aż w końcu uznał, że trzeba pojechać samemu. I dobrze. Ponadto zachęcamy do przeczytania nowego wpisu na blogu Michniewicza.
Nam jest Michniewicza żal. Zaczynał trenerską karierę, żył każdym treningiem, każdym meczem, każdą odprawą. Trudno było znaleźć drugą tak zaangażowaną osobę. a za jego plecami piłkarze sprzedali mecz. Wyrządzili mu największe świństwo, jakie tylko mogli. Jak ktoś ma zamiar pisać “nie wierzę, że trener nie wiedział” to niech się zastanowi – czy gdyby chciał ukraść szefowi w pracy portfel, to by go najpierw o tym poinformował? I jeszcze raz podkreślamy – Michniewicz pojechał do prokutury sam, nie został ani zatrzymany, ani oskarżony.
Prokurator Edward Zalewski powiedział: – Został przesłuchany w charakterze świadka. Złożył wyjaśnienia dotyczące piłkarskiej afery korupcyjnej. Po tych wyjaśnieniach opuścił prokuraturę.
Obecny trener Arki doskonale pamięta nie tylko mecz ze Świtem, ale też mecz z Górnikiem Polkowice. Mówi: – Przebieraliśmy się w lesie, na stadion przyjechaliśmy autokarem gotowi na rozgrzewkę. Nawet się nie zatrzymywaliśmy. Powiedziałem piłkarzom, że właśnie zdobyliśmy Puchar Polski. I że jeśli przegramy w Polkowicach, to nikt nigdy nam nie uwierzy, że ten mecz nie był sprzedany. Wygraliśmy 2:0.
Michniewicz o swoich wyjaśnieniach pisze na blogu –kliknij tutaj
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT