Wisła Kraków w 14 meczach tego sezonu strzeliła tylko 16 bramek. Były rzecz jasna drużyny, które jeszcze rzadziej mogły cieszyć się do tej pory z gola (Bruk-Bet Termalica, Lech i Górnik – te ekipy zaliczyły po 15 trafień przed tą kolejką), ale zgodzimy się chyba, że to bardzo słaby wynik, trochę nieadekwatny do ofensywnego potencjału zespołu z Reymonta. W piątek w meczu z Ruchem spektakularnie przełamał się Lech, który był poniekąd podobnym przypadkiem, więc chyba najwyższa pora również na Wisłę.
Widzimy w kadrze klubu z Krakowa ludzi, których stać na to, by bić się o czołowe lokaty w klasyfikacjach strzelców czy asyst. Tymczasem w większości bardzo mizerne są ich indywidualne statystyki. Trzech naprawdę niezłych napastników – każdy z nich strzelił tylko po dwa gole (Ondrasek dołożył do tego dwie asysty, Brożek jedną, Zachara jeszcze nie zaliczył żadnej). Boguski, który jest jaki jest, ale zawsze był gwarancją przyzwoitej liczby wypracowanych goli, też miał do tej pory udział tylko przy trzech bramkach. Reprezentant Krzysztof Mączyński asystował przy jednej, Denis Popović, który miał dobre liczby w I lidze, zaliczył ledwie dwa kluczowe podania. Cofając się dalej, trzeba również zauważyć, że Adam Mójta, który przecież w ofensywie czuje się pięć razy lepiej niż w tyłach, też daje niewiele pod bramką rywali.
Przywołaliśmy kilka nazwisk po to, by jeszcze mocniej podkreślić, jak ważną postacią dla Wisły jest dziś Patryk Małecki.
4 gole, 1 asysta, 3 kluczowe podania – czyli maczał palce przy połowie bramek Białej Gwiazdy w tym sezonie.
To w zasadzie jedyny piłkarz ofensywny Wisły, do którego nie można mieć żadnych pretensji o efektywność. Tym bardziej, gdy przypomnimy sobie np. momenty, w których strzelał bramki. Wszystkie z nich zdobył po 85. minucie gry. O ile z Cracovią czy Jagiellonią trafienia kontaktowe okazały się później jedynie honorowymi, o tyle już przeciwko Piastowi i Wiśle Płock te strzały zapewniały trzy punkty. Chyba nie będzie przesadą napisanie, że te bramki były bardzo istotne, a może nawet kluczowe przy wychodzeniu z kryzysu.
Umówmy się, niewielu spodziewało się takiego obrotu sprawy. Wśród niedowiarków byliśmy zarówno my, jak i początkowo trener Wdowczyk, a nawet spora część krakowskich kibiców. Miało to oczywiście uzasadnienie, w barwach Pogoni Szczecin Małecki był jednym z najmniej produktywnych skrzydłowych w całej lidze. Odpowiednią osobą do spuentowania jego ówczesnego dorobku byłby Przemysław Cecherz z opcją “można przeklinać”.
Dziś Małecki wskoczył na wysoki poziom. Może nie aż tak wysoki, jak wydaje się tym, którzy krzyczą: “panie Nawałka, do kadry go!”, ale jest regularność. Tak naprawdę dopiero przed tygodniem skrzydłowy Wisły rozegrał pierwszy naprawdę słaby mecz w tym sezonie – przeciwko Zagłębiu Lubin ciężar gry musieli wziąć na siebie inni zawodnicy, bo Małecki nie był w stanie go udźwignąć. Pytanie, czy to tylko wypadek przy pracy czy zawodnik zaczyna odczuwać już trudy rundy?
Niby udało się osiągnąć w Lubinie korzystny rezultat bez wielkiej pomocy Małeckiego, ale wątpimy, by mogło to być normą. Mecz z Górnikiem Łęczna u siebie to idealna okazja, by uciąć wszelkie spekulacje. Tak więc kończymy dywagacje i czekamy na odpowiedź.
Fot. FotoPyK