Reklama

Podchodzi Gigi Buffon i daje mi buziaka. Mówię: co jest?!

redakcja

Autor:redakcja

07 października 2016, 20:59 • 11 min czytania 0 komentarzy

Po długiej przerwie załapał się wreszcie do kadry. Dopiero teraz, choć we Włoszech jest docenianym bramkarzem. Jak żyje mu się w Empoli po odejściu “Zielka”? Jaki zakaz dał na wstępie swojej dziewczynie? W której szatni czuł się nieswojo i o kogo ciągle pytają go Włosi? Kto każe mu golić nogi? Dlaczego Totti świętował gola robiąc sobie selfie i czy… lokował produkt? Zapraszamy na wywiad z Łukaszem Skorupskim.

Podchodzi Gigi Buffon i daje mi buziaka. Mówię: co jest?!

Bez “Zielka” jakoś sobie radzisz w Empoli?

Tak, ale wiadomo, że z nim i z Tonellim mieliśmy super kontakt. Z Zielińskim gadaliśmy sobie po polsku, teraz nie mam z kim, codziennie ze sobą spamujemy, ale to tylko telefon.

Tonelli to ten palacz z filmu na Łączy Nas Piłka.

Świr! Pamiętam to (śmiech). We Włoszech nikogo nie obchodzi, czy ktoś pali. Trenerzy nie dzielą się na pozwalających palić i zabraniających palić, tylko na takich, którzy mówią “możecie palić gdzie chcecie” albo “palcie gdzieś tam za rogiem, a nie na widoku”. Chociaż w Romie trenował mnie Garcia i on wprowadził nakaz powrotu do domów o 23. Powiedział o tym głośno, więc jak potem któryś zawodnik był na mieście po 23, to ludzie robili zdjęcia i wrzucali do internetu. A wracając, Tonelli całe życie robił co chciał, ale nadrabiał zaangażowaniem na treningach. Z Lorenzo spędzaliśmy mnóstwo czasu, praktycznie całe dnie. Skończyło się, jak poznałem dziewczynę.

Reklama

Rozdzieliła was?

Nie, co ty! Mamy jakiś tam kontakt. Ale w sumie, na początku jak zacząłem się z nią spotykać, to namawiał mnie, żebym ją zostawił (śmiech). Tylko że robił z siebie kozaka, a potem sam znalazł laskę i został pantoflem.

Jak ją wyrwałeś?

Miałem kilka dni wolnego, pojechałem do Rzymu odwiedzić znajomych, było trochę osób, między innymi Matilde. Spisaliśmy się potem na facebooku czy instagramie, umówiliśmy na kawę… Ja to wtedy nawet nie szukałem dziewczyny, nie chciałem. Ale pomyślałem, że ładna dziewczyna to się spotkam. Nie chciałem naciskać ma stały związek, ale wyszło tak, że się sobie spodobaliśmy. Po czasie przyznała mi, że już na pierwszym spotkaniu się jej spodobałem, ciągnęło ją do mnie. Spodobał jej się mój akcent, połączenie śląskiego z włoskim zabawnie wychodzi. Widzieliśmy się co jakiś czas, ja poczułem coś więcej po miesiącu czy dwóch i teraz jesteśmy razem.

Kiedy przywieziesz ją do Polski?

Była już. Miałem wizytę u lekarza, więc ją zabrałem. Dzień w Zabrzu, dwa w Krakowie. Właśnie Kraków bardzo się jej spodobał.

Reklama

Zabrze pewnie już gorzej.

Nie, też ok. Ona nie wybrzydza, to normalna dziewczyna. Tylko pytała, jak możemy jeść tak ciężkie potrawy – jajecznicę, parówki na śniadanie. Dla nich często pierwszy posiłek kończy się na kawie.

Matilde jest modelką, tak?

Zajmowała się tym, ale powiedziałem jej, że nie życzę sobie, aby moja dziewczyna pokazywała się w bieliźnie czy stroju kąpielowym. Ona to zrozumiała, powiedziała, że skoro traktuję ją poważnie i mi na niej zależy, to jest w stanie z tego zrezygnować. Bardzo mi tym zaimponowała. Polskie plotkarskie strony znalazły jakieś jej zdjęcia w bieliźnie z przeszłości, ale powiedziałem Matilde jasno, że interesuje mnie tu i teraz i nie mam problemu z tym, co było wcześniej. Ona dobrze sobie radzi, jej rodzice mają hodowlę psów na Sardynii, pomaga im. Jeździ na turnieje z psami. Bieganie przez przeszkody, jakieś ustawianie się, tego typu ćwiczenia. Najlepszego psa wzięła do nas, do Empoli.

Pojechałeś z nią kiedyś na zawody?

Jasne, jak miałem kontuzję, to mogłem się wyrwać. Próbowałem biegać z tymi psami i pokonywać przeszkody, ale…

Zajechały cię?

No, miałem wtedy kontuzję, nie mogłem pokazać się z najlepszej strony (śmiech). Czasem pobiegam z naszym, ma już rok. Matilde go ciągle tresuje, zna się na tym. Świata nie widzi poza psami i mną. Trochę robią mi konkurencję!

Nie masz ich już dosyć?

Nie, co ty! Uwielbiam je, podobają mi się. W ogóle, to da się na tym dobrze zarobić.

Na psach? Jak?

Rodzice mojej dziewczyny mają u siebie wicemistrza Włoch, mnóstwo ludzi się zgłasza, chcą kupić szczeniątka tego psa.

Planujesz mieszkać w Polsce po karierze? Przekonasz ją?

Nie, chcemy żyć na Sardynii. Przez te cztery lata zwiedziłem już praktycznie całe Włochy, bardzo mi się podoba ten kraj. Wieża w Pizie, koloseum – robi to wrażenie. A najbardziej egzotyczna jest Wenecja, wiadomo. Nie potrafiłbym żyć w miejscu, gdzie z każdej strony jest woda. Ludzie stamtąd mają przerąbane. Byliśmy tam z Wszołkiem, Zielińskim i naszymi dziewczynami na sylwestrze.

Skoro sylwester, to się nie utopiliście?

Nie mogliśmy mocno imprezować, już drugiego stycznia był trening, a piątego mecz.

Wracając do Empoli, Pirlo napisał w swojej książce, że Gilardino grał tylko w starych butach, nowe go odrzucały. Jak jest teraz?

Teraz gra w normalnych, Nike mu przysyła. Ale faktycznie ma coś z tymi butami… Bierze nożyczki i podcina nimi pięty. Nie wiem, po co. Ale oprócz problemów z korkami, to normalny gość. Co tydzień całą drużyną jeździmy na wspólne kolacje do Florencji. Alberto prowadzi własną restaurację i zazwyczaj tam jeździmy. Nie chce kasy, więc wiadomo, dlaczego do niego (śmiech).

Kto dba o atmosferkę w szatni po odejściu Tonellego?

Ricardo, nasz magazynier, całe Empoli go zna. Jak ludzie go widzą, to robią sobie zdjęcia, stawiają mu obiad. Ostatnio jedziemy autokarem na stadion, a ten w drodze wstaje i nagle ryczy: “Jedziemyyyyyy, panowie, jedziemyyyyy!”. No, wariat. Taki przypałowiec, że nie uwierzysz… Maskotka drużyny. Często wrzucamy go pod prysznic w ciuchach. Połowę życia znał się z prezydentem klubu, ten zatrudnił go jako magazyniera, ale jedyny związek jaki z tym ma, to chyba plakietka. Gość ogólnie… nie pracuje (śmiech). On się opieprza, a jego robotę magazyniera wykonuje Giancarlo, który ma 78 lat.

Ile?

78. A jest magazynierem, nosi sprzęt, ogarniasz? Ale jakbyś go zobaczył, to w życiu byś nie powiedział, że tyle ma. Z piłkarzy, to najbardziej obrywa Assane Diousse. Ciągle jest z niego beka, ale on się nie obraża. Wrzuca na snapchata filmiki, jak śpiewa murzyńskie piosenki. Szalony gość.

W żarty a’la Artur Jędrzejczyk też się bawicie?

Ostatnio graliśmy mecz z Lazio w pomarańczowych strojach. Następnego dnia do szatni wchodzi jeden zawodnik w pomarańczowym t-shircie. Wzięliśmy jego koszulkę, powiesiliśmy na wiatrak w szatni i powiedzieliśmy, że myślami jest widocznie jeszcze w Rzymie, a koszulka na wiatraku, bo jeszcze się kręci po dryblingach rywali (śmiech).

Przyjemnie wraca ci się do Rzymu?

Dwa lata tam praktycznie nie gram, a jak jestem na miejscu, to nie da się spokojnie przejść, co chwila ludzie chcą zdjęcia albo podchodzą pogadać. Zresztą Roma co jakiś czas organizowała kolacje z kibicami. Wysyłała dwóch piłkarzy do restauracji wypełnionej kibicami Romy.

Ty z kim poszedłeś?

Z Gervinho. Wchodzimy, a tam na powitanie śpiewy o Romie. Atmosfera nie do opisania, fajna inicjatywa.

Jaka była szatnia Romy?

Żartów dużo mniej niż w Empoli, jednak ego jest tam trochę większe. Ale nie było nikogo, kto stawiałby siebie ponad innymi. Ibarbo był największym śmieszkiem. Większość żartów była jego albo o nim.

A jak współpracowało się z Tottim? Mówi się, że jest równie ważny dla Rzymu, co koloseum.

Ważniejszy! Dużo ważniejszy. Totti to naprawdę bóg w Rzymie. Drżała mi trochę ręka, jak witałem się z nim po raz pierwszy. Tam są dwie świętości – papież i Francesco. I nie wiem, czy Totti nie jest traktowany jako ważniejszy. Już sobie wyobrażam jego pożegnalny mecz w Romie. Przecież tam ludzie będą chodzić po mieście i płakać! A niemal na pewno to będzie w tym sezonie. Gość ma już 40 lat, pamiętałem na szczęście o wysłaniu sms z życzeniami. Bardzo równy gość i myślę nawet, że mnie polubił. Trener bramkarzy Romy to jego przyjaciel, a wiadomo, że ja ciągle byłem gdzieś obok niego. Totti często podchodził do nas pogadać.

Miał jakichś odjechanym fanów?

Masę. Ale jednego szczególnie pamiętam, bo prawie codziennie stał pod wyjazdem z naszego centrum treningowego. Wytatuowany wizerunkiem Tottiego, jego nazwiskiem, numerem, herbem Romy. Ale z Francesco, to najlepsza była akcja z selfie po golu w derbach z Lazio. Byłem wtedy na ławce. Wybiegł wtedy z iPhonem, żeby…

Lokować produkt?

Yyy, nie wiem, ja nic nie mówię (śmiech). Nie chcę nic mówić, ale widziałem wcześniej, że do klubu przyjechali ludzie z Apple i rozdali nowe modele kilku zawodnikom.

Bardzo ciekawi mnie, jaki jest Nainggolan. Bo jak się na niego popatrzy…

No właśnie, jest taki, jak wygląda. To sobie wyobraź (śmiech). Ale wbrew pozorom Radja to mądry chłopak, zna sześć języków. Szalony gość, non stop się spóźnia, ogólnie – trudno go nie zauważyć. I przez to jak wygląda i przez zachowanie.

A Doumbia…

(śmiech)

Co jest?

Doumbia? Haha! Kupili go i od razu chcieli wypożyczyć. Delikatnie mówiąc, no nie błyszczał (śmiech).

Z kim trzymałeś się w Romie?

Najbardziej kumplowałem się z Ademem Ljajiciem. Z De Sanctisem też miałem dobry kontakt. Pisze do mnie po każdym meczu, że ogląda, śledzi. A z Ljajiciem spędzaliśmy razem całe dnie. Wiesz, ja nie miałem dziewczyny, on nie miał dziewczyny.

Aha, okej…

Nie, to nie tak! (śmiech) Po prostu się kumplowaliśmy, siedzieliśmy u siebie nawzajem, jeździliśmy razem na treningi. Nie szalej. Widać po mnie, żeby było coś nie tak?

To z kim chodziłeś na podryw?

Nie, że chodziłem, ja nie. Ale na imprezy najlepiej chodzić z Marco Borriello, co chwila miał nową dziewczynę. Kleiły się do niego. Kobiety bardziej ubiegały się o niego, niż on o nie. Nic dziwnego, piłkarz, a do tego przystojny, zadbany facet. W ogóle oni strasznie dbają o wygląd. Wchodzisz pod prysznic, a tam kolega się depiluje. W Polsce popatrzyliby jak na idiotę i kręcili szyderę pół roku. A w niektórych szatniach to wymóg masażystów. Mówią, że nie będą cię masować, jak nie ogolisz nóg.

Jak patrzysz na swoją sytuację w Romie?

Oficjalnie byłem wypożyczony do Empoli na rok, ale od razu umawialiśmy się, że raczej będą to dwa sezony. Ostatnio podpisałem pięcioletni kontrakt, wiążą ze mną przyszłość. Federico Balzaretti zajmuje się wypożyczonymi piłkarzami, mamy kontakt. Teraz Mario Riu przeszedł z Empoli do Romy, czyli to odpowiednie miejsce, żeby się rozwinąć, wypromować i wrócić.

Masz kontakt z Wojtkiem?

Jak byłem kontuzjowany, to rehabilitowałem się w Rzymie, przez tydzień widzieliśmy się codziennie w klubie. Dobrze sobie radzi, wybronił ostatnio mecz z Interem. Jest świetnym bramkarzem, w topie.

Ale nie najlepszy?

Dla mnie najlepszy bramkarz Serie A to Handanović. Graliśmy kilka razy przeciwko sobie, trochę mnie chwalił, wymieniliśmy się koszulkami. Ale świetne wrażenie sprawia zawsze Gianluigi Buffon. Przychodzi pierwszy dać łapę. Mój debiut w Romie był właśnie z Juventusem, wielkie spotkania dają mi kopa. Lubię, jak za moją bramką jest trybuna karków, którzy krzyczą cały mecz i mnie wyzywają. Ogólnie doping mnie nakręca. Nieważne, czy naszych kibiców, czy bluzgi od kibiców rywali.

Kto ma najlepszych kibiców?

Udinese ma fajny stadion i kibiców, lubię tam jeździć. Fani Empoli dają radę, ale doping jest niezorganizowany. Jedni śpiewają to, inni tamto. Za to w Romie często marudzą, przeszkadza im często coś z zarządem, prezesami. Ale jak pod tym względem jest ok, to są dobrzy.

Jak przeżyłeś debiut z Juve? Wiele redakcji wybrało cię wtedy piłkarzem meczu.

Graliśmy niezły mecz, ja zaliczyłem kilka super interwencji, aż w 94. minucie gola strzelił mi Osvaldo. Dopiero co odszedł z Romy, a już strzelił mi na Stadio Olimpico… Ale słuchaj, po meczu podchodzi Buffon i daje mi buziaka. Mówię “Cosa c’é?”, co jest? Taka kultura Włochów, ale i tak mnie to bardzo zaskoczyło. To jeden z najlepszych bramkarzy w historii piłki. Legenda. Człowiek, którego kochają miliony ludzi.

No właśnie, przez takie podejście Włochów do piłki, lepiej się żyje?

Piłkarze mają dużo łatwiej. Nie obowiązuje cię kolejka w sklepie, w knajpie prawie zawsze kibice ze stolika obok płacą za twój obiad. Dziwnie się z tym czuję, trochę niezręcznie, ale wiesz – jak biją to uciekaj, jak dają to bierz (śmiech). Jak jestem z dziewczyną we Florencji i idziemy do restauracji, to zawsze pytają o Boruca. Mówią na niego “Boruk”. Zawsze chciałem poznać Artura, byłem jego fanem. Trafiliśmy razem na zgrupowanie dwa i pół roku temu i okazało się, że jest zupełnie inny, niż myślałem. Wyobrażałem sobie, że to głośny, robiący wiele szumu dookoła gość. A on jest chyba najspokojniejszy w kadrze. Siedzi cicho, chodzi swoimi drogami.

Teraz znowu się z nim spotykasz, długo czekałeś na kadrę.

Minęły ponad dwa lata. Z trenerem jesteśmy cały czas w kontakcie, zwłaszcza z trenerem Tkoczem. Był u mnie na meczu z Lazio, powiedział, że mogę zostać powołany i tak się stało. Fajnie zobaczyć nowe-stare twarze. Cały sztab jest z Zabrza. Współpracowałem z tymi trenerami, z Bartkiem Spałkiem zdarzały się nam wspólne wyjścia na jakieś żarcie.

Zawodników też dobrze znasz. Nie tylko z Górnika.

Tak, na przykład grałem przeciwko “Lewemu” w Lidze Mistrzów, nie strzelił mi, ale asystował przy golu Goetze. Po meczu gadaliśmy, spytałem, czy wymienimy się koszulkami, a Robert zostawił ją w szatni, więc poszliśmy tam po nią. On szukał koszulki, a ja usiadłem między nimi wszystkimi. Kurde, dziwnie się tam czułem. Wiesz, mistrzowie świata, poważni piłkarze. Liczę, że zagram jeszcze wiele razy w Lidze Mistrzów, ale cieszę się, że mam za sobą dwa mecze w niej. Marzeniem każdego piłkarza jest zagrać chociaż jedno spotkanie, usłyszeć hymn z murawy. Ale na kadrze przede wszystkim są chłopaki, z którymi grałem w Zabrzu. Z “Aro” i jeszcze z Pawłem Olkowskim debiutowaliśmy w Górniku w jednym meczu, ze Śląskiem. Jest nasza gwiazda “Pazdi”, który z przecinaka zrobił się pewniakiem do gry w reprezentacji Polski. Długo się nie widzieliśmy, mordka się cieszy przy spotkaniu po tylu latach.

Zdajesz sobie sprawę ze swojej pozycji?

Na dziś jestem czwartym bramkarzem w Polsce, z czasem będzie coraz lepiej. Mamy fantastycznych bramkarzy w kadrze, to normalne, że na razie jestem ostatni w hierarchii. Fabiański robi dobrą robotę, pewnie on będzie kontynuował grę.

Szczerze, liczyłeś na wyjazd na Euro?

Tak, napaliłem się na to. Gdyby nie kontuzja, może pojechałbym jako czwarty do Arłamowa. Choć nie czarując się – trudno byłoby mi zostać w trójce. Teraz chcę walczyć o kolejne powołania i zagrać na mistrzostwach świata w Rosji. To mój cel numer jeden.

Rozmawiał SAMUEL SZCZYGIELSKI

fot. FotoPyK

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...