Reklama

1 listopada wspominamy Adam Ledwonia. Zapalmy świeczkę.

redakcja

Autor:redakcja

01 listopada 2008, 14:33 • 3 min czytania 0 komentarzy

W tym roku pożegnaliśmy Adama Ledwonia, który w czerwcu – co było dla wszystkich olbrzymim szokiem – z powodu problemów rodzinnych popełnił w swoim domu w Austrii samobójstwo. Byłego reprezentanta Polski, a przede wszystkim swojego wielkiego przyjaciela wspominał na blogu Grzegorz Szamotulski. Prosimy o chwilę zadumy…
Wróciłem z pogrzebu Adama Ledwonia. Ciężko się pisze o takich sprawach, zwłaszcza, że byliśmy przyjaciółmi, ostatnie kilka lat spędziliśmy razem. Nie lubię płakać, ale czasami trzeba…

1 listopada wspominamy Adam Ledwonia. Zapalmy świeczkę.

Pogrzeb imponujący – mnóstwo ludzi, piłkarze, z którymi Adam kiedyś grał – tacy jak Kazek Węgrzyn, Bartek Karwan, Zdzisław Strojek, Tomek Iwan, Piotrek Świerczewski, Krzysiek Ratajczyk czy Grzesiek Mielcarski – oraz trenerzy, którzy go prowadzili – był i Antoni Piechniczek, i Piotr Piekarczyk. Z Austrii przyjechał nawet zawodnik, który z Adamem grał w zeszłym sezonie w Austrii Karnten. Sam znalazł w internecie informacje, gdzie będzie pogrzeb i całą noc jechał, żeby zdążyć na czas. Pytał się ludzi w okolicznych mieścinach i jakoś trafił. Tylko z PZPN nikt nie dotarł. Prezes wolał opalać bladą dupę na basenie i paradować bez gaci. Szczerze? To czyste skurwysyństwo.

Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Adam szeroko szedł przez życie i nigdy nie spodziewałem się, że skończy tak szybko i w taki sposób. Poznaliśmy się w Admirze Wacker, do której trafiłem z Amiki Wronki. Potem razem przenieśliśmy się do Sturmu Graz. Pamiętam, że siedzieliśmy u fryzjera, gdy prezes Sturmu zadzwonił do Adama. Omówili warunki kontraktu, a “Ledziu” się zapytał: – A bramkarza nie potrzebujecie?
– A jakiego?
– Szamotulski! Siedzi koło mnie właśnie.
– A chciałby do nas przyjść?
I tak to właśnie, u fryzjera, dokonał się nasz wspólny transfer. Wiele potem razem przeżyiśmy. I wygrane mecze, i przegrane. I nawet wypadek samochodowy, z któremu jakimś cudem wyszliśmy bez większego szwanku.

Anegdot o Adamie jest mnóstwo. Pamiętam jak kiedyś opowiadał o powrocie z reprezentacji Polski. Podjechał na stadion GKS, chciał się jakoś dostać do Opola. Zobaczył, że stoi samochód magazyniera, a więc zakradł się do jego kanciapy i wyciągnął kluczyki. Po stu kilometrach nagle ktoś mu zaczął chrapać na tylnym siedzeniu – właśnie magazynier.
– I co? Wystawiłeś go? – zapytałem.
– Nie, bawił się ze mną trzy dni!
Bo Adaś do zabawy był pierwszy. Ale jak przychodziło do meczu, nie było drugiego takiego twardziela. Pół ligi przed meczami z nami bało się Adama, symulowało kontuzje, wychodząc z założenia, że lepiej zasymulować niż odnieść naprawdę.

Był trochę szalony. Działał czasami szybciej niż myślał i śmiechu było przy tym sporo. Kiedyś w Admirze biegaliśmy wokół boiska, coś mu nagle odbiło, podbiegł do wielkiej donicy i… ją przewrócił. Nagle z budynku obok wychyliła się jakaś kobieta i – po polsku, w Austrii – wrzasnęła: – Jak zaraz tego nie pozbierasz łachudro jedna to wezwę policję! Trzeba było widzieć jak “Ledek” się uwijał i rękami całą ziemię ładował z powrotem.

Reklama

Albo jak w chacie u jakiegoś bardzo bogatego znajomego zrobili konkurs – trzeba było stłuc kulą od bilarda pięciolitrową butelkę whisky, stojącą po drugiej stronie domu. I tak dwie godziny rzucali, że rozwalili wszystko, poza tą butelką. Koszta? Nie przejmował się. Tak jak zostawił kiedyś kabrioleta z otwartym dachem, a przyszła burza. Ktoś tam do Adama dzwonił i krzyczał: – Wracaj i dach zamknij! A Adam na to: – Przyjedzie straż pożarna do odpompuje.

Mógłbym tak godzinami, ale wniosek jest jeden – Adam żył szeroko. I za krótko. Nie mogę tego pojąć, nie mogę… Ł»egnaj, przyjacielu.

Najnowsze

Ekstraklasa

Błyskawiczne transfery Radomiaka. Nowy skrzydłowy wstępnie dogadany z klubem

Szymon Janczyk
0
Błyskawiczne transfery Radomiaka. Nowy skrzydłowy wstępnie dogadany z klubem

Komentarze

0 komentarzy

Loading...