Pierwsze połowy w ostatnich czterech meczach: 6:1 do przodu. Drugie połowy: 1:5 w ryj. Mistrzowie otwarć, później wciągani przez peleton. Oto prawdziwie polski dylemat: czego nam brakuje, by dać sobie radę z drugą połówką? Kondycji? Doświadczenia? A może chodzi o błędy taktyczne? Coś nam podpowiada, że ten jeden jedyny raz w historii futbolu, nie da się wszystkiego zrzucić na brak szczęścia.
Ze Szwajcarią prowadzimy 1:0, kończy się na 1:1, oddychaniu rękawami, profesurze w karnych. Z Portugalią prowadzimy 1:0, kończy się na 1:1, oddychaniu rękawami, brakiem szczęścia w jedenastkach. Z Kazachstanem od totalnej kontroli i 2:0 aż do totalnego chaosu, straty punktów. Z Danią nawet 3:0 nie ustrzegło nas przed nerwową końcówką – niektórzy już się śmieją, że z Armenią mecz zacznie się na poważnie dopiero przy 4:0. Nasza reprezentacja jest trochę jak gość, który umie zarobić pieniądze, ale potem wszystko trwoni, czasem wręcz kuriozalnie, powiedzmy – na spojler do Żuka i tonę andrutów.
Problem reprezentacji jest czytelny – nie umiemy dowieźć prowadzenia. To skarb, którego nie potrafimy obronić przed kradzieżą, a może nawet garb, który ogranicza nam ruchy. Tak jakby prowadzenie zamiast nas uskrzydlać, dodawać pewności siebie, pętało nam nogi. Ile razy słyszeliśmy: Polska prowadzi, więc może robić to, co lubi – zaczaić się i się w szybkie kontry. Tragedia to gdy musimy gonić wynik, bo na lekcjach ataku pozycyjnego polski piłkarz wagaruje. Widać i tutaj kadra Nawałki musi być na opak ze wszystkim, do czego przez lata się przyzwyczailiśmy.
Nie wierzymy, by chodziło o problemy fizyczne. Przecież to są piłkarze z topowych klubów, gdzie musisz być gladiatorem, a gra co trzy dni na pełnych obrotach jest rutyną. Dlatego pozostają tylko dwie opcje – głowa i taktyka. Mentalnie może nam ciążyć prowadzenie, na zasadzie – teraz my już musimy, oni tylko mogą. Względnie cofamy się zbyt głęboko, zostawiamy zbyt wiele miejsca i mamy piłkę zbyt rzadko, co najlepszej od lat personalnie reprezentacji Polski raczej przeszkadza. Uwydatnia jej braki, nie pozwala pokazać atutów, którymi jest – po prostu – umiejętność gry w piłkę.
Problem jest i to poważny, ale to też problem, który łatwo wskazać. Zwykle Polska była kłębowiskiem kłopotów, trudno było złapać za łeb choćby jeden, a często jak już się go ścięło, wyrastały trzy nowe. Tutaj jest praca domowa do odrobienia, a nie straceńcza misja w karkołomnym stylu mission impossible.
Fot. FotoPyK