Co za żenada. Aż nam się na wymioty zebrało. Serio. Jakiś czas temu pisaliśmy o procesie wytoczonym przez Ryszarda Niedzielę, skruszonego działacza Odry Opole, prezesowi PZPN Michałowi Listkiewiczowi. Przypomnijmy, że Ryszard Niedziela w swojej książce zasugerował, że prezes PZPN jest skorumpowany, a “Listek” w rewanżu określił książkę “gównem”, a autora “kanalią”. Zgadnijcie, jak się ta sprawa skończyła? Oczywiście obaj panowie nagle przypomnieli sobie, że tak naprawdę to się bardzo szanują i przeprosili sąd za niepotrzebne zamieszanie.
Niedziela o Listkiewiczu pisał tak: “Fryzjer został uznany przez związek za persona non grata. Zapytałem go, dlaczego. Przecież ma w PZPN takie dobre znajomości. Fryzjer nic nie odpowiedział, tylko wykręcił jakiś numer telefonu i rzekł: – Cześć, misiu, co wy tam odpier… z tym persona non grata? Nie pamiętasz już, jak pralki i lodówki ci woziłem? – po czym przyłożył mi słuchawkę do ucha. Po chwili bez problemu rozpoznałem głos Listkiewicza…”
Listkiewicz odpowiedział: – Nie mam nawet pojęcia, jak wygląda ten cały Niedziela. Nie miałem z nim nigdy żadnego kontaktu. Wiem tylko, że to zwykły oszust, łobuz i przestępca, a jego zarzuty są absurdalne.
Już wcześniej skomentowaliśmy, że jego słowa są dość zabawne. Nie wie, kim jest jego przeciwnik, natomiast wie, że to łobuz i przestępca. Cóż… Poza tym, Niedziela nie napisał w książce, że zna Listkiewicza, tylko, że “Fryzjer” go zna. A to przecież co innego. W każdym razie różnica między Niedzielą a Listkiewiczem jest też taka, że ten pierwszy zgodził się na badanie wykrywaczem kłamstw, a Listkiewicz – podobnie jak inni oczernieni w książce, np. Mirosław Ryszka – już nie. I to dla nas jasny sygnał, komu akurat w tej sprawie należy wierzyć.
Ale, ale… Wreszcie doszło do zapowiadanej wcześniej rozprawy i oczywiście skończyła się wielkim pojednaniem! Panowie podali sobie ręce, niemal padli w ramiona, mogli jeszcze dać sobie buzi! Jezu, czy w naszej piłce wszystko musi stać na głowie? Czy naprawdę nie może pojawić się ktoś, kto to wszystko rozpieprzy? Ktoś, kto jak powie “a”, to potem doda “b”? Zamiast tego słuchamy tych bezsensownych wypowiedzi Listkiewicza. Tym razem w sądzie oświadczył, że przyjechał tramwajem, żeby nie stać w korkach. Z całym szacunkiem, ale kogo to obchodzi? Nie, dobra, nie będziemy hamować emocji, napiszemy to, co chcieliśmy napisać naprawdę – kogo to kurwa obchodzi?! Wolelibyśmy się dowiedzieć, czy “Fryzjer” woził Listkiewiczowi pralki i lodówki, stołeczne korki są powszechnie znane.
Zresztą, przeczytajcie tekst z “Polski”. Dziwne tylko, że autorzy tego artykułu nie widzieli nic niestosownego w zachowaniu obu panów…
Były prezes PZPN Michał Listkiewicz w czwartek przez sześć godzin zeznawał w prokuraturze we Wrocławiu, a już wczoraj stawił się w Sądzie Okręgowym w Warszawie, by bronić się przed oskarżeniami byłego prezesa Odry Opole Ryszarda Niedzieli. Przypomnijmy, że zeznania Niedzieli doprowadziły do aresztowania Ryszarda F., pseudonim Fryzjer, domniemanego szefa piłkarskiej mafii.
Listkiewicz został oskarżony o naruszenie dóbr osobistych po tym, jak na łamach dziennika “Polska The Times” nazwał Niedzielę kanalią, łobuzem i przestępcą, a jego książkę “Mafia Fryzjera” określił mianem gównianej. – Poznaję pana z telewizji – zawołał do Niedzieli Listkiewicz, wyciągając dłoń na przywitanie w sądowym korytarzu.
Mimo że były prezes PZPN występował wczoraj w roli oskarżonego, humor cały czas mu dopisywał. – Mam dla was newsa. Przyjechałem tramwajem. Dziwne, prawda? Ale tak najwygodniej poruszać się po stolicy. No może jeszcze metrem – rzucił do stojących pod salą dziennikarzy.
Stronom, które spotkały się w sądzie po raz drugi, szybko udało się dojść do porozumienia. – Nie przypominam sobie, czy dokładnie użyłem takich słów, wypowiadając się na temat pana Niedzieli. Zazwyczaj nie używam brzydkich wyrazów. Jeśli jednak pan Ryszard poczuł się urażony kontekstem mojej wypowiedzi, to wyrażam ubolewanie i przepraszam – oznajmił w sali rozpraw Listkiewicz.
– Jako prezes udzielałem dwudziestu wypowiedzi dziennie. Czasem byłem zbyt otwarty dla dziennikarzy. To był błąd – przyznał.
Zapytany, czy od tej pory będzie ostrożniejszy w swoich wypowiedziach, krótko odparł: – A który dziennikarz będzie się teraz mną interesował? W centrum uwagi jest Grzegorz Lato.
Podczas pierwszej rozprawy, która odbyła się pod koniec września, strony tylko się wzajemnie badały. Ponadto Niedziela ogłosił, że domaga się 40 tys. zł zadośćuczynienia finansowego i przeprosin na łamach “Polski The Times”. Wczoraj okazało się jednak, że uścisk dłoni prezesa jest cenniejszy od pieniędzy.
– Obaj panowie udowodnili, że są dżentelmenami. Mimo że z ust jednego padły obraźliwe słowa, drugi potrafił mu podać rękę. Porozmawiali, wyjaśnili sobie wszystko. To dobrze, bo obu zależy przecież na tym samym: na dobru polskiej piłki nożnej – powiedział mecenas Niedzieli Michał Kuźmicz.
– Budynek tego sądu źle mi się kojarzy, ponieważ tutaj toczył się proces morderców mojej mamy. Cieszę się jednak, że udało nam się z panem Niedzielą zawrzeć dżentelmeńską umowę. Chciałbym mu także podziękować. Dzięki temu, że wyciągnął pewne brudy na wierzch, w polskiej piłce nie ma już niektórych ludzi, którzy bardzo jej szkodzili – oznajmił Listkiewicz.
Również były prezes Odry Opole był zadowolony z rozstrzygnięcia. – Jestem usatysfakcjonowany, ponieważ po raz kolejny okazało się, że jestem osobą wiarygodną, a moja książka opisuje prawdę – stwierdził.
– Wiele dla mnie te przeprosiny znaczyły. Cieszę się także, że prezes Listkiewicz docenił, że chciałem tej naszej piłce trochę pomóc – dodał po chwili.
A co z odszkodowaniem finansowym, którego domagał się Ryszard Niedziela? – Skoro postanowiliśmy zawrzeć ugodę, to o żadnych pieniądzach mowy nie ma. Zresztą w tej sprawie nie chodziło o pieniądze, ale o rację – powiedział Kuźmicz. – Obie strony pokryją tylko wspólnie koszty procesu, które w tym wypadku wynosiły 600 zł – dodał.
Kolejny raz potwierdziło się, że chytry dwa razy traci. Niedziela chciał zyskać 40 tys. zł, a stracił 300, bowiem, gdy wytaczał sprawę, musiał sam pokryć koszty procesu. Jednak uścisk dłoni prezesa… Bezcenny.
Jakie wrażenia?
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT