Mieliśmy nadzieję, że upadły szkoleniowiec Stefan Majewski nie znajdzie pracy w polskiej ekstraklasie przez najbliższe pięć albo i dziesięć lat. Jak jednak donosi “Gazeta Wyborcza” z zamiarem zatrudnienia “Doktora” noszą się działacze GKS-u Bełchatów. Przestrzegamy: nie róbcie tego! Dla dobra własnego klubu, kibiców i samych zawodników. Chyba, że z piątego miejsca zajmowanego w tabeli ekstraklasy chcecie spaść na samo dno, a z normalnej atmosfery w szatni chcecie zrobić toksyczne szambo.
Po tym, jak w poniedziałek klub z Bełchatowa rozwiązał umowę z Pawłem Janasem, komuś strzelił do głowy chory pomysł, by na stanowisku szkoleniowca zatrudnić Majewskiego. Nie rozumiemy tego zupełnie, zwłaszcza jak popatrzymy na wyniki, jakie wąsaty szkoleniowiec osiągał do niedawna z Cracovią. Facet potrafił zepsuć wszystko – skłócić piłkarzy, co chwilę doprowadzać do szału kibiców, a w bramce stawiać regularnie na największego nieudacznika wśród polskich bramkarzy, Marcina Cabaja.
Swoją drogą, Bełchatów od pewnego czasu robi wszystko, by wiosną pełnić rolę dostarczyciela punktów. Do Legii odszedł Tomasz Jarzębowski, kontrakt z Wisła podpisał Łukasz Garguła (niewykluczone, że do Krakowa przeprowadzi się jeszcze w tym tygodniu). Nie dziwimy się Pawłowi Janasowi, że w końcu zwinął zabawki i złożył wypowiedzenie. Na jego miejscu również nie chcielibyśmy firmować swoim nazwiskiem takiej fuszerki. Spośród siedemnastu rozgrywanych jesienią spotkań Bełchatów wygrał aż dziesięć z nich. Jak tak dalej pójdzie, wiosną piłkarze GKS-u nie poprawią za bardzo tego dorobku.