Uczestniczył w jednym z najbardziej kontrowersyjnych transferów w historii futbolu, a od kibiców Barcelony dostał pseudonim „judasz”. Paradoksalnie – to też jeden z czynników potwierdzających jego klasę – Katalonia nie byłaby tak wściekła, gdyby chodziło o zwykłego wyrobnika. Tu natomiast Real zgarnął jednego z najlepszych zawodników w historii Portugalii oraz jednego z najbardziej błyskotliwych skrzydłowych tamtych lat. Przypominamy genialnego piłkarza – Luisa Figo.
„Król lew” nie miał łatwych początków kariery. W jego domu się nie przelewało, a przyszły gwiazdor m.in. Realu Madryt obiecywał swoim rodzicom, że za paręnaście lat on sam będzie fundował rodzinie wycieczki do różnych części świata. Oczywiście wierzyli swojemu potomkowi, który był po uszy zakochany w futbolu, wiedzieli również, że Luisito ma talent, ale chyba żaden członek rodziny nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
Młody Figo brylował w akademii Sportingu Lizbona, był najlepszy w swoim roczniku, więc nikogo nie zdziwiło wielkie zainteresowanie juniorem. Na swoje nieszczęście (albo nawet szczęście) młody Portugalczyk nie za bardzo rozumiał, o co chodzi w podpisywaniu kontraktu i jednocześnie złożył podpis pod dwoma papierami, które pochodziły ze słonecznej Italii. Od dwóch, wielkich klubów – AC Parmy i Juventusu. We Włoszech zadecydowano, że Figo dostanie zakaz na kilka lat na grę w Serie A, co koniec końców chyba wyszło Portugalczykowi na dobre. Większość ludzi oczekiwała, że to koniec dobrze zapowiadającej się kariery. Ale na przekór, do akcji przystąpiła Barcelona, która w mig podpisała nową umowę z Luisem.
W Katalonii byli zachwyceni Figo. Spędził tam pięć lat, które socios Barcy na pewno dobrze wspominają. Na boisku czarował swoim dryblingiem i sztuczkami technicznymi. Pewnie po dziś mógłby brylować w mediach jako ambasador klubu, może nawet pracować gdzieś w jego rozległych strukturach. Ale nadszedł rok 2000. Nadeszło legendarne okienko transferowe, w którym Portugalczyk niemal własnoręcznie pozrywał wszystkie plakaty ze swoim wizerunkiem rozwieszone w sypialniach fanów z Barcelony. Luisito pobił rekord transferowy przenosząc się do największego rywala Barcelony – Realu Madryt za 56 milionów euro. Katalonia znienawidziła swojego niedawnego ulubieńca.
Nienawiść nie ulega przedawnieniu. Dwa lata później w El Clasico na Camp Nou, Luis wędruje do rogu boiska i szykuje się do dośrodkowania ze stałego fragmentu gry. Właśnie wtedy na boisko została rzucona głowa świni, oczywiście tak by zobaczył ją sam Portugalczyk. Podsumowanie transferu, które do dziś pamięta pół Europy.
A dlaczego w Katalonii aż tak przeżywano utratę skrzydłowego z Almady? Spójrzmy…
Dominik Klekowski