Czujemy się trochę tak, jakbyśmy całe życie oglądali Modę na sukces i właśnie odpalali jej ostatni odcinek. Z nostalgią będziemy wspominać ludzi z kieleckiego ratusza, którzy szukali inwestora dla miejscowego klubu z gracją Wiesława z Piekoszowa szukającego dzień w dzień osoby mogącej go poratować. Obie strony (inwestor z Senegalu i miasto) porozumiały się już co do warunków przejęcia klubu, dziś po meczu ma być to oficjalnie ogłoszone. Gdy przypomnimy sobie te wszystkie historie związane ze sprzedażą Korony… ehh, łezka się w oku kręci.
Nowy właściciel klubu budzi kilka pytań, a więc my – jak zawsze uczynni – spieszymy z odpowiedziami. Pytania są o tyle uzasadnione, że ludzie z Senegalu w polskiej piłce to pewna egzotyka, gdyż jeszcze nie zdarzyło się, by klub ekstraklasowy był w posiadaniu ludzi z Afryki.
Jak wyglądają kielczanie dowiadując się, że klub nie będzie już na garnuszku miasta?
Jak wyglądają, gdy dowiadują się, że ich klub zostanie oddany w ręce Senegalczyków?
Czy to… yyy… Czy to już klub został sprzedany?
Nie może nam to przejść przez klawiaturę, ale wszystko wskazuje na to, że następny tydzień kielecki klub zacznie od zmian w strukturze właścicielskiej. Oczywiście wszystko wskazywało też na to w pięciu czy sześciu poprzednich przypadkach, więc ciężko odpędzić się nam od wątpliwości – w Kielcach nie raz udowadniali, że nie ma takich rozmów, które nie mogłyby się zakończyć fiaskiem. Była już nawet sytuacja, że jeden z inwestorów zdążył podpisać wstępną umowę, a finalnie i tak nic z tego nie wyszło.
Dopóki nie zobaczymy Senegalczyków za sterami klubu, nie uwierzymy. A nawet jeśli i zobaczymy, też nie będziemy dowierzać. Logika wciąż będzie nam podpowiadać, że to wszystko może się jeszcze spektakularnie wywalić.
Czy Senegalczycy zrobią z Korony Kielce potęgę?
Nie i sami nie ukrywają, że nie zamierzają szastać forsą na prawo i lewo – raczej interesuje ich doprowadzenie do sytuacji, gdy do Korony nie trzeba byłoby dokładać (ewentualnie byłyby to tylko niewielkie kwoty). Jeśli więc spodziewacie się, że Możdżenia zastąpią nagle ludzie wzięci za uszy z Bundesligi, możecie już teraz wyzbyć się złudzeń. Będzie tak jak obecnie: trochę bidnie, ale w miarę solidnie.
To oczywiście i tak lepiej niż branie kasy od miasta i opłacanie pensji Rymaniaka czy Gabovsa z portfela kielczan, którzy mogli za to wyremontować sobie kawałek drogi albo postawić plac zabaw. Miasto jednak wciąż będzie dokładać do interesu. Przez najbliższe trzy lata ma wspierać klub kwotą dwóch milionów na rok.
Czy zaczną sprowadzać senegalski szrot?
Były takie obawy, ale nie, Senegalczycy nie będą sprowadzać ze swoich malowniczych wiosek szrotu, a powód jest bardzo prosty – limit obcokrajowców spoza UE. Możecie więc spać spokojnie.
Czy Senegalczycy chcą zarabiać na Koronie Kielce?
Nie, w żadnym razie, jedynym powodem, dla którego przejmują klub jest miłość do bramek Michała Przybyły.
Oczywiście, że chcą zarabiać. Na samym klubie sensu stricto nie – będą traktowali go tylko jako inwestycję. Prawdziwy zarobek ma płynąć z biznesów, które dzięki przejęciu klubu mają się rozkręcić. Ibrahima Thiam uważa, że Senegal to rynek atrakcyjny dla polskich przedsiębiorców, ale
a) ci o tym nie wiedzą,
b) jeśli już o tym wiedzą – nie mają pojęcia, jak na ten rynek wejść.
Senegalczycy stwierdzili, że za te pieniądze nie zrobią sobie w Polsce lepszej reklamy, więc chcą uczynić sobie z Korony megafon. Zawsze to poważniej wygląda, kiedy negocjujesz z właścicielem klubu z Ekstraklasy, a nie z przybyszem z Afryki, który nawija ci makaron na uszy, a ty nijak nie jesteś w stanie tego zweryfikować.
Tak w wywiadzie z nami wypowiadał się przedstawiciel senegalskiej opcji, Peter Kaluba.
Senegalczycy potrzebują napływu inwestorów i bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Można byłoby stanąć na rynku w Krakowie i krzyczeć do ludzi „chodźcie do Senegalu, tam można robić biznes”. Ale to mogło by odnieść marny skutek. Nikt nie potraktowałby przecież takiej akcji poważnie.
Polityczne Weszło miałoby co robić.
Ludzie pukaliby się w głowę i pytali, o co chodzi temu nawiedzonemu czarnemu. Korona ma spełniać rolę w pewnym sensie takiego megafonu. Ma wysłać do firm informację i umożliwiać im bezpieczne wejście na nowy rynek. Afryka ma za sobą mnóstwo lat kolonializmu i niewolnictwa, ktoś zawsze nią rządził, ma bardzo świeżą historię niepodległości. Z drugiej strony mało kto wie, że Senegal ma niedawno odkryte, jeszcze nie wyeksploatowane złoża ropy czy gazu. Amerykanie, Brytyjczycy, a przede wszystkim Francuzi, czy Chińczycy są tam mocni. A taka współpraca może być szansą dla Polaków. Pytanie dla przedsiębiorców: czy wchodzić na rynek, który jest już rozwinięty, mieć bezpieczną sytuację i zarabiać niewiele? A może wejść w nieodkryte, wtedy, gdy wszystko dopiero rośnie? Ryzyko jest większe, ale i premia za to ryzyko może być znacznie większa.
Czyli w skrócie: Ibrahima Thiam potrzebuje Korony, by wysłać w Polskę komunikat, że w Senegalu też da się robić interesy, pomagać polskim firmom wejść na nowy rynek i z tego czerpać zyski.
Dokładnie tak. W planie jest też współpraca z dwoma agencjami rządowymi. Jedna zajmuje się ściąganiem inwestycjami zagranicznych do Senegalu, druga eksportem. Obaj szefowie są świadomi tego projektu. Jest sporo polskich firm, które chciałyby wejść na rynek afrykański, ale zwyczajnie nie wiedzą, jak to zrobić. Brakuje im kontaktów, misje gospodarcze nie zawsze umożliwiają bezpośredni kontakt z przedsiębiorcami. Brakuje miejsca, gdzie można spotkać się w nieoficjalny sposób i mieć neutralny grunt do tego, by pogadać o biznesie, zrozumieć kulturę. Sam fakt, że właścicielami mieliby być Senegalczycy, buduje myślenie pod tytułem „a, może warto zainwestować w Afryce. Ale w jakim kraju? Może w takim razie w tym Senegalu, skoro jest możliwość? Pojadę do Kielc i pogadam w bezpiecznym otoczeniu, co mogę zrobić”. Prezydent deklaruje otwarcie senegalskiego biura przy parku technologicznym, więc będzie nawet ku temu miejsce.
Klei się to.
Senegalczycy mogliby skupić się wyłącznie na zyskach z części sportowej, na promowaniu piłkarzy i sprzedawaniu ich. Ale to jest tak, jakby mieli tylko jedną nogę.
Trzyma się to kupy? Jak dla nas – trzyma się. Cały wywiad możecie przeczytać TUTAJ.
Dlaczego na myśl o inwestorze Korony rzednie nam mina?
Bo kończy się jeden z najlepszych seriali komediowych w polskiej piłce. Szukanie inwestora przez kielecki klub przejdzie na stałe do historii polskiej piłki. Najpierw na konferencję prasową zaproszono tajemniczego pana w dżinsowej kurtce, nikt nie powiedział, kim jest, jak się nazywa i kogo reprezentuje, przekaz był jednak prosty: – To jest gość, który wkrótce nas uratuje! Oczywiście – szok i niedowierzanie – nikogo nie uratował i słuch szybko o nim zaginął. Potem przewijały się w mediach przeróżne opcje. Jak nie Hindusi, to Anglicy. Jak nie Anglicy, to Niemcy. Ci zaczęli już nawet współpracować z Koroną i lokować w klubie piłkarzy, z którymi byli związani (jak Chiżniczenko), ale współpraca szybko wygasła. Potem władze miasta kolportowały informację o zainteresowaniu AS Roma, głównie wtedy, gdy Rada Miasta nie chciała dać Koronie kolejnej dotacji. Podczas debat na salę wpadł gość z wydrukowaną ofertą AS Roma, ale dziwnym trafem do konkretów jednak nie doszło. Prezydent miasta paplał później w mediach, że wprawdzie od pięciu miesięcy nie może się spotkać z przedstawicielami rzymskiego klubu, ale tacy są już ci Włosi, tak się robi z nimi interesy. Hitem było jednak zadzwonienie do Calvina Kleina. Skoro w herbie miasta widnieje skrót CK, skoro takie logo ma firma znanego projektanta…
Ehh, to działo się naprawdę. I będzie nam bez tych poszukiwań cholernie smutno.
Pozostaje liczyć na to, że ze względu na szeroko pojętą egzotykę nowych właścicieli Korony, podobnych kwiatków nie zabraknie.