Za kilka tygodni polskiej piłce grozi kolejne zamieszanie z powodu kar dla klubów umoczonych w aferę korupcyjną. Dlaczego? Bo Polski Związek Piłki Nożnej w maju ubiegłego roku sam wymyślił przepisy, których teraz nie potrafi przestrzegać – czytamy w “Przeglądzie Sportowym”.
PZPN ma teraz dwa wyjścia: albo szybko zacznie karać kluby, albo na zjeździe 25 stycznia zmieni przepisy. A jeśli nie podejmie żadnego działania, to czeka nas upiorna wiosna, czyli powtórka z poprzednich lat: chaos, w którym nie wiadomo nawet tego, ile drużyn spada z ligi i czy są organizowane baraże. Wszak widmo kary degradacji wisi nad Jagiellonią, Cracovią, Bełchatowem. Jakby mało było problemów, to wciąż niejasna pozostaje sprawa Widzewa Łódź. Kara degradacji tego klubu została uchylona przez Trybunał Arbitrażowy PKOl., lecz teraz zajmuje się nią ostateczna instancja odwoławcza w naszym kraju – Sąd Najwyższy.
Obecne kłopoty z przepisami zaczęły się 11 maja 2008 roku, gdy na Nadzwyczajnym Zjeździe PZPN poświęconym walce z korupcją podjęto uchwałę, zgodnie z którą od 1 lipca 2008 kary degradacji dla klubów za stare grzechy będą wymierzane jeszcze przez najbliższy sezon, ale tylko w przypadku korupcji jako czynu ciągłego. Oceny, czy dany przypadek korupcji w klubie jest “czynem ciągłym”, miał dokonywać Wydział Dyscypliny PZPN. – Dla mnie czyn ciągły to już dwa ustawione mecze – szacował były szef WD Michał Tomczak.
Nieprecyzyjna uchwała przygotowana przez wiceprezesa Eugeniusza Kolatora i szefa departamentu prawnego PZPN Andrzeja Wacha od samego początku budziła kontrowersje. Z drugiej strony jasne było, że nawet w polskiej ekstraklasie funkcjonują wciąż bezkarne kluby, które z wręczania łapówek sędziom i obserwatorom uczyniły korupcyjny system.
Data graniczna karania klubów degradacjami wyznaczona na koniec obecnego sezonu została określona w oparciu o rzekomą informację z wrocławskiej prokuratury, że śledztwo w sprawie piłkarskiej korupcji ma się zakończyć wiosną 2009. – Dziwne. Nigdy takiej informacji nie udzieliliśmy. A śledztwo zakończymy wtedy, kiedy postawimy zarzuty ostatniemu zamieszanemu człowiekowi. Czyli nie wiadomo kiedy – mówi szef wrocławskich prokuratorów Edward Zalewski.