Lata siedemdziesiąte pucharowych podbojów Górnika to niestety przede wszystkim klasyczne, staropolskie honorowe porażki. Walka na całego z Man City i odpadnięcie dopiero po meczu na neutralnym terenie. Olympique Marsylia to rezultaty 1:1 i 1:2, z wielkim Dynamem Kijów bój jak równy z równym i zwycięstwo 2:1 u siebie, ale mimo wszystko odpadnięcie. Do tej samej kategorii zalicza się dwumecz z Aston Villą w Pucharze Europy sezonu 77/78.
Tak wspominał mecz wyjazdowy katowicki Sport:
Mimo przegranej 0–2 w Birmingham Górnik nie stoi na straconej pozycji w meczu rewanżowym. Wprawdzie w angielskim zespole bardzo dobrze zaprezentowali się tacy piłkarze jak obrońca Gidman, znakomity rozgrywający Mortimer, błyskotliwy Gray – to przecież na własnym boisku stać górników na rzucenie do walki równie silnych atutów. Tak jak się spodziewano, Anglicy z furią zwykle nacierają w pierwszym kwadransie, ale później tracą animusz, gra się uspokaja i wówczas można pokusić się o zadanie celnego trafienia. Zbytnia nerwowość zabrzańskich graczy sprawiła, że nie uzyskali ani jednego.
2 listopada w Zabrzu nie było stypy. Górnik miał odrobić stratę, panowało przekonane, że może to zrobić i to nawet biorąc pod uwagę dwa mecze bez strzelonej bramki w lidze. 40 minuta i wszystko zgodnie z planem – Marcinkowski strzela kontaktowego gola, zabrzanie mają Aston Villę na talerzu, nic tylko ścigać. Niestety, Andy Gray, którego możecie kojarzyć choćby z komentowania w starych edycjach FIFA, wyrównał rezultat i Górnik skończył pucharową przygodę.