W “Polsce” wywiad z Robertem Lewandowskim, największym objawieniem rundy wiosennej. Napastnik Lecha Poznań w kilka miesięcy wdarł się do elity polskich napastników. W rozmowie z nim pada trochę bezsensownych pytań, ale generalnie przeczytać można, bo Lewandowski nie jest jeszcze medialnie wyeksploatowany.
Czy Leo Beenhakker już się z Pana nie śmieje?
A dlaczego miałby się w ogóle śmiać?
Podobno gdy wiosną jego ówczesny asystent Bogusław Kaczmarek powiedział mu, że w Pruszkowie biega chłopak, który stylem gry przypomina Fernando Torresa, Holender nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
To ciekawe. Mam nadzieję, że teraz już się ze mnie nie śmieje. Zresztą ja nic takiego nie słyszałem.
Kilkanaście tygodni temu Jacek Bąk o mało nie złamał Panu nogi. Teraz mówi, że jest Pan diamentem, ale potrzeba jeszcze trochę go oszlifować.
To na pewno jest potrzebne, ale czy tak bardzo dużo, to nie wiem. Wiem dobrze, że cały czas trzeba się doskonalić. To, że zagrałem jeden czy dwa mecze dobrze i jeszcze strzeliłem gola, to naprawdę o niczym nie świadczy. Zdaję sobie sprawę, że przede mną jeszcze mnóstwo pracy. Chcę być o wiele lepszym niż teraz. Nie mogę sobie nigdy odpuścić na treningu czy na meczu.
A wie Pan, co ma do poprawienia?
Trudno to tak precyzyjnie ocenić. Muszę wykorzystywać więcej dogodnych sytuacji do strzelenia gola. Powinienem się skupić nad poprawieniem zachowań na boisku. Muszę lepiej wiedzieć, jak postąpić i zareagować w danej okoliczności. Problemów technicznych jest pewnie mniej.
W środę w meczu z Irlandią zdobył Pan piękną bramkę, która dała Polsce zwycięstwo. To był najładniejszy gol w karierze?
Chyba nie. Już parę ładnych strzeliłem. Na pewno ta bramka bardzo cieszy, tym bardziej że zdobyłem ją przecież moją słabszą teoretycznie nogą, czyli lewą.
Beenhakker był zachwycony?
Nie okazywał tego. Podziękował i pogratulował mi bramki. To wszystko.
A jak się Panu pracuje z Leo?
Ma swój styl i potrafi przekazać wiedzę każdemu z osobna, wszystkie istotne szczegóły. Mało który trener ma takie podejście i wyjaśnia zawodnikowi, co robi źle i co musi poprawić. Umie zwrócić uwagę na elementy, które innym by umknęły.
Jest lepszy niż trener Lecha Franciszek Smuda?
Nie chcę porównywać obu szkoleniowców. Każdy ma swój styl i potrafi przekazać wiele przydatnych rzeczy.
W kadrze występuje także Mariusz Lewandowski, z którym spokrewniony Pan nie jest. Na kogo na boisku koledzy wołają “Lewy”?
I na mnie, i na niego. Czasami na murawie jest przez to zamieszanie. Na szczęście gramy od siebie w pewnej odległości i gdy ktoś do nas krzyczy, to praktycznie zawsze udaje się zareagować temu właściwemu. Jest to problem. Oby tylko takie kłopoty występowały w kadrze.
Na lotnisku w Dublinie Pana menedżer Cezary Kucharski udzielał Panu wskazówek. Czy on jest też dla Pana mentorem?
Wiele jego wskazówek jest dla mnie cennych. To jest dobre, bo on był znakomitym napastnikiem. Często mówi mi, jak się mam ustawiać na boisku i co mam poprawić. Próbuję zastosować się do jego rad.
To plakaty z Kucharskim miał Pan w pokoju?
Może nie z nim, ale znałem go dobrze jako piłkarza i podpatrywałem jego grę. Plakaty to wieszałem z Thierrym Henrym. On zawsze był i pozostanie moim idolem.
Trener Andrzej Zamilski mówi, że jeszcze daleko Panu do Pawła Brożka. Co Pan na to?
Na pewno dzieli mnie od niego już niewielki dystans. Paweł jest bardziej doświadczony, bo przecież rozegrał więcej spotkań o wysoką stawkę niż ja. To pewnie trochę widać. Ja jednak nie patrzę na to, ile za mną i ile przede mną. Staram się rozwijać każdego dnia.
Strzelał Pan bramki w debiucie w Lechu w Pucharze UEFA, w lidze oraz w kadrze. Czy Pan odczuwa w ogóle jakąś tremę?
Nie denerwuję się, bo to tylko może przeszkadzać. Oczywiście, że odczuwam pewną tremę, ale to całkiem przyjemne uczucie i pozytywnie na mnie wpływa. Lubię dawać z siebie wszystko. Szczególnie przy dużej publiczności.To wspaniałe uczucie, gdy tłumy wykrzykują twoje nazwisko po strzelonej bramce. Nie ma dla mnie znaczenia, czy jest to w moim klubie, czy w kadrze.
Gra Pan znakomicie. Wydaje się, że zimą może Pan opuścić Lecha.
Raczej nie będę chciał teraz odchodzić. Zostanę w Lechu zapewne do końca tego sezonu, a może jeszcze dłużej. Ciężko powiedzieć.
Czy czuje się Pan lepszym piłkarzem niż jeszcze w czerwcu, gdy odchodził Pan ze Znicza Pruszków?
Mam nadzieję, że jestem lepszy. Staram się zawsze wynosić coś z treningów, i poprawę widać. Same mecze też są bardzo ważne. Z dnia na dzień idę do przodu.
Jak się żyje w Poznaniu?
Jestem przyzwyczajony do przebywania poza domem. Przecież już od 16. roku życia nie mieszkałem w Lesznie, tylko w Warszawie. To dla mnie zatem nic nowego. Wiem, co mam robić i jak sobie radzić w dużym mieście. Mieszkam w takim miejscu, z którego mam niedaleko na stadion. Samo miasto jest tak zbudowane, iż mam odczucie, że wszędzie jest blisko.
Za pierwsze pieniądze zarobione w Lechu kupił Pan sobie forda focusa.
Planowałem i tak kupno nowego auta. Poprzedni, fiat bravo, był już wysłużony. Lech ma umowę z Fordem, więc dostałem dużą zniżkę.
A zdążył Pan już zaoszczędzić jakieś pieniądze?
Na razie nie jest jeszcze ich tak dużo, abym miał co odkładać. W przyszłości na pewno jednak nie będę ich głupio marnował. Na razie żadnych lokat nie mam.
Latem dyrektor sportowy Legii Mirosław Trzeciak powiedział, że nie jest Pan potrzebny temu klubowi. Co Pan mu teraz odpowie?
Od początku i tak wiedziałem, że nie chcę iść do Legii. Jakbym tam poszedł, to pewnie grałbym w Młodej Ekstraklasie, a to mnie nie interesowało. Wiedziałem, na co mnie stać. To była gra w dorosłej ekstraklasie. Jakbym poszedł do Legii, to moja kariera nie przebiegałaby tak jak teraz.
Tymczasem mówią dziś o Panu: polski van Basten, polski Fernando Torres.
Na pewno oni są ode mnie lepsi. Fajnie, że się mnie z nimi porównuje. To bardzo miłe, ale ja jakoś specjalnie się tym nie podniecam. Twardo stąpam po ziemi i nie rozmyślam o tym.
Nie boi się Pan, że uderzy Panu do głowy sodówka i skończy się Pan równie szybko, jak zaczął?
Absolutnie nie. Nie mam zamiaru za szybko kończyć kariery. Spokojnie do tego podchodzę. Mam swoje cele i chcę je wykonywać.
A jakie to cele?
Nie mam zamiaru się zatrzymywać, tylko cały czas iść do przodu. Grać w coraz lepszych klubach i coraz lepiej spisywać się w kadrze. Jestem zadowolony z tego, co udało mi się osiągnąć od momentu przyjścia do Lecha, ale mogło być jeszcze lepiej. Ambicji i zaangażowania mi nie zabraknie.
Niektórym czasem tego chyba brakuje. Jak Pan zareagował na to, co zrobił we Lwowie Pana kolega ze Znicza Radosław Majewski?
Wiadomo, że Radek popełnił błąd. Trochę chyba też media za bardzo rozdmuchały tę aferę. Stało się raz, pozostał niesmak. Piłkarze to też ludzie, zdarzyło im się, że ktoś to widział. Mieli pecha. Na szczęście to już temat zamknięty. Radek zrozumiał, że to był błąd, i na pewno to już się nie powtórzy. Ja go nie ochrzaniałem. Piłkarz musi jakoś odreagować stres, ale oczywiście muszą to być ilości dozwolone.
A Pan pije alkohol?
Nie przepadam za taką rozrywką. Nie lubię piwa, a alkohol w ogóle mnie nie ciągnie. Nie należę do grupy zawodników, którzy stres rozładowują w taki sposób. Ja nie muszę się napić. Wolę odpocząć w domu, pograć na Playstation albo spędzić czas z dziewczyną Anią.
No właśnie. Ostatnio coraz więcej jest Pana i Ani w mediach. Nie przeszkadza to Panu?
Nie czytam wszystkiego na nasz temat, i może lepiej. Na razie mnie to jeszcze nie denerwuje. Czasem jednak moje wypowiedzi są przekręcone, ale raczej się tym nie przejmuję.
A nie boi się Pan, że już niedługo każdy Pana ruch będzie śledzony?
Mam nadzieję, że tak nie będzie. W czasie meczów i na treningach jest osobą publiczną, ale poza tym chcę mieć życie prywatne. Powinno ono należeć tylko do piłkarza. Wiem, że to może być trudne, ale przecież każdy musi mieć czas na odpoczynek i na spędzanie wolnego czasu w spokoju. Nie chciałbym, żeby każdy mój krok był śledzony.
Ostatnio pewnie ma Pan dużo adoratorek.
Specjalnie tego nie odczułem. Szczerze mówiąc, to nie mam nawet na to czasu. Wiadomo, jesteśmy cały czas w podróży i w ogóle nie zwracam na to uwagi. Nie interesuję się innymi dziewczynami.
A Ania jest zazdrosna?
Chyba już nie. Przyzwyczaiła się już do tego, co się wokół mnie dzieje. Czyta w internecie jakieś rzeczy na mój temat, ale i tak wie, że to nieprawda.
Wychował się Pan w Lesznie koło Błonia. Czy można było tam robić coś innego, niż grać w piłkę?
Tam za dużo rozrywek nie było. Miałem szczęście, że moja mama jest nauczycielką w szkole, a ojciec był mistrzem Polski w judo i także pracował jako wuefista. Mieszkałem koło szkoły na samym skraju parku Kampinoskiego. Miałem praktycznie kilka metrów do lasu. Wiele razy chodziłem tam biegać i jako młody chłopak trenowałem biegi przełajowe. Może dzięki temu mam teraz dobrą wytrzymałość. Obiekty mieliśmy pod oknami, więc mama zawsze miała mnie na oku. Grałem cały dzień, dopóki nie zrobiło się ciemno.
Mieszkał Pan przy puszczy. Sprzedawał Pan czasem przy drodze grzyby lub jagody?
Nie zbierałem niczego. Skoncentrowany byłem na futbolu. Ważniejsze dla mnie było, że mieszkałem blisko boiska. To zdecydowało, że teraz gram w piłkę. Szkoda, że boisko jest dziś zarośnięte. Wcześniej było w lepszym stanie.
To może kiedyś Pan je doprowadzi do użytku.
Teraz trwa rozbudowa szkoły i podobno w planach jest nowe boisko. Oczywiście, jak będę mógł, to z chęcią pomogę.
Pana partnerka Ania trenuje karate i jest medalistką mistrzostw świata. Stosuje swoje umiejętności, gdy jest Pan niegrzeczny?
Nie bijemy się i raczej się jej nie boję. Ona ma jednak trochę mniej siły niż ja. Jestem bezkonfliktowym człowiekiem. Mam nadzieję, że nigdy nie będzie musiała używać technik wobec mnie.
A umiałby się Pan na ulicy obronić?
Byłem na paru treningach i wiem, jak to wygląda. Parę ciosów opanowałem, oglądając zawody. Ale raczej karateką nigdy nie będę. Wolę grać w piłkę. To moja miłość.NAJBARDZIEJ OPŁACA SIĘ GRAĆ NA STRONIE GAMEBOOKERS.COM – KLIKNIJ
NAWET 500 DOLARÓW BONUSU! GRAJ W POKERA NA PARTYPOKER.COM
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT