Reklama

Kosmiczna końcówka w Warszawie! Hamalainen bohaterem Legii!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 października 2016, 22:13 • 2 min czytania 0 komentarzy

Przez długi czas wydawało nam się, że dzisiejszy mecz Legii z Lechem będziemy wspominać raczej z niesmakiem i niedosytem. Było statycznie, topornie, raczej bez fajerwerków. Aż do ostatnich minut spotkania, kiedy wszystkim puściły już hamulce i zaczęła się kompletna jazda bez trzymanki. Skrajne emocje, a przy tym też duże kontrowersje.

Kosmiczna końcówka w Warszawie! Hamalainen bohaterem Legii!

Legia ewidentnie miała w nogach trening biegowy, który z rozmachem urządzili im w Madrycie koledzy z Realu. Nie forsowała tempa, grała bez błysku, a jedyne zrywy notowała wtedy, gdy Moulin niekontrolowanie rozciągał grę albo gdy na indywidualną akcję decydował się Radović lub Odjidia-Ofoe.

Na wiele gospodarzom nie pozwalał dziś Tetteh, który momentami prezentował kompletną profesurę. Pomocnik, który do tej pory słynął głównie z ostrej, patologicznej gry, gdy zdjął już maskę boiskowego bandyty, regularnie pokazuje swoje spore umiejętności. Spokój, opanowanie, skuteczność w destrukcji i przytomność w rozegraniu. To wszystko składa się na takiego Tetteha, jakiego w Lechu chcieliby oglądać zawsze.  A naprzeciwko miał przecież konkretnych rywali, bo i Odjidia-Ofoe, i Radović mają smykałkę do kombinacyjnej gry, choć dziś ewidentnie brakowało gazu.

Brakowało gazu, ale i Nemanji Nikolicia. To znaczy Węgier sam w sobie na boisku przebywał, ale przez długi okres nie przypominał snajpera z poprzedniego sezonu. Gość, który przyzwyczaił nas do tego, że na dziesięć sytuacji potrafi wykorzystać dwanaście, a pokonanie bramkarza w sytuacji jeden na jednego sprawia mu tyle problemu, co poranna toaleta, dziś miał kolosalne problemy z wpakowaniem piłki do siatki. Najpierw uprzedził obrońców, minął bramkarza i gdy wystarczało dziubnąć do pustej siatki, to Nikolić ucelował kibica śpiewającego w sektorze G. W drugiej połowie znów zmarnował wyśmienitą okazję, choć tutaj część zasług trzeba oddać golkiperowi Lecha. Jak Putnocky obronił bowiem uderzenie z metra, to wie tylko on sam, choć i w to mocno wątpimy.

W końcu jednak się udało. Udało, mimo że brakowało niewiele, by skompromitować się na całego. Świetne podanie z głębi pola Nemanja wykorzystał, choć piłka poleciała dosyć szczęśliwie. Tak czy owak wszystkie grzechy zostały mu jednak wybaczone jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Reklama

Legia prowadziła, wyczekiwała końca spotkania, aż w końcu nadeszła 90. minuta. Najpierw Kopczyński skasował przeciwnika w szesnastce, a Marcin Robak zamienił jedenastkę na gola. Po rękach Malarza, nieco szczęśliwie, ale jednak – doprowadził do tego, że prawie cały stadion kompletnie zamilkł. I gdy wydawało się, że poznaniacy rzutem na taśmę wyrwą rywalom punkt i że podróż do stolicy nie okaże się tylko wycieczką krajoznawczą, to wtedy wydarzyło się to. Broź uderzył z dystansu, Putnocky odbił przed siebie, a ze spalonego do siatki dobił piłkę Hamalainen. Ze spalonego, co warto zaznaczyć, sporego, ale też piekielnie trudnego do wychwycenia przez skupienie uwagi na strzelającym.

Bez tytułu

ADWq4e9

fot. FotoPyk

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
5
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Komentarze

0 komentarzy

Loading...