Wisła Kraków, jak zawsze, szuka bramkarza. Niestety, mamy dla kibiców tego klubu złą wiadomość. Nawet jak już tego bramkarza znajdzie, to nie będzie on dobrze bronił. A to dlatego, że największym problemem krakowskiego klubu nie jest żaden golkiper, tylko osoba, która odpowiada za treningi z bramkarzami – znany warszawski Casanova, regularny bywalec stołecznych klubów nocnych i zatwardziały tępiciel abstynencji Jacek Kazimierski. Lata lecą, a on zamiast zająć się pracą, wciąż w głowie ma tylko balangi. Energii na porządne treningi już niestety mu nie starcza…
Nie ma przypadku w tym, że w Legii wszyscy zachwyceni są Krzysztofem Dowhaniem – prowadzi urozmaicone zajęcia, układa je tak, aby jego podopieczni systematycznie się rozwijali. Jakie to przynosi efekty – nie trzeba nikomu tłumaczyć. A kto rozwinął się ostatnio przy Kazimierskim? Znacie kogoś takiego?
Kazimierski ma jednak inną filozofię niż Dowhań. Mianowicie od lat skupia się na tym, żeby lutować na bramkę – jedyne, co bramkarze przy nim naprawdę ćwiczą, to chwyt. Ale ile można? Tak nudne, przewidywalne i jednostronne treningi z czasem zmuliłyby nawet Ikera Casillasa. Poza tym, o ile uznamy (odważne założenie), że Mariusz Pawełek wszystko już mniej więcej umie, to czego mają się nauczyć młodzi Juszczyk i Cebanu, bezustannie tylko łapiąc uderzoną w sam środek bramki piłkę? Zwłaszcza, że pan K. czasu za dużo dla nich nie ma – po każdym treningu chyba jako pierwszy jest wykąpany, wypachniony i gotowy, by ruszyć w miasto.
Rola trenerów od bramkarzy jest w Polsce niedoceniana i tylko z tego względu Kazimierski utrzymuje się na powierzchni. Bo gdyby ktoś mu się dokładnie przyjrzał, to już by go dawno w futbolu na wysokim szczeblu nie było. Śmiało mógłby się zająć weekendowym włóczeniem po parkietach.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT