Ze sporymi nadziejami siadaliśmy dzisiaj przed telewizorami obserwując poczynania Polaków w Ligue 1, ale, jakkolwiek spojrzeć, zadowoleni możemy być tylko w pewnym stopniu. Ani bowiem Kamil Glik, ani też Maciek Rybus, po dzisiejszych starciach usatysfakcjonowani być nie mogą – ekipy obu reprezentantów wracają dziś bowiem do domów bez punktów.
Monaco, oczywiście z Kamilem w składzie, pojechało dziś do Tuluzy. I w zasadzie po godzinie gry wszystko było jeszcze w porządku, bo po trafieniu Germaina goście prowadzili 1:0. Potem jednak gospodarze zaczęli konsekwentnie wykorzystywać błędy przyjezdnych.
Generalnie udziału Glika w straconych golach było tyle, co mięsa w parówkach. Polaka występ można zdecydowanie podsumować na plus, bo dzielnie walczył w defensywie i dwoił się i troił, by jakkolwiek ogarnąć defensywnę ekipy z Monaco. To jednak nie wystarczyło, bo jego koledzy zdecydowanie za często gubili krycie.
Maciek Rybus, podobnie jak Kamil, spędził na boisku pełne 90 minut, ale nie pomogło to jego drużynie w uniknięciu porażki. Po pierwsze – Olympique mierzył się z czołową drużyną w stawce. Po drugie – od 28. minuty grał w dziesiątkę, od kiedy czerwoną kartkę ujrzał Fekir.
Jak zaś ocenić występ Rybusa? Z tyłu wyglądało to jeszcze całkiem w porządku, bo Maciek, kolokwialnie mówiąc, ogarniał tyły. Blado zaś wygląda podsumowanie występu Polaka, gdy pod uwagę weźmiemy jego grę do przodu. Od zawsze pamietąmy przecież Maćka jako gościa, który przede wszystkim ciągnął pod bramkę rywala, a dziś zdecydowanie tego zabrakło. Ani odważnych rajdów, ani dobrych dośrodkowań – ten aspekt zdecydowanie jest do poprawy.