Reklama

Ostro w prasie: Czy Nawałka traci kontrolę nad kadrą?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

13 października 2016, 08:09 • 10 min czytania 0 komentarzy

Okrutne męczarnie reprezentantów Polski w meczu z Armenią nie były przypadkowe. Pokora, która wiodła ten zespół przez poprzednie eliminacje i prowadziła do ćwierćfinału mistrzostw Europy, gdzieś się ulotniła. Zastąpiły ją rozprężenie, pycha i rozdmuchane ego – pisze dziś Fakt i Przegląd Sportowy, wyciągając na światło dzienne różne imprezy, w których uczestniczyli kadrowicze.

Ostro w prasie: Czy Nawałka traci kontrolę nad kadrą?

FAKT

f1

Czy Nawałka traci kontrolę nad kadrą?

Okrutne męczarnie reprezentantów Polski w meczu z Armenią nie były przypadkowe. Pokora, która wiodła ten zespół przez poprzednie eliminacje i prowadziła do ćwierćfinału mistrzostw Europy, gdzieś się ulotniła. Zastąpiły ją rozprężenie, pycha i rozdmuchane ego. (…) U tego selekcjonera panuje zasada, że dzień po meczu piłkarze mają wolną rękę, mogą robić, co chcą. Niestety, niektórzy z nich, nawet ci z podstawowego składu, zbyt ochoczo korzystają z tych przywilejów i zapominają o profesjonalizmie. Bo czy mając w perspektywie spotkanie za trzy dni z Armenią, powinni sobie pozwolić po zwycięstwie z Danią na imprezę? Zresztą już przed pierwszym meczem kilku z nich, głównie rezerwowych, opacznie zrozumiało hasło o rozprężeniu i zarwało noc na grze w karty przy piwie.

Reklama

5 rzeczy, które zmieniły się po Euro.

1. Tracimy mnóstwo bramek
2. Niestabilny skład
3. Coraz bardziej zależni od Lewandowskiego
4. Krychowiak bez formy
5. Nieszczęście Arkadiusza Milika

f2

Robert Lewandowski tłumaczy: Brakuje nam piłkarskiej mądrości.

– Trzy punkty zdobyte w starciu z Armenią mogą mieć kolosalne znaczenie na koniec kwalifikacji. Czasem trzeba pocierpieć. Nie możemy tracić punktów z takimi rywalami, jeśli chcemy jechać na mundial. Martwią mnie stracone bramki, których jest ostatnio sporo. W Kazachstanie zremisowaliśmy, teraz też coś jest nie tak. Za mało jest mądrości piłkarskiej i jakości w naszej postawie – przyznał Lewanowski.

Spoglądamy w tematy klubowe. Jagiellonia nie chce Dzalamidze, a ten być może trafi do Łęcznej. A Legia z Realem bez kibiców.

Reklama

Będzie wstyd na całą Europę. Mecz fazy grupowej Ligi Mistrzów pomiędzy Legią a Realem zostanie rozegrany przy pustych trybunach. (…) – Kibice muszą czuć współodpowiedzialność za dobro klubu. Jeżeli to nie zaistnieje, to trudno będzie mówić o szansie na poprawę na przyszłość. Jesteśmy klubem, który w europejskich pucharach jest niechciany. Niestety, mówię to ze wstydem – stwierdził dyrektor ds. komunikacji Legii Seweryn Dmowski.

GAZETA WYBORCZA

gw

Reprezentacja uzależniona.

Obrazek półprzytomnego z emocji prezydenta Dudy skandującego przed kamerami Polsatu nazwisko napastnika Bayernu pozostanie dla mnie najgłębszym wspomnieniem meczu z Armenią. Głowa państwa składała hołd bohaterowi drużyny, która pokonała w Warszawie 112. zespół rankingu FIFA. Bramka Lewandowskiego w 95. min uratowała punkty, zaraz po tym jak Aras Özbiliz kopnął piłkę obok słupka w sytuacji sam na sam z Łukaszem Fabiańskim. W 70 sekund kibic przebył z zespołem drogę z piekła do nieba. Kiedy ochłonął, przez głowę przebiegły mu niepokojące myśli. Ćwierćfinalista Euro 2016 był o krok od porażki z ostatnim zespołem w tabeli, grającym przez godzinę w dziesiątkę. Z jednej strony taki mecz buduje sportową dramaturgię, uzmysławia samym piłkarzom, że wszystko jest możliwe do końca, ale z drugiej – nikt nie chce nawet myśleć, co by było, gdyby kadra Nawałki musiała zagrać choć jeden mecz w tych eliminacjach bez swojego kapitana. Część z nas była poruszona, gdy trener Danii Age Hareide powiedział, że Polska jest drużyną łatwą do rozszyfrowania. A po porażce w Warszawie dodał, że oba zespoły różni osoba Lewandowskiego. Rzeczywiście w kwalifikacjach do rosyjskich mistrzostw świata kapitan ciągnie drużynę za uszy, sprawia wrażenie, jakby połowa jej atutów przepływała przez jego buty. Cztery gole z sześciu zdobytych plus ten piąty, a pierwszy z Ormianami, gdzie po jego strzale zdezorientowany obrońca wpakował piłkę do własnej bramki.

Rafał Stec apeluje, by ocalić Lewandowskiego.

Megagwiazdorów współczesnego futbolu, na sławę zasługujących nade wszystko w klubach, podejrzewa się niekiedy o to, że reprezentację narodową zaniedbują. Od służby dla kraju niekoniecznie się wymigują – raczej miewają problemy z pełną koncentracją, podświadomie dają z siebie ciut mniej, niżby mogli. Robert Lewandowski też bywał oskarżany. Globalne dane nie tyle są niezbijalnym dowodem jego niewinności, ile sugerują niepoczytalność prokuratorów. Polski supernapastnik wystąpił u Nawałki – można powiedzieć: w erze rządów w reprezentacji oświeconych – we wszystkich spotkaniach o stawkę. Przebywał na murawie przez 1656 z 1680 minut, czyli przez 98,6 procent czasu gry. I w tych 18 meczach – eliminacji mistrzostw Europy, turnieju finałowego mistrzostw Europy oraz eliminacji mistrzostw świata – strzelił 19 goli. Czasami wywołując wrażenie, że strzela siłą woli. Jak w horrorach ze Szkocją czy Armenią, gdy Polaków ratowały wykonane przez niego ostatnie dotknięcia piłki przed końcowym gwizdkiem. Co więcej, wpływ Lewandowskiego na wyniki stale rośnie. Nie tylko w sensie snajperskim, choć i tutaj dynamika wzrostu imponuje, skoro kapitan reprezentacji zdobył sześć z jej ostatnich ośmiu bramek. Lewandowski to cała machina oblężnicza w jednym muskularnym ciele, to nadpobudliwy wszystkorób (brzmi brzydko, ale adekwatnie), który gania ze wschodu na zachód i z południa na północ, przyjmuje i rozdaje kuksańce, broni i przechwytuje piłkę, inspiruje i dyscyplinuje kolegów, podaje i strzela. Mózg, serce i płuca drużyny. Wszechpiłkarz.

gw2

Zbigniew Boniek w dużej rozmowie z Pawłem Wilkowiczem: Więcej chcemy niż piłkarze mogą. Wklejamy najciekawszy fragment.

– (…) Ja myślę że jest też problem bardziej ogólny: patrzenia na tę drużynę. My już więcej chcemy niż ci piłkarze mogą. To jest bardzo fajna drużyna. Jeden, dwóch piłkarzy światowej klasy, kilku bardzo solidnych. I gramy: trudno nas ograć, czasem nam z kimś idzie łatwiej, czasem trudniej, a czasem się przeciskamy w ostatniej sekundzie. Czasem bywa tak, jak z Armenią, że minutę przed końcem jesteśmy jeszcze bliżej porażki niż zwycięstwa: przecież oni mieli w 94. minucie doskonałą sytuację. My już tak byliśmy nastawieni na strzelenie zwycięskiego gola, że zapomnieliśmy o obronie. Nie było to piękne, nie będę nikogo przekonywać. Ale zostanie zapamiętane. Tak jak częścią historii stał się mecz w Glasgow. Pierwsze 45 minut ze Szkotami to była najlepsza wyjazdowa gra reprezentacji w ostatnich kilku latach. A potem się tak stało, że Robert musiał remis uratować w ostatniej akcji. Sędzia nawet nie wznawiał od środka, tak samo jak z Armenią. Tak się tej drużynie zdarza. Ale to my mamy sześć punktów z ostatnich dwóch spotkań. A Duńczycy zero. A Rumuni cztery. Jeszcze tylko Czarnogóra zdobyła w październiku sześć. Ja nie mówię, że mamy teraz piłkarzy gloryfikować, bo wygrali z Armenią. Przeciwnie. Powiedzmy wprost: to był jeden z najsłabszych meczów tej reprezentacji. Ale jeśli ktoś chce dyskutować o tym, czy tym piłkarzom się jeszcze chce tak jak im się chciało przed Euro, to wybaczcie: nie jestem partnerem do tej dyskusji.

SUPER EXPRESS

se

Łukasz Fabiański nie ukrywa, że przy golu mógł zachować się lepiej.

W meczu z Armenią (2:1) Łukasz Fabiański (31 l.) spisywał się bez zarzutu (brawo za rewelacyjną grę na przedpolu) poza jedną sytuacją. Jak sam przyznał, w bramkowej sytuacji mógł zrobić więcej. Była 50. minuta meczu. Dośrodkowanie Marcosa Pizzellego (32 l.) z rzutu wolnego przerodziło się w strzał, który zaskoczył “Fabiana”. Bramkarz Swansea miał piłkę na prawej ręce, ale mimo to pozwolił jej wpaść do bramki. – Myślę, że przy bramce można było się lepiej zachować. Takie sytuacje są bardzo trudne dla bramkarza. Zawsze jest niedosyt, jak ma się piłkę na ręce i wpadnie ona do siatki. Było to niefartowne, bo wpadła mi pod łokieć i wleciała do bramki. W takich sytuacjach trzeba rozpaczliwie interweniować, mnie się nie udało – kręcił głową Fabiański.

70 proc. piłkarzy po takich kontuzjach wraca do pełni sił. Ciąg dalszy sprawy kontuzji Milika.

W przypadku Milika mówi się o przerwie od 4 do 6 miesięcy.
– Operowałem ponad dwa tysiące więzadeł i widziałem różne przypadki. Miałem pacjentów, którzy wracali na boisko już po 4 miesiącach. Tego typu kontuzja najczęściej zdarza się koszykarzom, na 2. miejscu są piłkarze ręczni, a potem nożni. Po kilku tygodniach od operacji, po 6 tygodniach lub 3 miesiącach, robi się rezonans magnetyczny, dzięki czemu wiemy, jak postępuje gojenie więzadła. Dopiero wtedy można zacząć szacować, kiedy nastąpi powrót. Ważne, aby przesadnie go nie przyspieszać. Andy Williams, lekarz, który operuje całą Premier League, ale też graczy Primera Division, mówił mi, że 40 procent piłkarzy, którzy zerwali więzadła i wrócili za wcześnie, ponownie zrywa je lub więzadła w drugiej nodze w ciągu trzech lat.

Niektórzy po takiej kontuzji nie wracają do stuprocentowej sprawności i superformy.
– Około 70 procent piłkarzy wraca w pełni, czyli odzyskują stuprocentową sprawność i formę sprzed urazu.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Ostrzeżenie dla Nawałki.

ps

Wieża kontrolna do Nawałki: – Uwaga! Rozwinięcie tekstu z Faktu.

To nie pierwsza taka sytuacja w kadrze Nawałki. Podczas zgrupowania w Arłamowie przygotowującego ich do EURO piłkarze dostali pozwolenie na większą imprezę w hotelowej dyskotece. Mieli zrelaksować się po ciężkiej pracy wykonanej na boisku i w siłowni, wypić drinka, odświeżyć głowy. Jeden z nich tak przesadził, że następnego dnia, zamiast na trening, wolał iść na masaż, pod pretekstem lekkiego urazu. Również w trakcie mistrzostw Europy reprezentantom zdarzało się imprezować. W La Baule, gdzie mieszkali, po jednym z meczów grupowych opuścili hotel i poszli świętować w mieście. Ich hotel regularnie obserwowali paparazzi. Do obozu biało-czerwonych dotarła plotka, że mają zdjęcia z tego wypadu. Zaczęła się panika, czy ktoś jest w posiadaniu takich fotografii i którzy piłkarze mogli zostać przyłapani. Szczęśliwie dla nich, tym razem paparazzi nie zachowali czujności i nic sensacyjnego nie pojawiło się w mediach. Wystarczyło odwiedzić hotel piłkarzy dzień przed meczem z Armenią, by zrozumieć, jak wiele zmieniło się w kadrze w kwestii przygotowania. Mieliśmy poczucie, że oto gwiazdy z Europy wpadły na chwilę do ojczyzny zagrać w jakimś pokazowym meczu. Albo że rodzinne zgrupowanie w Juracie przed EURO, na które Nawałka pozwolił piłkarzom zabrać najbliższych, przeciągnęło się do kolejnych eliminacji. Przed wtorkowym spotkaniem było dużo luzu, nikogo nie dziwiły żony czy narzeczone przesiadujące w pokojach zawodników, jakby ktoś zapomniał, że za 24 godziny czeka ich zadanie do wykonania, a do tego potrzebny jest spokój i wycieszenie. Na początku kandencji Nawałki partnerki mogły przyjeżdżać do hotelu po meczach albo w wolnych dniach. Teraz są obecne częściej, a ostatnie zgrupowania zaczęły przypominać rodzinne zjazdy.

ps2

Narodowy jak oddział kardiologiczny. Taki tytuł ma rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem.

Nie ma pan wrażenia, że drużynie brakuje pokory?
– Nie. Zaangażowanie i chęci były na wysokim poziomie. Pamiętacie siebie cztery lata temu? Każdy się zmienia, każdego inaczej kształtuje praca. Latem zagraniczne kluby płaciły za polskich piłkarzy dziesiątki albo setki milionów złotych. Czasem lepiej być kapitanem małego statku, niż marynarzem na wielkiej łodzi. W małych klubach też można zarobić spore pieniądze, trzeba umieć zarządzać swoją karierą. Dziś wciąż mamy tych samych, dobrych piłkarzy, to rynek wykreował kwoty. Musimy dbać o dyscyplinę, żeby się nie rozluźniali. A i to nie jest gwarancją sukcesu. Jesteśmy wiecznie nienasyceni. Nie cieszymy się tym, co mamy tylko chcielibyśmy to, co moglibyśmy mieć. A przecież tacy mocni nie jesteśmy. Mamy jednego piłkarza klasy światowej, kilku na poziomie europejskim i solidnych graczy z których trener stworzył dobrze funkcjonującą drużynę. Cieszmy się tym.

Co jest kłopotem reprezentacji?
– Dotąd, w każdej formacji mieliśmy wyrazistego lidera w najwyższej formie. Dziś nie wszyscy są, ale liczę, że za miesiąc się to zmieni.

ps3

Z tematów ligowych najciekawsza jest rozmowa z Wojciechem Kowalczykiem: Niech klubem rządzi właściciel, a nie kibice.

Kto za to wszystko odpowiada?
– To przecież nie tak, że każdy może założyć kominiarkę i zaatakować w samolocie czy pociągu. Na stadion, na którym siedzi 30 tysięcy ludzi, wchodzi za to bez większych problemów, nikt go nie kontroluje. Jak to możliwe? Gdzie jest ochrona? To przecież Legia jest organizatorem spotkania. Ktoś w tym klubie przecież zatrudnia ochronę, która odpowiada za bezpieczeństwo.

Jak można rozwiązać problem?
– Chciałbym, żeby klubem rządził właściciel, a nie kibice. Na Zachodzie nie ma czegoś takiego. W Hiszpanii fani mają wpływ na wybór prezydenta klubu, ale na tym wszystko się kończy. Nie mówią, co oni sobie wniosą na stadion i tak dalej. Obowiązują pewne zasady, do których większość kibiców Legii się dostosowuje. A tych, którzy łamią regulamin, trzeba ostro karać. Problem istniał od kilku lat, trzeba było rozwiązać go wcześniej. Teraz Legia urządza jakąś pokazówkę. Właściciele chcieli dialogu z kibicami, no to proszę bardzo… Dialog Legii przypomina mi dialog polityków rządzącej partii – niezależnie od tego, kto w danej chwili rządzi – ze społeczeństwem.

ps4

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...