Michał Probierz nie lubi się całować. To znaczy, tego tak naprawdę nie wiemy, ale kiedy mógł przejść do następnego etapu po pucharowy pocałunek śmierci – zwolnił. Jagiellonia w dalszym ciągu jest liderem Ekstraklasy, tylko że właśnie pożegnała się z Pucharem Polski. Lepsza od niej okazała się Pogoń Szczecin, która o półfinał tych rozgrywek zawalczy z drugoligową Puszczą Niepołomice. Czyli jest czego żałować.
Jaga wygrała cztery ostatnie ligowe mecze z rzędu, wystarczyło. Półtora tygodnia temu rozegrała we Wrocławiu dwie dobre połowy, w ten weekend w Kielcach jedną, dziś w Szczecinie – ani jednej. Ale warto też zwrócić uwagę na to, ile w ostatnich dniach zespół spędził czasu w podróży. Białystok – Kielce – Katowice – Szczecin – Białystok, bo właśnie z Katowic było najdogodniejsze połączenie pociągiem. Przegląd Sportowy zażartował, że Probierz nie ma nawet kiedy otworzyć urodzinowej whisky.
Mimo podstawowego składu na Pogoń wzbogaconego jeszcze o Cernycha, dziś dla gości wszystko układało się nie tak. Strata piłki na własnej połowie, atak Portowców i zagranie Tomasika, po którym Murawski padł w polu karnym. Czy tylko padł, czy rzeczywiście był faulowany – nie wiemy, z powtórek w oczywisty sposób to nie wynikało. Jaga jednak na dzień dobry przegrywała, a z gry miała niewiele, jakby w komplecie do Szczecina nie dotarła. W pierwszej niezłej akcji zacentrował w pole karne Frankowski, Cernych wyskoczył, stojący obok niego Lewandowski wrósł w ziemię… 1:1.
Dał gościom kopa ten gol, tuż przed przerwą mogli objąć prowadzenie po sytuacji Burligi. W drugiej połowie – też zaczęli oni, groźny strzał Romanczuka odbił Kudła. Ale wtedy, przez ostatnie pół godziny, sporo okazji do wykazania się miał Węglarz: główka Piotrwskiego z 10. metrów, główka Drygasa 6. metrów i znów główka Drygasa, który wykorzystał nieporozumienie bramkarza z Runje. Co istotne, przy każdym z trzech ataków z prawej strony boiska dośrodkowywał Cornel Rapa.
Pogoń pokazała już, że nie odpuścił. Gyurcso świetnie uderzył z rzutu wolnego i do maksymalnego wysiłku zmusił Węglarza, w końcu – po dograniu Zwolińskiego wyszedł na czystą pozycję i strzelił nie do obrony. I mimo że koniec meczu zbliżał się nieubłaganie, obrońcy Jagi prosili o jeszcze. Zaprosili praktycznie rywali pod własne pole karne, pozwolili Nunesowi spokojnie między nich wbiec, przymierzyć…
Tak, to był dobry występ ze strony Pogoni. Na początku sezonu było sporo krytycznych słów pod adresem Kazimierza Moskala, z czasem zaczęły pojawiać się chwilowe przebłyski. Jak ten dziś – domowe 4:1 z Jagiellonią, w pełni zasłużone.
Fot. FotoPyk