Marek Wasiluk w kadrze. Im dłużej o tym myślimy, tym bardziej nie możemy wyjść z podziwu. Piłkarza (chyba niestety musimy go tak określać, no bo jak inaczej – macie pomysł?) przepytują gazety. I obrońca Cracovii mówi tak:
– Już wiele razy nasłuchałem się i naczytałem o tym moim wzroście. Ł»e bardziej pasuję do kosza czy też siatkówki. Ł»e mam przez niego kłopoty z koordynacją, a przeciwnicy mogą przebiegać mi między nogami. W ogóle się tym nie przejmuję. Te złośliwe zaczepki nie ruszają mnie. Robię swoje, czyli gram, jak najlepiej potrafię, i mam satysfakcję, że zostało to właśnie dostrzeżone i docenione przez trenera reprezentacji.
Niedawno w wywiadzie na temat polskich dziennikarzy sportowych Paweł Zarzeczny (obejrzyjcie – wystarczy kliknąćtutaj) mówił, że niektórym zawodnikom trzeba oznajmiać wprost, że się nie nadają. Bo to młodzi ludzie, mają jeszcze szansę zająć się w życiu czymś pożytecznym, zdobyć zawód, pójść na studia. Z kolei Leo Beenhakker najwyraźniej ma inne zdanie – właśnie takich, mniej utalentowanych, nieporadnych, czasami koślawych piłkarzy trzeba powoływać do kadry, żeby uwierzyli w siebie, zobaczyli, że naprawdę cuda się zdarzają i wszystko w tym świecie jest możliwe. Zarzeczny woli więc przynosić hiobowe wieści, a Leo – nieść nadzieję.
Ale tak po dłuższym zastanowieniu wydaje nam się, że to zachowanie Zarzecznego jest bardziej humanitarne… Jak sądzicie?